Dla miejskich aktywistów 125-tysięczny Gorzów stał się symbolem sukcesu. Jesienią 2014 r. tamtejsze stowarzyszenie Ludzie dla Miasta (LdM) wprowadziło do rady siedmiu reprezentantów, wchodząc klinem pomiędzy PO i PiS. Mało tego: popierany przez LdM 33-letni Jacek Wójcicki już w pierwszej turze wyborów pokonał prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, który rządził miastem od 16 lat. – Żartowaliśmy wówczas, że gdyby nowy prezydent nagle zarządził dwa tygodnie głodówki, mieszkańcy ochoczo by na to przystali. Tak bardzo był popularny – wspomina w rozmowie z „Plusem Minusem" Marta Bejnar-Bejnarowicz, radna, a zarazem szefowa LdM.
Śmiech rychło jednak przerodził się w gniew, a przyjaźń w otwartą walkę. – Prezydent utknął w klinczu pomiędzy PO a PiS, zaczął obsadzać stanowiska ludźmi z partyjnego nadania, nie chciał ujawnić zarobków swojego doradcy, a konsultacje społeczne albo deprecjonuje, albo sprowadza do absurdu. Kiedy jakiś temat jest mu nie na rękę, uchyla się od wszelkiej dyskusji, rzucając tylko „muszę to skonsultować" – wylicza Bejnar-Bejnarowicz i konkluduje: – Jacek Wójcicki roztrwonił całe zaufanie, jakim go darzyliśmy. Przestał realizować nasz program.
Efektem gorzowskiej wojny był rozpad klubu radnych LdM. Wiosną tego roku Kongres Ruchów Miejskich (związek zrzeszający organizacje aktywistów, którzy działają w polskich miastach) publicznie napiętnował Wójcickiego, wycofując dla niego poparcie. Lech Mergler, działacz miejski z Poznania, a zarazem szef Związku Stowarzyszeń KRM, jest bezlitosny: – Wójcicki, mówiąc krótko, zdradził.
Co na to prezydent? – W ruchach miejskich pojawił się niepokojący trend. Zdolność do działania została wyparta przez krytykę. Liczba zapytań, które ich przedstawiciele kierują do urzędu, zmusza nas do zatrudnienia dodatkowych osób. To sztuka dla sztuki – mówi Wójcicki „Plusowi Minusowi" i podaje przykład związany z budową drogi. – Mieszkańcy czekali na nią od wielu lat. Z powodów bezpieczeństwa należało usunąć część drzew. Zostaliśmy zmuszeni do tego, by szukać kryjówek nietoperzy, badaliśmy mchy... W efekcie zadanie zostanie mocno przesunięte w czasie – podkreśla. Ale najcięższe działa wytacza na koniec: – Ruchy miejskie weszły w buty sformalizowanej polityki, co może osłabiać ich zdolność do kontynuowania misji.
Czy zatem Gorzów, niegdyś synonim sukcesu ruchów miejskich, na naszych oczach nie staje się aby symbolem trawiącego je kryzysu?