Stworzony przez kontrowersje
Schulz ma opinię polityka walącego prosto z mostu. Nierzadko aroganta poddającego się emocjom. – Sprawiał niekiedy wrażenie, że jego emocjonalne wybuchy są kontrolowane, są częścią politycznej gry i mają sprawiać wrażenie wielkiego zaangażowania w sprawę, przydać mu autentyczności w biurokratycznym otoczeniu – twierdzi jedna z zagranicznych dziennikarek pracujących w Brukseli. Był nierzadko przekonany o własnych racjach do tego stopnia, że często nie docierały do niego argumenty adwersarzy. A ma ich w Europie wielkie grono.
W Polsce zapewne więcej niż gdzie indziej. Zwłaszcza na prawej stronie sceny politycznej. Zawdzięcza to krytyce Polski za nieprzyjmowanie uchodźców, czyli z jego punktu widzenia prezentowaniu elementarnego braku solidarności europejskiej. Stąd groźby, że Niemcy ograniczą swoje wpłaty do przyszłego budżetu Unii Europejskiej, jeżeli kraje korzystające z funduszy, takie jak Węgry i Polska, nie pomogą w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego. Nie mogło się to nie podobać w Berlinie.
Lista zarzutów Warszawy pod adresem Schulza jest długa. Wśród nich jest choćby określenie wydarzeń w Polsce po zwycięstwie „dobrej zmiany" mianem „mających charakter zamachu stanu". Twierdził też, że w Polsce panuje „demokracja w stylu Putina". Reduta Dobrego Imienia obiecała wtedy wysłać mu specjalny pakiet informacji o tym, co dzieje się w Polsce, a jej szef dał do zrozumienia w telewizji Republika, że w końcu trudno się dziwić jego indolencji, bo Schulz nie ma nawet matury. Jeden ze znanych dziennikarzy napisał, że Schulz to „ćwok", który rządzi Europą, a nie mówi nawet w żadnym obcym języku. „Nie upraszczajmy" – sprostował to europoseł Zdzisław Krasnodębski, zapewniając, że przewodniczący parlamentu wygłasza przemówienia po angielsku i francusku. Nie wszyscy wiedzą, że zna jeszcze niderlandzki. – Schulz to na pewno skrajny lewak, który uważa, że wszystko, co odstaje od lewackiej normy, jest zagrożeniem dla Europy – ogłosił Witold Waszczykowski w kilka tygodni po objęciu stanowiska szefa polskiej dyplomacji.
W zgodnej opinii obserwatorów momentem przełomowym jego kariery było słynne starcie w Parlamencie Europejskim z premierem Włoch Silvio Berlusconim w czerwcu 2003 roku. Włochy obejmowały przewodnictwo w UE i z tej okazji Berlusconi gościł w PE. Martin Schulz wykorzystał tę okazję do oskarżających pytań dotyczących łączenia przez Berlusconiego funkcji premiera i szefa koncernu medialnego oraz podejrzanych interesów włoskiego polityka. – Panie Schulz, pewien producent we Włoszech robi właśnie film o nazistowskich obozach koncentracyjnych. Zaproponuję pana do roli kapo, do której pan się doskonale nadaje! – rzucił Berlusconi. Na sali zawrzało z oburzenia. Zrobił się skandal międzynarodowy. Kanclerz Gerhard Schröder zażądał przeproszenia Schulza. A premier Włoch zadzwonił z przeprosinami jedynie do Schrödera. Poważne europejskie media stanęły po stronie Schulza. Berlusconi przegrał nawet w samych Włoszech, gdzie dwie trzecie Włochów uznało, że ich premier zaszkodził krajowi.
Niedługo później Schulz spotkał się z dziennikarzami zagranicznym mediów w berlińskim hotelu Adlon. Powiedział co myśli o Berlusconim, ale bez większych emocji. Więcej miejsca starał się poświęcić wizji jednoczenia Europy. Był to czas przed rozszerzeniem UE i dyskusje dotyczyły często wykładu szefa niemieckiej dyplomacji Joschki Fischera na Uniwersytecie Humboldta. Zaprezentował tam wizję Federacji Europejskiej niemal na wzór niemiecki. Schulz był zawsze zwolennikiem tej idei. Najdobitniej sformułował to całkiem niedawno, zapowiadając utworzenie Zjednoczonych Stanów Europy i to już w niedalekiej przyszłości, bo w 2025 roku. – To absurd – orzekli zgodnie niemieccy politycy, nie tylko z CDU, ugrupowania Angeli Merkel.
Księgarz burmistrzem
W rok po awanturze z Berlusconim Schulz został szefem frakcji socjalistów w Parlamencie Europejskim. W tym czasie do frakcji dołączył europoseł Marek Siwiec z SLD. – Schulz okazywał nam wielką przychylność. Wypytywał o Polskę, podkreślał, że jego żona pochodzi z naszego kraju i był wyraźnie emocjonalnie zaangażowany w sprawy polskie – mówi „Plusowi Minusowi" Siwiec. W jego ocenie Schulz posiadał umiejętność prowadzenia dialogu i zawierania kompromisów.