Łukasz Jasina: Sam powalczyłem o swoje prawa

Rozumiem, że Bart Staszewski chce się mienić zbawcą osób LGBT broniącym nas przed prześladowaniami, ale może niech najpierw zacznie od tego, że przestanie prześladować mnie - mówi Łukasz Jasina, rzecznik MSZ.

Publikacja: 03.12.2021 10:00

Łukasz Jasina, rzecznik MSZ

Łukasz Jasina, rzecznik MSZ

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Plus Minus: Widzę, że telefon ciągle dzwoni.

Bywają takie momenty, kiedy nie dzwoni. W nocy ciągle dzwoni rzadko. No cóż – taka praca.

A często dobijają się zagraniczni dziennikarze w sprawie sytuacji na naszej wschodniej granicy?

Tak, moje numery telefonu są już wszędzie – czy to służbowy, czy prywatny – więc dzwonią z całego świata. To trochę jak w anegdocie o Stalinie, że między nim a robotnikiem są cztery osoby – więc między mną a każdym dziennikarzem na świecie, jak się okazuje, są co najwyżej dwie osoby, a zazwyczaj znajduje się jednak ktoś, kto zna mnie i takiego dziennikarza, więc łatwo im do mnie dotrzeć.

To chyba dobrze, że wreszcie można się dodzwonić do rzecznika, którego długo nie było.

Niby wiedziałem, co mnie czeka w tej pracy, bo iluś tam urzędników w życiu znałem, recenzowałem pracę różnych urzędów państwowych i samorządowych jako publicysta, zwłaszcza w „Kulturze Liberalnej", gdy potrafiłem formułować wiele pomysłów na to, jak państwo ma działać lepiej, i byłem znawcą cudownych recept na wszystko, ale okazuje się, że to nie zawsze tak działa, bo każdy urząd ma swoją specyfikę.

I jaką specyfikę ma Ministerstwo Spraw Zagranicznych?

Tu trzeba cedzić każde słowo i o nie dbać. I wiem już, że można bardzo długo się zastanawiać, co chce się powiedzieć, a i tak powiedzieć coś źle...

Odważnie więc, że zgodziłeś się na osobisty wywiad.

Cóż, mam pewne zaufanie do „Plusa Minusa", bo go czytam (śmiech). Myślę, że dziennikarzy trzeba jednak obdarzyć pewną dozą zaufania.

Czytaj więcej

Michał Paca: Niekończący się wyścig za przyjemnościami

To jak już taki zagraniczny dziennikarz się dodzwoni, to czego się dowie?

To zależy, czy w ogóle będzie chciał się czegoś dowiedzieć. Bo dzwonią bardzo różni dziennikarze. I tacy, którzy rzeczywiście chcą poznać perspektywę państwa polskiego, i tacy, którzy od początku nastawieni są bardzo negatywnie.

To po co do ciebie dzwonią?

Bo potrzebują tzw. setki do materiału, komentarza podpisanego przez kogoś formalnie reprezentującego polską instytucję, bo potrzebują kogoś takiego w swoim programie, bo bądź co bądź w większości państw świata istnieją jednak demokratyczne media i pewien pluralizm, czyli nie zaprasza się do nich tylko jednej strony. Ale już to, czy uda nam się przedstawić w tych mediach polską perspektywę, zależy od wielu czynników. Wiele jest rzeczy, które temu zagrażają...

...na przykład to, że dziennikarze nie mogą relacjonować sytuacji po polskiej stronie granicy.

Rzeczywiście, dziennikarze bardzo chcieliby pojechać do strefy stanu wyjątkowego.

I dziwi cię to?

Nie, oczywiście, choć sam mam wrażenie, że można zdobyć informacje jednak bez tego wyjazdu i w miarę dobrze przedstawić sytuację na granicy polsko-białoruskiej.

Ale jakbyś nadal pisał w „Kulturze Liberalnej", tobyś żądał dostępu do granicy.

Prawdopodobnie tak, ale teraz rozumiem, że niekoniecznie to jest do czegokolwiek potrzebne, a po drugie... cóż, jak się przyjmuje stanowisko rzecznika w jakimkolwiek ministerstwie, to szanuje się prawo takie, jakie jest, i to prawo się wspiera. Ten dylemat mam już więc za sobą.

Tyle że pewnie się nie spodziewałeś, rozpoczynając pracę na początku września, że tak szybko będziesz musiał się zmierzyć z podobnymi dylematami w praktyce. Jak to jest zostać rzecznikiem MSZ na początku największego kryzysu międzynarodowego w dziejach III RP?

Na stanowisku rzecznika MSZ kryzys jest codziennie, bo zawsze trzeba się mierzyć z trudnymi wyzwaniami, tylko że teraz jest ich po prostu jeszcze więcej. I ten kryzys wymaga od nas nowego spojrzenia, na przykład zrozumienia, że trzeba dbać o komunikację z mediami.

Dobra, a bez lania wody – byłeś na to gotowy?

Na każdy kryzys człowiek jest gotowy, póki ten nie nastąpi. Jest ciężko, ale czym jest moja w gruncie rzeczy skromna praca wobec tego, ile robią Stanisław Żaryn, rzecznik koordynatora do spraw służb specjalnych, czy Anna Michalska, rzeczniczka Straży Granicznej...

...która ma swoje pięć minut sławy.

Tak, tylko nie zawsze to te pięć minut, które chcieliśmy mieć. Ja je ocenię, jak się skończą (śmiech). Choć przyznam szczerze, że gdy się pracuje, to się nie myśli o pracy jak o sławie.

Czytaj więcej

Rafał Rogulski: Na historyczne manipulacje mamy szczepionkę

Ty swoje pierwsze pięć minut sławy miałeś jeszcze przed kryzysem na granicy, bo jak tylko objąłeś stanowisko, to zrobiło się głośno o tym, że gej został rzecznikiem w pisowskim rządzie.

Wszystko zaczęło się drugiego dnia mojej pracy w MSZ, gdy napisał o tym pisarz Ziemowit Szczerek, ale prawie nikt tego nie zauważył. Następnego dnia jednak powielił to Bart Staszewski, którego nigdy nie poznałem, choć jest podobno z Lublina, gdzie kończyłem studia i wykładałem, ale znali go niektórzy moi przyjaciele, którzy wcześniej uważali go za wielkiego bohatera walki o prawa osób LGBT. Trochę im się odmieniło po tym, jak zaatakował mnie w taki sposób...

Czujesz, że zostałeś wyoutowany?

Nie wiem, bo ci, którzy mnie znają, wiedzieli. Ja po prostu wywodzę się ze starej polskiej tradycji polegającej na tym, że nie czynię ze swojego prywatnego życia użytku publicznego. Nie mam po prostu takiego zwyczaju. I przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że coś takiego nastąpi, a przede wszystkim, że atak nastąpi z tej strony.

Jako filmoznawca i zarazem ekspert w dziedzinie polityki pamięci żyłeś w dwóch różnych światach – liberalnym filmowym i prawicowym historycznym. To nie jest trochę tak, że np. w zespole „Kultury Liberalnej" ludzie wiedzieli, że jesteś gejem, a na prawicy to raczej mało komu o tym mówiłeś?

Mam całkiem sporo dobrych znajomych na prawicy i oni wiedzieli, ale pewnie wiele innych osób musi się z tym jakoś pogodzić. Zazwyczaj jednak mam o czym rozmawiać z ludźmi, więc nie z każdym od razu przechodzę do tego tematu. Jedni więc uważają, że o mojej orientacji było przecież wiadomo, czyli to żadne wyoutowanie, inni – że nie mieli pojęcia, więc Szczerek ze Staszewskim wyoutowali mnie wbrew mojej woli, a jeszcze inni, także niektórzy moi byli znajomi, na przykład pisarz Jacek Dehnel, uważają, że wyoutowano mnie jak najbardziej słusznie. To już zależy od tego, jaki kto ma do mnie stosunek.

A ty jak uważasz?

Dla mnie mówienie o takich rzeczach nie ma związku z pojęciem słuszności. Sam do swojej orientacji seksualnej mam normalny stosunek, co oczywiście wymagało ode mnie parę lat pracy, odkrywania swojej osobowości, ale gdy w wieku dwudziestu kilku lat uświadomiłem sobie, kim w końcu jestem, to od tej pory nie mam z tym żadnego problemu.

A może to prawica chciała mieć geja na widocznym stanowisku, by pokazywać, że wcale nie jest homofobiczna?

Jeśli ktoś gdzieś taki scenariusz wymyślił, to na pewno go ze mną nie skonsultował (śmiech). A poważnie, to spiskowa teoria. No cóż, stało się, jestem rzecznikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych w obecnej Polsce – jakoś trzeba z tym żyć (śmiech). I ja też muszę się pogodzić z tym, że niektórym to nie pasuje.

Na prawicy?

Na prawicy nikt mi tego nie okazał. Nie wiem, czy to jest związane z obecnym konfliktem politycznym, logiką plemienną, ale atakują mnie ludzie z lewej strony, a ci z prawej mnie bronią. Nie pracowałbym dla tego rządu, gdybym nie miał poglądów bardziej prawicowych niż lewicowych. Mam inne opinie o tej władzy niż Bart Staszewski i chyba mam prawo je mieć, prawda? Potrafię jakoś sam do nich dojść, a nawet też dokonałem pewnej samodzielnej walki o prawa Łukasza Jasiny w społeczeństwie (śmiech). Zupełnie innymi metodami, zupełnie innym podejściem. Potrafię prowadzić normalne życie, choć zdaje się, że Bart Staszewski chyba nieco inaczej definiuje życie, którym według niego powinienem żyć... Rozumiem, że on chce się mienić zbawcą osób LGBT broniącym nas przed prześladowaniami, ale może niech najpierw zacznie od tego, że przestanie prześladować mnie.

Nie masz wrażenia, że ten rząd jednak obrał sobie osoby LGBT jako wroga?

Nie mam wrażenia, żeby społeczności LGBT po roku 2015 rzeczywiście zaczęło się żyć jakoś gorzej. Fakty są takie, że odkąd ta sprawa pojawiła tak mocno w argumentacji politycznej, Polacy wręcz zaczęli lepiej rozumieć nasze problemy, widać dziś większe przyzwolenie dla naszego funkcjonowania w społeczeństwie. Nie pamiętam, by przed rządami PiS w mediach masowego przekazu poświęcano nam tyle czasu, ile dziś. Polska w ciągu ostatnich kilku lat nauczyła się wielu rzeczy.

Chcesz więc powiedzieć, że to super, że rząd zaczął was tak mocno atakować i że brawa za to dla PiS?

Rozmawiamy na poważnie, a nie dla oklasków (śmiech). Ale wychodzi na to, że społeczeństwo wie lepiej, zaczęło wreszcie dostrzegać, że istniejemy i mamy swoje problemy. Ale pamiętajmy też, że ta grupa społeczna składa się z różnych ludzi, że rzeczą, która nas łączy, jest orientacja seksualna – tylko i aż. Z całym szacunkiem, ale ty i Krzysztof Bosak z prawicy czy ty i Bartosz Rydliński z lewicy też macie wspólną orientację seksualną, ale co poza tym was łączy? Powiedzmy sobie szczerze: stereotypizowanie osób LGBT jest rzeczą straszną, ale ono występuje po różnych stronach.

Czytaj więcej

Szczyl: Rap zacząłem robić dla żartów

Byłeś kiedyś na marszu równości?

Nie, ale ja w ogóle nie jestem fanem marszów, bo mieszkam tuż obok trasy Marszu Niepodległości, na warszawskim Powiślu, i na nim też nigdy nie byłem. Właściwie z pochodów to raz w życiu, w „zerówce", zmusili mnie, bym poszedł na pochód pierwszomajowy, i mnie to wystarczy.

Pochód, rozumiem, w Hrubieszowie?

Tak, jestem gejem z prowincji (śmiech). Oczywiście, doświadczyłem różnych form wykluczenia w swoim życiu, ale nigdy nie chciało mi się budować wokół tego żadnej martyrologii. Zresztą, jak to w najbardziej na wschód wysuniętym mieście Polski, najmocniej doświadczyłem jednak wykluczenia w sensie ekonomicznym, czyli biedy. Teraz jestem ze swojego miasta bardzo dumny, ale dopóki w nim mieszkałem, to nie była łatwa relacja. Na pewno z perspektywy pogranicza łatwiej zrozumieć, na czym polega konieczność obrony granicy, o co chodzi w tych lękach – uzasadnionych i nieuzasadnionych – przed agresją ze wschodu. Zresztą w Hrubieszowie mieszka bardzo wielu strażników granicznych, sam też mam przyjaciół, kolegów i koleżanki w straży, rozmawiam z nimi i to nie są łatwe rozmowy, bo naprawdę mają ciężką pracę.

Czujesz bliskość z Ukrainą?

Tak, ale to bliskość czasami bardzo daleka. Mam wrażenie, że niektórzy działacze Związku Ukraińców w Polsce bardzo mnie nie lubią, a ja czasem nie lubię pewnych rzeczy na Ukrainie, tak samo jak i pewnych rzeczy w Polsce. Ale wydaje mi się, że mam dość zdrowy stosunek do Ukrainy. Podobno ambasador August Zalewski, późniejszy minister i prezydent, dowiedział się od papieża Piusa XI, że jest taka dobra rada dla dyplomatów: powinni opuścić kraj, który zaczynają za bardzo lubić albo za bardzo nie lubić. I przenosząc to z dyplomatów na tzw. ekspertów, ja Ukrainę lubię w sam raz (śmiech).

Znasz dobrze ukraiński?

Czy dobrze, to nie wiem, ale znam. Z oczywistych powodów najwięcej jeździłem w życiu na Ukrainę i na Białoruś, znam te kraje najlepiej i bardzo chciałbym, by żyło tam się lepiej i by nasze stosunki się lepiej układały. Z Ukrainą, uważam, że mimo wszystko jest dobrze, a z Białorusią też kiedyś będzie, ale chyba jeszcze nie teraz.

A jak to się stało, że obejrzałeś chyba wszystkie filmy w historii kina? Nie miałeś co robić w tym Hrubieszowie?

Chyba nie wszystkie, ale rzeczywiście, przeczytałem chyba wszystkie książki, które były w biblioteczce moich dziadków, potem w dwóch publicznych bibliotekach w mieście, więc zacząłem oglądać filmy (śmiech). Tak się złożyło, że ponieważ w Hrubieszowie kina już nie było, to pozostała mi klasyka kina puszczana w latach 90. w polskiej telewizji w dużych ilościach, bo była tania i łatwo dostępna. Nie było trudno zbudować sobie dobrą wiedzę o świecie filmowym.

Kiedy cię słucham, gdy mówisz jako filmoznawca, a potem, jak opowiadasz o polityce wschodniej, to mam wrażenie, jakby mówiły dwie zupełnie różne osoby.

Bo mówiąc o filmie, mogę sobie pozwolić na daleko posunięty element emocjonalny. W końcu sztuka opiera się na emocjach, za to polityka zagraniczna nie powinna się na nich opierać. Bardzo często się zdarza, że jak ktoś kojarzy mnie wyłącznie z TVP Kultura, to jest mocno zdziwiony, jak odkrywa, że w „innym" życiu zajmuję się polityką (śmiech). Teraz, oczywiście, musiałem zrezygnować z dużej części aktywności krytyka, bo raz, że rzecznikowi MSZ raczej nie wypada prowadzić programów w radiu, a dwa, że nie mam po prostu czasu chodzić do kina. Od początku września byłem w kinie trzy razy, w tym na „Diunie" i najnowszym Bondzie, czyli zestawach obowiązkowych. Od tygodnia co wieczór podchodzę do trzeciego odcinka serialu „Narcos: Meksyk" i ciągle przy nim usypiam. Na szczęście wciąż nagrywam z Łukaszem Adamskim wstępy do klasycznych filmów w TVP Kultura, co jest dla mnie bardzo zdrową odskocznią – mam taką godzinkę w miesiącu, gdy mogę uciec w inny świat, do innych ludzi, którzy zadają mi zupełnie inne pytania (śmiech). Oczywiście, nie robię tego w godzinach pracy, ale chwila myślenia o czymś zupełnie innym każdemu z nas pomaga.

Przyszedłeś do MSZ z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, czyli byłeś człowiekiem z „branży", ekspertem od Wschodu. Takiemu łatwiej się zaaklimatyzować przy Szucha?

Na pewno warto wiedzieć, co i gdzie się dzieje, być przygotowanym merytorycznie, znać ekspertów, więc mam trochę łatwiej. Ale samego ministerstwa uczę się, co oczywiste, od początku.

Czujesz, że stajesz się trochę politykiem? Rzecznik pewnie nie musi od razu wchodzić do tej wody, ale gdy rzecznikiem zostaje ekspert, który tą polityką jednak się zajmuje zawodowo, to chyba naturalnie wchodzi w tę rolę.

Czuję, że zdecydowałem się na coś, co jest polityczne, i że to zmienia mój sposób myślenia. Skoro wszedłem do MSZ z tym eksperckim backgroundem, to moim obowiązkiem jest zrozumieć lepiej świat, który poprzednio oceniałem. Zresztą to naturalne, że jako rzecznik muszę zrozumieć, z czego biorą się decyzje podejmowane przez polityków, by móc je dobrze zaprezentować.

Czytaj więcej

Rozczarowanie polską szkołą

Zdążyłeś popełnić już jakiś poważny błąd?

Co najmniej kilka.

To słucham uważnie.

Kilka razy powinienem odmówić komentarza, zamiast próbować konstruować okrągłe odpowiedzi. Bo lanie wody, o którym rozmawialiśmy, potrafi być czasem równie szkodliwe jak powiedzenie czegoś wprost. Żyjemy w czasach permanentnej negatywnej interpretacji wszystkiego. I à propos języków, wiem już, że trzeba uważać nawet w tych językach, które – jak się wydaje – dobrze się zna, bo w tej pracy najważniejszy jest bardzo precyzyjny dobór słów. A ponieważ z natury jestem człowiekiem mówiącym dużo, to uczę się w przyspieszonym tempie odpowiedzialności za słowo.

A czy to, że robimy w końcu wywiad, na który umawialiśmy się od dawna, oznacza, że kryzys na granicy wygasa, że możemy patrzeć w przyszłość już z optymizmem?

Nie, to oznacza, że miałem 25 minut czasu, późnym wieczorem, ale wciąż w przerwie pomiędzy telefonami i innymi obowiązkami. Władimir Putin używa sformułowania „deeskalacja", ale bądźmy szczerzy – kryzys się nie zakończył, nie udało się jeszcze uszczelnić całej granicy, Łukaszenko i Rosja w dalszym ciągu stosują przeciwko nam bardzo różne propagandowe zabiegi. Jesteśmy po tygodniu dyplomatycznej ofensywy, kiedy premier Mateusz Morawiecki i minister Zbigniew Rau tłumaczyli naszym partnerom, że zagrożenie ciągle jest poważne. Pora więc wracać do pracy. I w dalszym ciągu nie będę miał czasu, by chociaż po 22 obejrzeć odcinek serialu.

Łukasz Jasina (ur. 1980)

Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych, historyk, doktor filmoznawstwa. Pracował w Instytucie Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie, Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Muzeum Historii Polski, był analitykiem w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych i sekretarzem redakcji „Polskiego Przeglądu Dyplomatycznego". Należał do współzałożycieli tygodnika internetowego „Kultura Liberalna", prowadził programy w Radiu dla Ciebie, Programie III Polskiego Radia i TVP Kultura. Był dyrektorem artystycznym Tykocińskiej Akademii Kresów.

Plus Minus: Widzę, że telefon ciągle dzwoni.

Bywają takie momenty, kiedy nie dzwoni. W nocy ciągle dzwoni rzadko. No cóż – taka praca.

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi