Matthew Cash i inni: Farbowane lisy czy Polacy z odzysku

12 listopada w meczu Polski z Andorą zadebiutuje najpewniej wychowany w Anglii Matthew Cash, którego matka jest Polką, ale on nie mówi w naszym języku. To nie pierwszy taki przypadek w historii reprezentacji Polski.

Publikacja: 05.11.2021 10:00

Matthew Cash ma 24 lata, jest piłkarzem angielskiego klubu Aston Villa i chce grać dla Polski

Matthew Cash ma 24 lata, jest piłkarzem angielskiego klubu Aston Villa i chce grać dla Polski

Foto: Getty Images, James Williamson

Podczas wojny węgierski piłkarz Rudolf Patkoló poznał na robotach w Niemczech Polkę. Wprawdzie wrócił do Budapesztu i jako zawodnik Ujpestu wystąpił w reprezentacji Węgier, postanowił jednak przyjechać za swoją wybranką do Polski. Grał w ŁKS, Gwardii Bydgoszcz, Wiśle Kraków, Stali Stalowa Wola. Na przełomie lat 40. i 50. wystąpił trzykrotnie w reprezentacji Polski.

Osiadł w naszym kraju na stałe, trenował drużyny młodzieżowe, a kiedy w roku 1992 zmarł, w Stalowej Woli zorganizowano turniej jego imienia. Większość życia spędził w Polsce, tutaj też został pochowany.

Drugiego takiego przypadku w XX wieku nie było. To raczej dzieci polskich emigrantów, rozsianych po całym świecie, zakładały koszulki innych reprezentacji: Raymond Kopa (właściwie Kopaszewski) – Francji, Ladislao Mazurkiewicz – Urugwaju, Juan Carlos Oleniak i Vladislao Cap – Argentyny. Obrońca Krystian Michallik wystąpił dwa razy w reprezentacji Polski, a jego syn Janusz – ponad 40 razy w drużynie narodowej USA. W pierwszej dekadzie XXI wieku dla Kanady grał syn polskich emigrantów stanu wojennego Michael Klukowski.

Wicemistrz Polski juniorów w barwach Pogoni Lwów Adam Wolanin na mistrzostwach świata w roku 1950 w Brazylii bronił barw Stanów Zjednoczonych, a w historii najnowszej Miroslav Klose i Lukas Podolski wywalczyli dla Niemiec Puchar Świata.

Ruchu w kierunku Polski nie było z powodów sportowych i ekonomicznych. Klose w Odrze Opole czy Podolski w Piaście Gliwice lub Górniku Zabrze nie tylko nie zostaliby wybitnymi piłkarzami, znanymi na całym świecie, ale i nie zarobiliby tyle, co w Niemczech.

Oli – nasza miłość

Sytuacja się zmieniła, kiedy polskie kluby zaczęły zatrudniać cudzoziemców (pierwsza była Jagiellonia Białystok w roku 1989), a wielu z nich traktowało grę u nas jako etap przejściowy. Łatwiej było dostać się do klubu zachodniego znad Wisły niż z Afryki. Kiedy transformacja ustrojowa zakończyła się sukcesem, a złotówka stała się wymienialna, argument materialny zwiększył atrakcyjność naszego rynku.

W latach 90. pojawiła się w polskim futbolu nowa kategoria zawodowa – agenci piłkarzy. Sprowadzali oni dziesiątki graczy z Afryki i Bałkanów, którzy w zdecydowanej większości do niczego się nie nadawali. Ale trafiały się rodzynki.

Jednym z nich był Nigeryjczyk Emmanuel Olisadebe. Wypatrzył go Ryszard Szuster, były dziennikarz „Sportu", potem menedżer, prezes Górnika Zabrze, wreszcie wiceminister sportu w rządzie Beaty Szydło. Szuster znał się na rzeczy. Był rok 1997, kiedy zawiózł Olisadebe na testy do Wisły Kraków. Nie spodobał się, więc zabrał go do Chorzowa.

Czytaj więcej

Jak Polska Obraniaka kusiła

Legenda Ruchu i reprezentacji Polski Gerard Cieślik powiedział, że zapamiętał Olisadebe tylko z jednego powodu: nie oddał klubowego dresu i szybko się zmył. Cieślik bardzo dbał, żeby w Ruchu grali sami Polacy, a najlepiej wychowankowie, co było coraz trudniejsze.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Olisadebe wypatrzył gdzieś ówczesny trener Polonii Warszawa Jerzy Engel i szybko sprowadził go na Konwiktorską. Początkowo Nigeryjczyk nie spełniał oczekiwań, jednak Engel miał cierpliwość i traktował go jak syna. Zagubionemu chłopakowi, niemówiącemu po polsku, wsparcie kogoś życzliwego było bardzo potrzebne.

Gdy Polonia zdobyła mistrzostwo Polski, Olisadebe stał się najpopularniejszym piłkarzem w kraju. Kiedy przy Łazienkowskiej wbił bramkę Legii, decydującą o tytule, zaczęto mówić, że brakuje takiego napastnika w reprezentacji.

Potem wszystko poszło szybko. Engel został selekcjonerem reprezentacji, kiedy prezydentem był kibic i znawca sportu Aleksander Kwaśniewski. Zaprosił trenera i prezesa PZPN Michała Listkiewicza na śniadanie, podczas którego, stojąc w oknie wychodzącym na Krakowskie Przedmieście, spytał: czy ten Olisadebe jest wam koniecznie potrzebny? Panowie potwierdzili i zwrócili uwagę, że piłkarz ma dziewczynę, Polkę z Warszawy (wziął z nią ślub w roku 2001), więc prezydent powiedział: no to działamy.

Informacja o możliwości przyznania Olisadebe polskiego obywatelstwa podzieliła Polaków. Czegoś takiego wcześniej w futbolu nie było. Kiedy Polonia pojechała na mecz ligowy do Lubina, kibole Zagłębia obrzucili Olisadebe bananami i wydawali z siebie okrzyki naśladujące małpy. Kiedy schodził do szatni po meczu w Chorzowie, kibic Ruchu chlusnął mu piwem w twarz.

Gdy Polonia zdobyła mistrzostwo Polski, Olisadebe stał się najpopularniejszym piłkarzem w kraju

Nie bacząc na niespełnienie kilku warunków, m.in. nieznajomość przez Olisadebe języka polskiego, 17 lipca 2000 roku Aleksander Kwaśniewski obywatelstwo mu przyznał. Miesiąc później, w zremisowanym 1:1 meczu z Rumunią w Bukareszcie, piłkarz strzelił bramkę dla Polski, a po kilkunastu dniach stał się bohaterem narodowym i stan ten trwał blisko dwa lata.

W pierwszym meczu eliminacyjnym do mistrzostw świata Polska pokonała w Kijowie Ukrainę 3:1, dwie bramki zdobył Olisadebe, a w kolejnych spotkaniach jeszcze sześć. Przede wszystkim dzięki niemu Polska awansowała do finałów mistrzostw świata 2002, pierwszy raz od 16 lat.

Nauka nieufności

Skończyły się ataki na piłkarza, posądzenia, że w rzeczywistości jest starszy, niż podaje. Według dokumentów urodził się w roku 1978, ale jego przeciwnicy (zwłaszcza zazdrośni agenci innych afrykańskich graczy) twierdzili, że urodził się w roku 1973, a ósemkę najłatwiej przerobić z trójki.

Kibiców to już nie interesowało. Dla nich stał się „Olim" (koledzy z reprezentacji zwracali się do niego „Emsi"). Polskie dzieci biegały po podwórkach w koszulkach reprezentacji z napisem „Olisadebe" na plecach. W plebiscycie „Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca Polski roku 2001 zajął czwarte miejsce. Janusz Zaorski nakręcił dokumentalny film „Biało-Czerwono-Czarny", pokazujący zarówno drogę Olisadebe, jak i reakcje Polaków na obecność czarnoskórego cudzoziemca w polskiej kadrze. To był film o nim, ale i o nas.

Na mundialu w Korei Oli strzelił jedną bramkę w zwycięskim meczu z USA i był jednym z niewielu, którzy nie zawiedli. Ale po turnieju stanowisko stracił Jerzy Engel i chociaż jego następcy – Zbigniew Boniek i Paweł Janas – jeszcze powoływali piłkarza do kadry, on już się w niej źle czuł, choć koledzy go lubili. Nie miał już jednak nikogo równie życzliwego jak Engel.

Olisadebe był inteligentnym i dowcipnym człowiekiem, ale w Polsce nauczył się być nieufny. Rozumiał język polski, ale publicznie go nie używał. Nie lubił wywiadów, jeśli już to tylko sam na sam z dziennikarzem, którego znał. Wymyślił sobie więc obronę przed nami. Kiedy po meczu przechodził obok nas, zawsze trzymał przy uchu telefon i coś do niego mamrotał. W takiej sytuacji trudno było prosić go o wypowiedź. Aż kiedyś, kiedy przechodził koło grupki dziennikarzy, ten telefon zadzwonił.

Po wyjeździe z Polski grał z Panathinaikosem Ateny w Lidze Mistrzów, w Portsmouth, na Cyprze, w Chinach, ale nigdzie już nie zrobił kariery. Jego licznik w reprezentacji zatrzymał się na 25 występach i 11 bramkach w ciągu niecałych czterech lat. Po kilkunastu latach małżeństwa na odległość rozszedł się z żoną i wrócił do Nigerii. Żadnych związków z Polską już nie ma.

Wynalazek Beenhakkera

Roger Guerreiro również nie, Brazylijczyk zresztą nigdy ich nie miał. W roku 2006 trafił do Legii i szybko stał się czołowym rozgrywającym Ekstraklasy. Selekcjoner reprezentacji Leo Beenhakker szukał kogoś, kto na mistrzostwach Europy pokierowałby grą, mając wsparcie w pomocnikach innego typu: Mariuszu Lewandowskim, Jacku Krzynówku czy Dariuszu Dudce.

Proces przyznawania obywatelstwa Rogerowi trwał około dwóch miesięcy. Prezydent Lech Kaczyński zastosował „szybką ścieżkę". Piłkarz otrzymał polski paszport w kwietniu 2008 roku, miesiąc później zadebiutował w reprezentacji, a jego trzeci mecz był pierwszym w historii startów Polaków w finałach mistrzostw Europy.

Czytaj więcej

Roger Guerreiro jest już Polakiem

Reprezentacja nie wygrała żadnego z trzech meczów i odpadła z turnieju. Roger nie wniósł do niej niczego brazylijskiego, ale to on został pierwszym strzelcem bramki dla Polski w finałach Euro. Udało mu się to na Praterze, w spotkaniu z Austrią. Był to zresztą gol ze spalonego, czego sędzia nie zauważył. I może Roger zostałby bohaterem, a losy drużyny potoczyłyby się inaczej, gdyby nie to, że angielski sędzia Howard Webb w doliczonym czasie przyznał Austrii problematyczny rzut karny, zamieniony na gola.

Poza bramką w Wiedniu Roger nie pozostawił po sobie żadnych wspomnień. Po Beenhakkerze powoływali go jeszcze Stefan Majewski i Franciszek Smuda, ale reprezentacja nie miała z tego większych korzyści. Mimo że strzelił w sumie cztery bramki w 25 występach, coraz częściej wchodził na boisko z ławki lub schodził przed 90. minutą. Był już wtedy zawodnikiem AEK Ateny, coraz mniej związanym z Polską. Z Grecji nie wrócił do Warszawy, tylko do rodzinnej Brazylii.

Krnąbrny Obraniak

Franciszek Smuda był tym selekcjonerem, który jak żaden inny stawiał na piłkarzy z polskimi korzeniami, przygotowując reprezentację do rozgrywanych na naszych boiskach mistrzostw Europy w 2012 roku.

Smuda był związany z Niemcami poprzez rodzinę, naukę w szkole sportowej w Kolonii, język, w którym swobodnie się porozumiewał. Dla niego Niemcy stanowiły piłkarski wzór. Nic dziwnego, że do 23-osobowej kadry na Euro powołał siedmiu zawodników z Bundesligi. „Polakami z odzysku" w kadrze byli: defensywny pomocnik 1. FC Köln Adam Matuszczyk, lewy obrońca Werderu Brema Sebastian Boenisch, pomocnik Eugen Polanski z 1. FSV Mainz oraz dwóch piłkarzy z Francji: stoper FC Sochaux Damien Perquis i być może najlepszy z tej grupy Ludovic Obraniak, mający za sobą grę w Metzu, Lille i Bordeaux.

Matuszczyk, Boenisch i Polanski urodzili się w Polsce i wyjechali z rodzicami do Niemiec, kiedy byli dziećmi. Perquis przyszedł na świat w Troyes, jego polski pradziadek w latach 20. wyjechał z Wielkopolski do pracy we Francji. Dziadek Obraniaka był mieszkańcem podpoznańskich Pobiedzisk. Jako kilkuletnie dziecko opuścił je w roku 1937 i osiadł we Francji. Nigdy nie zrzekł się obywatelstwa polskiego, przyjął natomiast francuskie. Dlatego nie było starań o przyznanie, a jedynie o potwierdzenie obywatelstwa Ludovika. Podobnie wygląda dziś sytuacja z Matthew Cashem.

Przypadek Obraniaka ma związek z powołaniem w roku 2006 do życia w PZPN sekcji skautingu zagranicznego, którym od tamtej pory kieruje Maciej Chorążyk. Dzięki społecznej pracy kilkudziesięciu skautów w całej Europie, a nawet obydwu Amerykach, do reprezentacji juniorów i młodzieżowych trafiło już wiele dziewczynek i chłopców z polskimi korzeniami.

Modelowym przykładem monitorowania takich talentów jest debiutujący w kadrze Paulo Sousy w meczu z San Marino zawodnik AS Roma Nicola Zalewski. Jego rodzice wyemigrowali z Łomży do Włoch w roku 1989, on urodził się w roku 2002 w Tivoli. Pierwszy raz wystąpił w reprezentacji Polski, kiedy miał 15 lat. Być może drugim przykładem będzie urodzony w Bremie i wychowany w tamtejszym Werderze Maik Nawrocki, dziś zawodnik Legii, który gra w reprezentacji Polski od poziomu U-15.

Chorążyka interesowali nie tylko juniorzy. Kiedy Obraniak zaczął się wyróżniać w lidze w barwach Metzu i Lille, a miał już za sobą powołanie do młodzieżowej reprezentacji Francji, zainteresował się nim ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski Leo Beenhakker.

Łącznikiem między nim a piłkarzem stał się właśnie Chorążyk. Jeździł do Lille, namawiał, prosił, pomagał wreszcie załatwiać wszystkie formalności. Obraniak nie mówił po polsku, a po angielsku słabo. Strzelił bramkę dla Polski w debiutanckim meczu z Grecją w Bydgoszczy, zdobył prześlicznego gola z wolnego w towarzyskim meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej w Poznaniu, wystąpił we wszystkich meczach Euro 2012.

Mimo że był nieco introwertyczny, czuł się w kadrze dobrze, mogąc rozmawiać po francusku z Michałem Żewłakowem i pomagającym Smudzie Tomaszem Frankowskim. Miał w nich wsparcie, jakiego nie czuł ze strony Waldemara Fornalika. Pozwolił sobie nawet na uwagę, że dopóki Fornalik będzie selekcjonerem, on w kadrze nie wystąpi. Potem zmienił zdanie, ale szła już za nim opinia piłkarza konfliktowego i Adam Nawałka po dwóch próbach z niego zrezygnował.

Farbowane lisy

Stosunek takich zawodników do gry w reprezentacji Polski był bardzo różny. Często na początku była euforia, mówienie o Polsce w kontekście ojczyzny przodków i spełnianiu ich marzeń. Tak było z Damienem Perquisem. Jego występy na mistrzostwach Europy obserwowała z trybun cała rodzina, która przyjechała na turniej z Francji. Sebastian Boenisch kalkulował, kiedy mu się opłaca przyjechać na zgrupowanie, a kiedy nie.

Grupa Chorążyka nawiązała kontakt z zawodnikami o polskich nazwiskach, grającymi we Francji. Obrońca Paris Saint-Germain Layvin Kurzawa (matka Polka, ojciec z Gwadelupy) powiedział wprost, że gra dla Polski go nie interesuje i wybrał kadrę Francji. Timothée Kolodziejczak (Lyon, Sevilla, Borussia Moenchengladbach, Saint-Étienne – ojciec Polak, matka z Martyniki) podobnie.

Czytaj więcej

Każdy dobry, kto po naszej stronie - rozmowa z Boenischem

Laurent Koscielny wyrażał chęć gry dla Polski, dopóki był obrońcą Tours i Lorient. Kiedy więc w roku 2010 został zawodnikiem Arsenalu, Franciszek Smuda poleciał do Londynu, aby ponowić propozycję osobiście. Podobno, kiedy piłkarz się zorientował, szybko uciekł, żeby nie doszło do rozmowy. Wkrótce został żelaznym reprezentantem Francji i wicemistrzem Europy.

Całkowicie odmienne podejście do gry dla Polski miał Thiago Cionek. Jego pradziadkowie, którzy przed I wojną światową opuścili Polskę i osiedli w Brazylii, nazywali się Agata Sykulska i Franciszek Cionek. Poznaliśmy Thiago dobrze jako obrońcę Jagiellonii. Związał się z Polską, mówił w naszym języku, był piłkarzem niezbyt efektownym, ale pożytecznym.

Z Jagiellonii trafił do Włoch (Padova, Modena, Palermo, SPAL). Adam Nawałka włączył go do kadry na mistrzostwa Europy we Francji (2016) i mistrzostwa świata 2018. Cionka spotkał w Rosji pech. W spotkaniu z Senegalem piłka odbiła się od jego nogi i wpadła do polskiej bramki. Powoływany później przez Jerzego Brzęczka siedział głównie na ławce i wcale z tego powodu nie był nieszczęśliwy. Powiedział, że dla niego sam fakt włożenia koszulki z białym orłem i obecność na meczu, kiedy grają polski hymn, jest zaszczytem.

Podobne podejście miał Damien Perquis. Reżyser Marcin Koszałka nakręcił bardzo ładny film dokumentalny „Będziesz legendą, człowieku", którego bohaterami są Perquis i Marcin Wasilewski, a w tle inni reprezentanci Polski na Euro 2012. „Damien najpierw walczył z ciężką kontuzją, która mogła go wyeliminować z Euro. I nie odpuścił, mimo ogromnego bólu. Potem, wraz z całą drużyną może i przegrał sportowo, ale zdobył akceptację i swoją walkę o polskość, o człowieczeństwo, w związku z upokorzeniem, którego doświadczył. Przypominam, że Jan Tomaszewski powiedział o nim, że jest farbowanym lisem, śmieciem. A on zostawił na boisku tyle potu i krwi, udowodnił, że jest inaczej" – powiedział Marcin Koszałka.

Tomaszewski rzeczywiście nie miał ciepłych słów dla piłkarzy, którzy trafiali do reprezentacji Polski z zagranicy. Określenie „farbowane lisy" weszło do języka polskiego futbolu. Nie wiadomo, jak zagra Matty Cash i jak się będzie zachowywał. Ale jeśli Tomaszewski będzie chciał go krytykować, to musi znaleźć mocne argumenty. Matka Matthew Casha – Barbara, urodzona w Anglii w roku 1967 – jest z domu Tomaszewska.

Podczas wojny węgierski piłkarz Rudolf Patkoló poznał na robotach w Niemczech Polkę. Wprawdzie wrócił do Budapesztu i jako zawodnik Ujpestu wystąpił w reprezentacji Węgier, postanowił jednak przyjechać za swoją wybranką do Polski. Grał w ŁKS, Gwardii Bydgoszcz, Wiśle Kraków, Stali Stalowa Wola. Na przełomie lat 40. i 50. wystąpił trzykrotnie w reprezentacji Polski.

Osiadł w naszym kraju na stałe, trenował drużyny młodzieżowe, a kiedy w roku 1992 zmarł, w Stalowej Woli zorganizowano turniej jego imienia. Większość życia spędził w Polsce, tutaj też został pochowany.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku