Reza Aslan: Bóg. Ludzka historia religii

Religia jest przede wszystkim zjawiskiem neurologicznym – przekonuje kognitywistyka. Nie odpowiada jednak na pytanie: dlaczego ludzie uważają, że mają duszę?

Publikacja: 08.10.2021 16:00

Reza Aslan: Bóg. Ludzka historia religii

Foto: Donald Iain Smith/Blend Images LLC/Getty Images

Dzień Ewy zaczyna się wcześnie, dużo wcześniej niż dzień Adama. Ewa budzi swe dzieci i zanim wschodzące słońce zaleje światłem leśne podłoże, prowadzi je w głąb kniei, aby sprawdzić pułapki zastawione poprzedniej nocy. Podczas gdy dzieci wspinają się po drzewach, zbierając owoce, orzechy oraz ptasie jaja, które można znaleźć w porzuconych gniazdach, Ewa dobija pałką ofiarę i zabiera ją do domu. Następnie z dziećmi brodzą po kolana w pobliskiej rzece, szukając raków, mięczaków i wszystkiego, co jest jadalne i żyje w wodzie. Jeśli dopisze im szczęście, mogą natknąć się na jakieś padłe zwierzę. To, że truchło się rozkłada, a z mięsa odarły już drapieżniki, nie bardzo im szkodzi. Pozbierają kości, połamią je, a następnie wyskrobią z nich szpik kostny i zabiorą ze sobą do obozu.

W ten sposób Ewa i jej dzieci zapewniają rodzinie sporo pożywienia. Adamowi upolowanie żubra może zająć nawet tydzień, tymczasem podobną ilość żywności Ewa mogła dostarczyć co parę dni. Koniec końców, pół kilograma orzechów zawiera taką samą ilość tłuszczu i białka jak pół kilograma mięsa – a orzechy nie atakują. Nasi paleolityczni przodkowie byli przede wszystkim łowcami, ale przy życiu trzymały ich padlinożerstwo i zbieractwo, czyli zajęcia kobiet i dzieci.

Wyobraźmy sobie teraz Ewę i jej dziatwę wracających do obozu we wczesnoporannym mroku. Nagle nasza bohaterka dostrzega kątem oka twarz spoglądającą na nią spomiędzy drzew. Ewa zastyga w miejscu, jej mięśnie sztywnieją, podnosi się ciśnienie, tętno przyspiesza. Adrenalina zalewa jej ciało, gotowa jest zaatakować albo uciec.

Bliższe spojrzenie uświadamia jej, że to, co wydawało się twarzą, było tak naprawdę sękami na pniu drzewa. Mięśnie się odprężają, tętno spada. Ewa wzdycha, a potem kontynuuje swoją wędrówkę po lesie.

Religia a neurologia

Kognitywiści mają swoje określenie na zjawisko doświadczone przez Ewę. Nazywają je hiperaktywnym wykrywaczem podmiotów (hyperactive agency detection device – HADD). Jest to proces biologiczny, którego źródeł należy szukać w odmętach naszej ewolucji, w czasach, gdy hominidy były jeszcze kudłate i stały w pozycji pochylonej. HADD prowadzi nas ku wykrywaniu ludzkiej sprawczości, a więc i ludzkiej przyczyny, kryjącej się za wszelkimi niewyjaśnionymi zjawiskami: za odległym dźwiękiem usłyszanym w lesie, błyskiem światła na niebie, mgłą wijącą się nad ziemią. HADD wyjaśnia nam, dlaczego, ilekroć słyszymy w nocy jakiś łomot, wyobrażamy sobie, że jest to działanie człowieka.

Nasza wrodzona skłonność do przypisywania ludzkiej sprawczości zjawiskom naturalnym może mieć wyraźne korzyści ewolucyjne. A co, jeśli tym, co zobaczyła Ewa, nie byłoby drzewo? Co, jeśli byłby to niedźwiedź? Czy nie lepiej jest się pomylić dla zachowania ostrożności? Nic w tym złego, że pomyli się drzewo z drapieżnikiem, gorzej, gdyby było na odwrót. Zdecydowanie lepiej jest popełnić błąd niż zostać zjedzonym.

Powyższy przykład w oczywisty sposób pokazuje, jak HADD mógłby sprzyjać przetrwaniu Ewy. Jednak zdaniem kognitywistów zajmujących się badaniem religii to leśne doświadczenie Ewy jest czymś więcej niż tylko niekontrolowaną reakcją na potencjalne zagrożenie. To podstawa naszej wiary w Boga, właściwe ewolucyjne źródło impulsu religijnego.

A co, jeśli tym, co zobaczyła Ewa, nie byłoby drzewo? Co, jeśli byłby to niedźwiedź?

Religioznawstwo kognitywne zaczyna od prostej przesłanki: religia jest przede wszystkim zjawiskiem neurologicznym. Oznacza to, że bodziec religijny w ostatecznym rozrachunku jest funkcją skomplikowanych reakcji elektrochemicznych w mózgu. Oczywiście ta obserwacja sama w sobie nie jest może niczym szczególnym, lecz z pewnością nie umniejsza znaczenia ani też nie uwłacza impulsowi religijnemu.

Każdy impuls – bez wyjątku – generowany jest przez skomplikowane reakcje elektrochemiczne w mózgu. Dlaczego inaczej miałoby być w przypadku impulsu religijnego? Znajomość mechanizmu działania neuronów w tym przypadku nie zagraża wierze religijnej bardziej, niźli świadomość procesów chemicznych w stanie zakochania miałaby ten stan czynić mniej realnym, a obiekt westchnień mniej atrakcyjnym. Jak to ujął Michael J. Murray, czołowy myśliciel tego nurtu: „To, że nasze wierzenia biorą początek w narzędziach myślowych dobranych metodą selekcji naturalnej, jest całkowicie nieistotne z punktu widzenia uzasadnienia tych wierzeń".

Niezależnie od tego, jeśli prawdą jest, że religia stanowi zjawisko neurologiczne, może należałoby zacząć poszukiwania impulsu religijnego tam, gdzie wszystkie impulsy biorą swój początek: w mózgu.

Istoty podobne do nas

Powróćmy na chwilę do drzewa, które zwróciło uwagę Ewy. W niewyraźnym świetle wczesnego poranka jej błąd poznawczy w kwestii sprawstwa przekonał ją, nawet jeśli tylko przez chwilę, że drzewo było drapieżnikiem. Wyobraźmy sobie, że po jakimś czasie Ewa powraca do tego drzewa i zbliżając się do niego krok po kroku, ku swojemu zdziwieniu dochodzi do wniosku, że jego pień naprawdę przypomina twarz. W tym momencie kontrolę nad Ewą przejmuje kolejny proces poznawczy, zwany teorią umysłu.

Teoria umysłu oznacza funkcję wykonawczą mózgu, która uaktywnia się w chwili, gdy osiągamy zdolność postrzegania i rozumienia zachowań innych w sposób analogiczny do nas samych, czyli patrzymy na innych jak na osobne, niezależne jednostki, które czują tak jak my, myślą jak my oraz dzielą tę samą istotę. Ale teoria umysłu nie tylko zobowiązuje nas do myślenia, że inni podlegają takim samym prawom co my. Zachęca nas ona do wykorzystania siebie jako pierwotnego wzorca do tego, w jaki sposób wyobrażamy sobie innych.

Pomyślcie tylko: jeśli moja własna świadomość jest jedyną, jaką znam, to zmusza mnie to do przyjęcia jej za wzorzec dla mojego sposobu rozumienia wszechświata. Moja percepcja stanów wewnętrznych innych osób opiera się na moich własnych stanach.

Co ciekawe, teoria umysłu wymusza również postrzeganie innych gatunków, które przejawiają cechy ludzkie, w ten sam sposób co ludzi. Jeśli więc zobaczę jakąś istotę dwunożną, wyposażoną w coś, co przypomina głowę i twarz, pomyślę sobie: „Ta istota jest podobna do mnie". A jeśli jest do mnie podobna, teoria umysłu wiedzie mnie ku przeświadczeniu, że musi być taka jak ja. W ten sposób intuicyjnie przypisuję swoje ludzkie myśli i uczucia istocie o wyglądzie zbliżonym do człowieka.

Z tego też powodu dzieci traktują niektóre zabawki tak, jakby były ożywione i jakby posiadały własny charakter i wolę. Dajcie małemu dziecku samochodzik, a ono dostrzeże w jego światłach oczy, a w osłonie chłodnicy usta. Od razu zacznie się nim bawić jak z żywą istotą, a nie kawałkiem plastiku, jakim w istocie jest. Mimo że dziecko jest świadome różnicy pomiędzy rzeczami ożywionymi i nieożywionymi, żyjącymi i martwymi, to i tak przypisze swojej zabawce życie. Przypisze jej sprawstwo.

Posłanie dla wspólnoty

I tak dochodzimy do poznawczej więzi, która według niektórych teoretyków spaja teorię umysłu, HADD oraz źródła impulsu religijnego.

Jak już wiemy, dla samoświadomości Ewy kluczowa była wiara w to, że ma ona niezależną od ciała duszę. Ciało jest obecne i konkretne, dusza tymczasem jest niewidoczna i niematerialna. Odłóżmy na chwilę na bok to, w jaki sposób doszła do tego przekonania. Istotniejszy bowiem jest fakt, że Ewa, wierząc w istnienie swojej niezależnej od ciała duszy, za sprawą teorii umysłu zmuszona jest uwierzyć, że mają ją też inni. Ponieważ na mocy tej samej teorii podatna jest na postrzeganie innych gatunków, które przejawiają cechy ludzkie, w sposób analogiczny do ludzi, może tak samo przypisać istnienie duszy jakimś przedmiotom nieożywionym. Mówiąc inaczej, jeśli drzewo posiada „twarz" tak jak Ewa, to musi ono posiadać też „duszę".

Tak naprawdę przekonania Ewy stają się religią dopiero w momencie przyjęcia ich przez jej wspólnotę

Tak jak dziecko postępuje z samochodzikiem, tak i Ewa obdarza drzewo mocą sprawczości i intencji. Robi to świadomie i bez ceremonii. Obdarza drzewo duchem. Być może dobywa krzemiennego noża i jeszcze mocniej uwydatnia rysy twarzy w drzewie, ale z pewnością jej nie rysuje. Podobnie jak w przypadku wizerunków w jaskini, Ewa ogranicza się wyłącznie do uwolnienia twarzy, która według niej już tam jest. Przemienia drzewo w totem, obiekt kultu. Może przynosić mu ofiary, a nawet modlić się do niego o pomoc przy polowaniu. W ten oto sposób rodzi się religia, aczkolwiek stoi za tym przypadek.

Tak naprawdę przekonania Ewy stają się religią dopiero w momencie przyjęcia ich przez jej wspólnotę. Czym innym jest rozwinięcie przez Ewę własnego doświadczenia religijnego, a czym innym przekonanie innych do jego współodczuwania. HADD i teoria umysłu mogą pomóc w wyjaśnieniu powstania konkretnych wierzeń religijnych, jednak nie są w stanie wytłumaczyć, jak możliwe jest przekazywanie tych wierzeń pomiędzy wiernymi, pomiędzy kulturami i na przestrzeni wieków. Jak to możliwe, że niektóre wierzenia – na przykład mówiące o bogu, władcy królestwa zwierząt – przetrwały i rozprzestrzeniają się z pokolenia na pokolenie, a inne porzucono i zapomniano?

Więcej niż drzewo

Odpowiedzi po raz kolejny należy szukać w mózgu. Według antropologa poznawczego Pascala Boyera nasz mózg pozwala jedynie na „przyklejenie się" do specyficznego typu wierzeń. Jego badania dowodzą, że jesteśmy bardziej skłonni wchłonąć, przechowywać i rozpowszechniać idee, które tylko nieznacznie odbiegają od normy. Jeśli idea narusza jedno czy dwa intuicyjne założenia na temat przedmiotu, to ma ona znacznie większą szansę na bycie zapamiętaną i przekazaną dalej.

Powiedzmy, że Ewa zabiera w to miejsce Adama i pokazuje mu wyrzeźbioną przez siebie (lub raczej uwolnioną) twarz. Poprzez swoją teorię umysłu wyposażyła drzewo w duszę przypominającą jej własną, co pozwoliło Ewie nawiązać z tym drzewem swoistą duchową więź. Dla Adama natomiast przyjęcie doświadczeń swojej partnerki dotyczących drzewa i przekazanie ich dalej – bo drzewo musi zapadać w pamięć i być warte uwierzenia – wymaga niechby nawet nieznacznie sprzecznej z intuicją własności fizycznej lub psychologicznej, która przekracza granice tego, co Adam uważa za zasadniczy wzorzec drzewa. Ujmując rzecz inaczej, drzewo musi mieć jedną czy dwie cechy, które choćby w minimalnym zakresie naruszają ontologiczną kategorię „drzewa".

Być może Ewa opowiedziała Adamowi nie tylko o twarzy, ale również o tym, że pewnej nocy wydawało się jej, iż słyszy, jak drzewo mówi. Poprzez pogwałcenie za sprawą tej jednej rzeczy naturalnych atrybutów drzewa, których spodziewał się Adam – ono mówi! – Ewa sprawiła, że partner był bardziej skłonny zapamiętać opowieść, a następnie przekazać ją dalej, nawet jeśli on sam nigdy nie słyszał, jak drzewo mówi. Lecz gdyby Ewa pogwałciła nazbyt dużą liczbę uznanych właściwości drzewa – Ono mówi! Chodzi! Staje się niewidzialne! – wówczas Adam miałby trudności z ich konceptualizacją, a zatem byłby mniej skłonny do uwierzenia i przekazania tego doświadczenia innym. Próba uczynienia z przeżyć Ewy czegoś, co mogłoby być zaakceptowane przez całą wspólnotę, wymaga od niej jedynie niewielkich poprawek odnośnie do natury drzewa. Poprawki te muszą być proste, łatwe do zrozumienia, gotowe, aby przekazać je dalej i przede wszystkim użyteczne.

Od Herodota do Tolkiena

Ostatnia rzecz jest warta powtórzenia. Jakiekolwiek by Ewa zastosowała poprawki w odniesieniu do swojego świętego drzewa, muszą one przede wszystkim okazać się bardziej użyteczne od tych, które drzewo posiada z natury. Drzewo, które jest niewidzialne lub też chodzi, nie daje żadnego pożytku, w przeciwieństwie do drzewa, które mówi. Ewie, czy też jej krewnym, może ono na przykład przekazywać informacje na temat świata niematerialnego, odpowiadać na pytania, dostarczać istotnych wiadomości o przeszłości, a także przepowiadać przyszłość.

Gdy Ewa powie Adamowi, że drzewo ma zdolność mówienia, wówczas on będzie bardziej skłonny uznać nietypowe drzewo za użyteczne i bardziej skłonny samemu w to uwierzyć. Tym chętniej opowie o nim członkom wspólnoty, a oni tym chętniej uznają je za użyteczne i warte uwierzenia. Adam i Ewa wokół mówiącego drzewa mogliby zbudować całą mitologię wraz z towarzyszącymi jej rytuałami, które rozprzestrzeniłyby się w obrębie ich grupy. Mity i rytuały mogłyby następnie dotrzeć do innych wspólnot, dla których idea mówiących drzew jest równie użyteczna i które byłyby w konsekwencji zdolne dostosować i przysposobić ów koncept dla potrzeb własnej kultury.

Stąd mamy greckiego historyka Herodota piszącego w V wieku przed naszą erą o świętym lesie w Dodonie, którego drzewa mówią ludzkim głosem i mają dar prorokowania. Powstały na przełomie wieków IX i X perski epos „Szahname", inaczej „Księga królewska", opowie o spotkaniu Aleksandra Wielkiego z mówiącym drzewem, które zapowiedziało jego przedwczesny zgon. „Ani twoja matka, ani twoja rodzina, ani twoje krajanki o zakrytych twarzach nigdy więcej nie ujrzą twego oblicza", powie drzewo do młodego zdobywcy świata.

300 lat później Marco Polo wspominał o napotkanym przez siebie w Indiach Drzewie Słońca i Księżyca posiadającym dwa pnie, z których jeden przemawiał za dnia głosem męskim, a drugi w nocy głosem kobiecym. W Księdze Rodzaju biblijny patriarcha Abraham dwukrotnie spotyka Boga przy drzewach wyroczniach, raz w okolicach dzisiejszego Nablusu koło dębu More (Rdz 12, 6) i ponownie w Hebronie pod dębami Mamre (Rdz 18, 1).

Gdy Ewa powie Adamowi, że drzewo ma zdolność mówienia, wówczas on będzie bardziej skłonny uznać nietypowe drzewo za użyteczne i bardziej skłonny samemu w to uwierzyć

Przez tysiąclecia na obszarze Europy idea mówiących drzew odgrywała kluczową rolę w życiu duchowym Celtów, a dziś znalazła swoją kontynuację wśród współczesnych wyznawców druidyzmu i neopogan. Mówiące drzewa pojawiają się nawet w „Czarnoksiężniku z Oz". Nie można też zapominać o majestatycznych Entach z mitologii Śródziemia J.R.R. Tolkiena. I tak oto nieco nietypowa, ale niezmiernie użyteczna idea, która wyrosła w odległej przeszłości, przemieniła się we wziętą i szeroko rozpowszechnianą wiarę, zdolną przenikać do rozlicznych kultur i cywilizacji, zachowując przy tym swój oryginalny sens.

Podobny proces przemiany nastąpił w przypadku Pana Dzikiej Zwierzyny. Ontologiczne kategorie „człowieka" i „zwierzęcia" niosą ze sobą jasno zdefiniowane wymagania. Wystarczy pogwałcenie jednego albo obu wspomnianych wymagań w sposób nieznacznie sprzeczny z intuicją (człowiek komunikujący się ze zwierzętami), uczynienie swojego dzieła użytecznym (ludzko-zwierzęca hybryda zapewniająca nam pożywienie) i otrzyma się wiarę na tyle trwałą, żeby ewoluować od pierwotnego stanu umysłowej abstrakcji starożytnych, przez „Czarnoksiężnika" sprzed 18 tysięcy lat, Księgę Rodzaju sprzed około 2,5 tysiąca lat, aż po dzisiejszych neopogan. Tak oto narodził się konkretny bóg, który pozostaje aktywny w ludzkiej kulturze od tysiącleci.

Jak zobaczymy, w historii religii jest jedna szczególna anomalia – pojęcie nieznacznie sprzeczne z intuicją – która przyćmiewa wszystkie pozostałe i z której wypływa niewątpliwie najbardziej udane, najlepiej zapamiętane, najistotniejsze oraz najbardziej użyteczne z przekonań religijnych, jakie kiedykolwiek wymyślił człowiek. To idea „boga-człowieka" – w pewien sposób zmodyfikowanej istoty ludzkiej, charakteryzującej się zwiększonymi zdolnościami fizycznymi oraz umysłowymi, która może być niewidzialna lub też obecna w wielu miejscach naraz, jest biegła, jeśli chodzi o zdarzenia z przeszłości, a także znająca przyszłość i wiedząca wszystko. Krótko mówiąc, istoty ludzkiej, która jest bogiem. (...)

Skąd się wzięła dusza?

Na razie pozostańmy przy intrygującej teorii zaproponowanej przez kognitywistykę religii mówiącej, że ludzie w trakcie milionów lat ewolucji rozwinęli szczególne procesy myślowe, które w sprzyjających okolicznościach mogą prowadzić do przypisania przedmiotom nieożywionym sprawczości, obdarzenia ich duszą czy też duchem i, wreszcie, w udany sposób przekazać wierzenia wyrosłe na ich podstawie innym kulturom oraz innym pokoleniom. Taka geneza impulsu religijnego robi silne wrażenie i – w przeciwieństwie do poprzednich – jest zgodna z teorią doboru naturalnego.

Niestety, jest z nią kłopot.

Choć kognitywistyka religii wydaje się przekonująca, nie odpowiada na nasze wyjściowe pytanie: na jakiej podstawie Ewa uważa, że ma duszę? HADD jest w stanie wyjaśnić, dlaczego zatrzymała się po ujrzeniu drzewa i dlaczego uważa, że drzewo posiada twarz. Teoria umysłu może wyjaśnić, dlaczego Ewa przypisuje swoją duszę drzewu, wyposażając je w ożywczego ducha i przekształcając w przedmiot kultu, który będzie można przenieść na własną wspólnotę. Te procesy poznawcze mają zdolność umacniania i stymulowania uprzednio zakorzenionych przekonań. Same z siebie nie są jednak w stanie kreować wiary. Aby Ewa mogła wykonać wielki krok prowadzący od momentu wykrycia sprawczości do opracowania wierzeń religijnych, musiałaby wcześniej mieć predyspozycje do takiego myślenia. W przeciwnym razie zapewne przyjęłaby, że napotkała oto nadzwyczaj interesujące drzewo, a po chwili ruszyłaby dalej.

Wszak domyślną reakcją poznawczą Ewy jest: „drzewo to drzewo". By zastąpić wyjściową i z góry ustaloną percepcję drzewa, Ewa potrzebowałaby co najmniej równie wiarygodnej alternatywy. Istnieją tylko dwa sposoby, dzięki którym mogłaby ona potraktować wyjaśnienie „nadprzyrodzone" jako równie wiarygodne: albo ktoś by ją zmusił do uwierzenia, że to drzewo jest czymś więcej, niż się wydaje (ale skąd taki pomysł u tej osoby?), albo ona sama stworzyłaby taką wiarę, opierając się na zasadniczej samowiedzy, że jest wcieloną duszą. Tak czy owak, wracamy do punktu wyjścia, czyli do problemu, na który 200 lat temu natrafił Edward Burnett Tylor: skąd wzięła się koncepcja duszy?

Prawidłowa odpowiedź brzmi: nie wiemy. Natomiast wydaje się jasne, że wiara w istnienie duszy jest jednocześnie pierwszą wiarą ludzkości. I faktycznie, jeśli kognitywistyka religii mówi prawdę, to wiara w duszę prowadzi do wiary w Boga. Innymi słowy, źródeł impulsu religijnego nie należy szukać w poszukiwaniu sensu czy obawie przed nieznanym. Nie narodził się on jako niekontrolowana reakcja na otaczający nas świat i nie jest również efektem ubocznym skomplikowanych działań mózgu. Jest on efektem czegoś o wiele bardziej pierwotnego i trudnego do wytłumaczenia: głęboko zakorzenionego, intuicyjnego i w pełni empirycznego przekonania, że przede wszystkim jesteśmy wcielonymi duszami.

Fragment książki Rezy Aslana „Bóg. Ludzka historia religii", którą w przekładzie Tomasza Sikory wydał Znak

Dzień Ewy zaczyna się wcześnie, dużo wcześniej niż dzień Adama. Ewa budzi swe dzieci i zanim wschodzące słońce zaleje światłem leśne podłoże, prowadzi je w głąb kniei, aby sprawdzić pułapki zastawione poprzedniej nocy. Podczas gdy dzieci wspinają się po drzewach, zbierając owoce, orzechy oraz ptasie jaja, które można znaleźć w porzuconych gniazdach, Ewa dobija pałką ofiarę i zabiera ją do domu. Następnie z dziećmi brodzą po kolana w pobliskiej rzece, szukając raków, mięczaków i wszystkiego, co jest jadalne i żyje w wodzie. Jeśli dopisze im szczęście, mogą natknąć się na jakieś padłe zwierzę. To, że truchło się rozkłada, a z mięsa odarły już drapieżniki, nie bardzo im szkodzi. Pozbierają kości, połamią je, a następnie wyskrobią z nich szpik kostny i zabiorą ze sobą do obozu.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku