Typu aktywisty, typka spod ciemnej gwiazdy. Pal sześć czy przebranego na zielono czy brunatno, walczącego z emisją CO2 czy napływem uchodźców. Broniącego kobiet przed odebraniem im „prawa do aborcji" czy cywilizacji chrześcijańskiej przed „inwazją lewicowej ideologii". Bo kiedy wejdzie się do jego pokoju, nieważne czy nad drzwiami zawieszony będzie krucyfiks czy błyskawica, logo Greenpeace'u czy Młodzieży Wszechpolskiej, jest to zawsze to samo miejsce. Pierwsza ofiara jego aktywności.
Czytaj więcej
Kościołowi w Polsce pogrążonemu w strukturalnej niemocy, działającemu w społeczeństwie błyskawicznie się laicyzującym i niezdolnemu do szukania realnych odpowiedzi na kryzys – Papież i Opatrzność rzucili koło ratunkowe. Jest nim beatyfikacja Matki Róży Czackiej i Prymasa Tysiąclecia. Czy jednak hierarchowie będą w stanie z niego skorzystać?
„Clean up your room" – posprzątaj swój pokój. Zdanie, które stało się hasłem rozpoznawczym, sztandarem powiewającym nad działalnością kanadyjskiego psychologa i youtube'owego celebryty, Jordana Petersona. Zanim zaczniesz zbawiać świat – odkurz dywan. Utrzymuj porządek, a porządek utrzyma ciebie. Banał, ale jakże fascynujący. Zwłaszcza dzięki reakcjom, jakie wywołuje. Filozofia „clean up your room" przyciąga setki tysięcy ludzi, głównie młodych mężczyzn. A przecież, czy może być coś bardziej upierdliwego niż gderanie rodziców: „A pokój posprzątany?". Pytanie – szlaban, zamknięcie bramy do przygody, zwiastun nieudanego popołudnia. Teraz, dokładnie w tych samych uszach, brzmi jak trąba jerychońska obalająca niewidzialne ściany. Mur zbudowany przez organizacje pozarządowe, młodzieżowe rady, grupy na Facebooku – cały ten aktywistyczny kolektyw, w mesjanistycznym wzmożeniu mielący młode dusze. Masz zbawić świat! Zatrzymać ocieplenie klimatu, upadek cywilizacji Zachodu. Rzuć wszystko i ruszaj na barykady, inaczej twoje życie nie będzie miało sensu. Ruch jest wszystkim, a ty istniejesz tylko o tyle, o ile się weń włączysz. W którykolwiek z nich – tak naprawdę nie zrobi to nikomu wielkiej różnicy. Bo czy podążysz za Gretą Thunberg czy Viktorem Orbánem, dokładnie tyle samo z twojego aktywizmu wyniknie. I wiesz o tym, wcześniej czy później dociera do ciebie, że jesteś tylko kolejnym lajkiem pod alarmującym postem na Facebooku. Uczestnikiem panelu, którego słuchają wyłącznie przekonani o słuszności tez, na długo, zanim zostaną postawione. I wtedy wracasz do pokoju, a tam, cholera, niepoodkurzane.
Tych najważniejszych bitew nigdy nie widać. Toczą się w samotności i ciszy
Nie znam lepszego lekarstwa na chorobę aktywizmu od „Zapisków więziennych" Stefana Wyszyńskiego. Chłodnego sprawozdania z trzech lat zamknięcia i bezczynności. W każdym z „miejsc odosobnienia" prymas zaczynał od tego samego – uprzątnięcia celi/pokoju. Wyrysowania na ścianach stacji drogi krzyżowej, sporządzania drobiazgowego planu dnia, w którym nie było miejsca na nic poza modlitwą i pracą. Z tej wypełnionej po brzegi pracą bezczynności zrodziła się największa akcja w nowoczesnej historii Polski. Wielka, dziewięcioletnia nowenna przed tysiącleciem chrztu. Wyszyński mógł ją ze spokojem i precyzją planować – mimo całej beznadziejności sytuacji, w jakiej się znajdował – ponieważ dokładnie to samo, co chciał „przeprowadzić na narodzie", zastosował wcześniej wobec samego siebie. To wtedy w jego samotności wszystko się rozstrzygało. Tych najważniejszych bitew nigdy nie widać. Toczą się w samotności i ciszy. Przerywanej tylko czasami wyciem odkurzacza, szczękiem zmywanych talerzy i stłumionym szeptem modlących się ust.