A że człowiek szybko się przyzwyczaja do dobrego, to i łatwo coś przeoczyć. Tym bardziej przy obecnym natłoku premier. Ale jednak „Powrotu" przemilczeć nie wolno. Nieczęsto trafia się bowiem taka książka. Wyjątkowa w swej prostocie, pełna uwagi i wrażliwości, wyczulona na detal, zapatrzona w przyrodę, rozsmakowująca się w prozie życia.
Dostaliśmy zatem od nestora polskiej literatury 300-stronicowy zbiór, w którym mieści się 40 opowiadań. W większości nie miały one swojej książkowej premiery, były za to drukowane w różnych czasopismach lub czekały przez lata w szufladach autora, który teraz do nich powrócił i je poprawił. Niektóre z nich mogą pamiętać też czytelnicy „Plusa Minusa", bo i tutaj ukazało się parę. Jest też kilka tekstów zupełnie świeżych, pisanych w ostatnich latach, choć to akurat dosyć gorzkie, ponure fragmenty.
Na początek dostajemy to, co u tego wybitnego pisarza najlepsze – 25 nowel mazurskich. Przypomnijmy, że autor z Mazurami jest związany od dzieciństwa. W 1948 r. po raz pierwszy trafił na wakacje z rodzicami w okolice Rucianego i tak się rozkochał w tej krainie, jej trudnej historii i ludziach, którzy pamiętali czasy jeszcze przedwojenne, że pod koniec lat 70. sam kupił dom nad rzeką Krutynią, wyremontował go i co roku spędza tam z bliskimi kilka miesięcy.
Tego oraz innych rzeczy dowiedzieć się możemy właśnie z opowiadań mazurskich. W tych krótkich dwu-, trzystronicowych miniaturach Kazimierz Orłoś uchyla przed nami drzwi do swojego prywatnego leśnego świata. Opisuje ptaki, które co roku go odwiedzają, dzikie zwierzęta, z których ścieżkami krzyżują się jego drogi podczas wypraw na grzyby. Przedstawia nam próby udomowienia kota Mizantropa i przygody swojego ciekawskiego jamnika. Wylicza i pięknie opisuje poszczególne drzewa – jedne zastał już na swojej działce, inne zasadził i przez kilkadziesiąt lat zdążyły się rozrosnąć do imponujących rozmiarów. Poznajemy sąsiadów – tych wieloletnich, ale też sezonowych turystów. Rzadko kiedy są to nowele ze zwrotem akcji czy napięciem rozładowywanym w ostatnim akapicie. To raczej literackie fotografie albo kreślone pejzaże, w których pisarz rejestruje zapamiętane zdarzenia, sytuacje, spotkania, opisuje ulotne wrażenia czy chwile medytacji pośród świerków i brzóz. „Już późno, ale jeszcze siedzimy w kuchni. Pies szczeka na dworze. Po dwudziestej drugiej, za uchylonym oknem, słychać krzyki i płacz. Wychodzimy przed dom. Noc sierpniowa – gwiazdy. Krzyki niosą się od strony lasu – nie można zrozumieć słów. Jamnik ujada przy płocie" (opowiadanie „Dyskoteka"). Niby bez fajerwerków, pisane przejrzystym stylem, a mimo to nie sposób się oderwać od tych pozornie prostych, przenoszących w inną rzeczywistość akapitów.
Ale „Powrót" Kazimierza Orłosia to nie tylko Mazury. Jest też kilkanaście innych wspaniałych nowel, a nawet sporych rozmiarów minipowieść „Powrót".