Są za to poszukiwania, czasem trochę na poboczach, choć dotykające ważnej tematyki. „Ułaskawienie" Jana Jakuba Kolskiego, zupełnie autorskie spojrzenie stylistycznego samotnika, filmowego poety, na temat Żołnierzy Wyklętych. Czy „Autsajder" debiutującego w reżyserskiej roli operatora Adama Sikory, który wraca do rzadko branego na warsztat w kinie stanu wojennego, by opowiedzieć historię podobną do własnej, a w roli głównej obsadzić swego syna, bardzo dobrego Łukasza Sikorę.
Mogę mieć zastrzeżenia wobec czasem trzeszczących w „Autsajderze" realiów tamtych czasów, ale trudno mi się odwrócić od jego przesłania. To opowieść o jednostce zamieszanej w historię przypadkiem, a jednak zdającej egzamin z Conradowskiego obowiązku, nakręcona bez natrętnej dydaktyki i bez większych profesjonalnych wpadek. I znów, jak przy odbiorze „Kamerdynera", widziałem podwójność. Większość publiki na głównym pokazie przyjęła film chłodno, nie zostając nawet na spotkanie z reżyserem. Pewnie obrazy znęcania się esbeków nad młodym człowiekiem wydały jej się zbyt „martyrologiczne" – lepiej oglądać parodie stanu wojennego z „Obywatela" Jerzego Stuhra. Gdyby publiczność poczekała, dowiedziałaby się od Sikory, że film pochwalił Władysław Frasyniuk, bo ostrzega przed zgodą na utratę wolności. A więc przesłanie ma być zgoła „antypisowskie". Ale jest też niepoprawne.
Przede wszystkim człowiek
Na koniec uwaga: polskie kino wciąż nieźle radzi sobie z tematyką człowieka, jednostki. „Fuga" Agnieszki Smoczyńskiej, film będący kameralnym psychologicznym dramatem, a nawet psychologicznym thrillerem, wydał mi się zwłaszcza na początku miejscami mało wiarygodny w oddaniu relacji między bohaterami. A jednak ta opowieść o kobiecie przywróconej światu i odzyskującej ten świat w stanie zaniku pamięci (oklaski dla Gabrieli Muskały, także autorki scenariusza) poraża dramatycznym pytaniem o brak empatii w gronie najbliższych, rodziny. Polska prawica nieraz stawiała polskiej kinematografii zarzut jednostronnego czarnowidztwa, i chyba przesadnie. O ile w sferze społecznej mamy przykłady publicystyki nie najwyższej próby, o tyle takie filmy jak „Fuga" naprawdę potrafią się okazać katharsis. To zabawne, ale taką rolę wyznaczali obrońcy Smarzowskiego „Klerowi".
W kuluarach szepce się o możliwych politycznych demonstracjach nagrodzonych reżyserów na końcowej gali. I o tym, że Smarzowski zamierza się teraz mierzyć z tematyką polsko-żydowską, z Jedwabnem. Jednym słowem coraz potężniejsze kanonady przed nami. Na tym tle „Zimna wojna" jawi się jako klasyczny piękny fresk, pożyteczny w przybliżaniu zachodniej Europie historii PRL.
Ja zaś wolę się cieszyć różnorodnością oferty. Jedni lubią bardziej, drudzy mniej groteskową pedagogikę w wykonaniu Marka Koterskiego, ale nie można mu odmówić podziwu godnej konsekwencji manifestowanej tym razem w zwariowanej opowieści „7 uczuć". Na pewno raduje też powstanie komedii odbiegającej od sztampy romantycznych „superprodukcji" – myślę o „Juliuszu" Pietrzaka. Nawet jeśli nie każdy żart kręcił mnie tak samo, jest to odgrzebanie polskiego humoru przeżywającego w ostatnich latach kryzys.
Kopalnią doświadczeń staje się równoległy konkurs „Inne spojrzenie" grupujący filmy operujące na granicy kina offowego i komercyjnego. To w ich ramach aktor Wojciech Solarz nakręcił „Okna okna", bezpretensjonalną, nawet jeżeli nieco zwariowaną „opowiastkę" (określenie Michała Oleszczyka). Pełną tęsknoty za miłością, z rehabilitacją bohaterów pociesznych i nieporadnych, i z pochwałą małej ojczyzny, jaką staje się rodzinna wieś i ziemia. Coś między czeskimi komediami a młodym Fellinim.
Pytany przeze mnie, dlaczego nie uczestniczy w wielkich sporach ideowych, Solarz odpowiedział: „Ależ ja się wypowiadam, tylko na swój sposób". Nikomu nie zalecam minimalizmu, ale sam zmęczony nadmiarem ideologicznych pasji, wzdycham do takich korzeni.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95