Urodził się 130 lat temu w Krakowie. Tam też po latach studiuje polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, równocześnie debiutuje na deskach Teatru Ludowego, a niebawem dostaje angaż do Teatru im. Juliusza Słowackiego. Gdy wybucha I wojna światowa, wstępuje do Legionów Polskich. Prochu zanadto nie powącha. Służy na tyłach w poczcie polowej. W 1920 r. wraca na scenę. Otrzymuje główną rolę w zastępstwie nieobecnego aktora i tak rozpoczyna się jego wielka kariera teatralna. Nie tylko gra, ale także reżyseruje spektakle, wciela się w rolę dramaturga, pisze recenzje teatralne. A przecież otwiera się przed nim jeszcze jedna ścieżka, gdy zostaje pierwszym aktorem polskim ze stopniem naukowym. Choć jego promotor, młody wówczas prof. Ignacy Chrzanowski, w przyszłości wybitny historyk literatury, bardzo chwali jego doktorat, Nowakowski nie wybiera kariery naukowej. Po latach trochę żałuje, ale jak wspomina, nie pamięta sytuacji, w której doktorat przyniósłby mu choć grosz zarobku.
W 1926 r. w wieku 35 lat na trzy sezony zostaje dyrektorem Słowackiego. Utalentowany reżyser przyciąga do teatru widza, a jako sprawny menedżer przeprowadza najpoważniejszy od początku istnienia krakowskiej sceny remont. Równocześnie nawiązuje współpracę z nowo powstałą rozgłośnią radiową w Krakowie. Mimo sukcesów, zmęczony i rozgoryczony ciągłymi utarczkami z lokalnymi włodarzami o pieniądze, odchodzi z dyrektorskiego stanowiska. Przestaje także występować na scenie i reżyserować. Kontakt z teatrem ogranicza do roli widza (w jego pośmiertnych papierach zachowała się karta wolnego wstępu do Teatru Słowackiego na sezon 1938/1939).
***
Niebawem objawia się jako felietonista „Ilustrowanego Kuryera Codziennego". Popularny „Ikac", wydawany w Krakowie, jest wysokonakładowym dziennikiem polityczno-informacyjnym o ogólnopolskim charakterze. Prawie przez dekadę (do wybuchu II wojny światowej) Nowakowski publikuje coniedzielne felietony. I w tej roli jest mistrzem. Zdobywa sławę, popularność, pieniądze. O jego astronomicznych zarobkach krążą legendy. Za każdy felieton otrzymuje pokaźną jak na owe lata kwotę 100 zł, a podobno i na tym się nie kończyło.
W 1933 r. jako korespondent „IKC" obserwuje na żywo wybory w Niemczech wygrane przez NSDAP. W reportażach z Berlina, Lipska i Monachium pisze profetycznie: „Niemcy ponad wszelką wątpliwość są chore. A Hitler, który zamawia tę chorobę, jest wielkim szarlatanem albo wielkim cudotwórcą".