Wybaczcie mi Państwo odrobinę patosu, który przebija się przez te słowa, ale trudno, żeby w tej sprawie się go wyzbyć. To w istocie był nie tylko triumf pokolenia wolności, które ukształtowało się w czasie polskiego buntu 1980 roku, ale przede wszystkim udane wprowadzenie naszego kraju na ścieżki koniunktury, która nigdy wcześniej nie była mu dana.
I nagle dziś, wskutek nieobliczalnych ambicji kilku polityków, źle pojętego interesu narodowego i manipulacji kłamliwych mediów, stawiamy naszą obecność w Unii pod znakiem zapytania? Do niedawna wierzyłem, że to tylko gra na negatywnych emocjach. Tak bardzo oczywisty wydawał mi się nasz narodowy interes pozostawania i rozwijania się w ramach Unii Europejskiej. Dziś już wiadomo, że nie.
Cyniczni gracze, których staliśmy się zakładnikami, podjęli działania, które naprawdę mogą się skończyć polexitem. I to na własne życzenie, bo łaskawa Unia nawet nie przewidziała mechanizmu wyrzucania państw z Unii. To wszystko może być dokonane naszymi polskimi rękami. Wciąż trudno w to uwierzyć. Rzekomo chroni nas naturalna proeuropejskość; wciąż zdecydowana większość Polaków jest prounijna. Tyle że tymi proporcjami łatwo jest zachwiać, przekonać, że oczywiste prawdy nie są aż tak oczywiste, że „prawdziwy" interes narodowy leży całkiem gdzie indziej, niż do tej pory sądziliśmy.
Ciągle mam w głowie przykład brexitu i zdziwione miny brytyjskich intelektualistów, z którymi debatowaliśmy w portugalskim Estoril w przeddzień feralnej daty referendum w czerwcu 2016 roku. Zapewniali nas, że brexit jest niemożliwy, że to kompletnie wbrew interesowi Zjednoczonego Królestwa. Jakiż mieli wyraz twarzy po ogłoszeniu wyniku! Zdziwienie ścigało się ze wstydem. Przestrach z niepewnością. Nie mieli innych wyjaśnień niż to, że naród padł ofiarą medialnej manipulacji. Nie wiem, czy to jedyna przyczyna. Z pewnością antyunijny marketing manipulatorów takich jak Boris Johnson miał tu znaczenie, ale brytyjskiego psa pogrzebano gdzie indziej. Mentalność Brytyjczyków zawsze była mieszanką reminiscencji kolonialnej wielkości i cywilizacyjnego poczucia wyższości. Brytyjczycy (to ich narodowe DNA) zawsze czuli się lepsi od pogardzanych Francuzów, nielubianych Niemców czy śmiesznie sepleniących Hiszpanów. To na Wyspy przyjeżdżało się do pracy, podczas gdy Brytyjczycy do Europy wybierali się odpoczywać. Brytyjski płatnik musiał utrzymywać dzieci imigrantów, podczas gdy ci ostatni wypierali rodowitych Anglików z rynku pracy. Takimi stereotypami łatwo w istocie było żonglować. Budzić etniczne niesnaski, wręcz ksenofobię, których skutkiem był brexit.
Wybaczcie mi Państwo odrobinę patosu, który przebija się przez te słowa, ale trudno, żeby w tej sprawie się go wyzbyć. To w istocie był nie tylko triumf pokolenia wolności, które ukształtowało się w czasie polskiego buntu 1980 roku, ale przede wszystkim udane wprowadzenie naszego kraju na ścieżki koniunktury, która nigdy wcześniej nie była mu dana.