Folklor ludu polskiego
W połowie lat 80. Kukiz utworzył kolejny zespół – Piersi. Ta grupa punkowa powstała właściwie dla jaj, podczas festiwalu jarocińskiego w 1984 roku. Kukiz z naprędce sformowanym zespołem odśpiewał i sparodiował ku entuzjazmowi publiczności wojskowe piosenki.
Koniec komunizmu i transformacja to był dla Kukiza czas, gdy musiał wyjechać na saksy do Niemiec, by się utrzymać. To nie był materialnie dobry okres dla polskich artystów.
W 1990 roku został na dwa lata wokalistą założonego rok wcześniej zespołu Emigranci. Zespół z Kukizem miał jeden przebój, przeciwko powszechnej służbie wojskowej („Na falochronie") i wydał jedną płytę. Ale nie wszystkim się podobała ta muzyka ze względu na kontrast między zaangażowanym tekstem a poprockową stylistyką.
W 1992 roku Kukiz powrócił do projektu Piersi. I to zapewniło mu status prawdziwej gwiazdy. Najlepsze i najbardziej pamiętne są chyba dwie pierwsze płyty, debiutancka „Piersi" (1992) i „My już są Amerykany" (1993). Dziś Kazimierz Staszewski, czyli popularny Kazik, inny nestor i gigant polskiego rocka, nie kryje niechęci wobec Kukiza (choć oddał na niego głos w wyborach), zarzucając mu brak poczucia humoru. Tymczasem, przynajmniej w tamtym okresie, Kukiz słynął właśnie z poczucia humoru.
Piersi wygenerowały, często w formie parodii i pastiszu, swoisty miejsko-małomiasteczkowy folklor wykorzenionego ludu polskiego, jakby rockową odpowiedź na disco polo. Jak to w muzyce ludowej, są opowieści z życia, o patologicznej i bluzgającej rodzinie, o ustawkach kibiców i ich walkach z policją, o pijaństwie, o nowobogackich, o emigracji zarobkowej, o miłości, o małpowaniu Zachodu, są elementy patriotyczno-kresowe („Szable do boju, lance w dłoń, bolszewika goń, goń, goń"), śląski czy niemiecki popfolklor w stylu „heimat melodie". Są nawiązania do wspomnianej muzyki operowej albo death metalu, tak przecież wtedy i dziś popularnego na Śląsku...
Choć teksty były często drapieżne i zbuntowane przeciwko absurdom polskiej rzeczywistości, nie było w tym jednak jakiejś pogardy dla prostego człowieka. Przegięty okazał się tylko utwór „ZCHN zbliża się", który wywołał oburzenie w Kościele i na prawicy oraz zachwyt liberałów i postkomunistów, a także antyklerykalnej młodzieży.
Dziś Kukiz raczej się wstydzi tej piosenki i nie chce jej grać na koncertach. Nie ze względu na temat, tylko dlatego, że wykorzystał melodię pierwszokomunijnej pieśni „Pan Jezus już się zbliża". Ale przesłania broni. W 2011 roku podczas koncertu właśnie w Paczkowie Kukiz powiedział, że nie zagra tego utworu, ale stwierdził, że powstał on dlatego, że politycy wykorzystywali wówczas Pana Boga. – Natomiast Pan Bóg jest. Kto chce, niech wierzy, kto nie chce, niech nie wierzy. Ja wierzę. A jaki był ZChN, to popatrzcie na Czarneckiego, na Niesiołowskiego, na całą tę ferajnę. Jacy oni byli narodowi. I na pana Marcinkiewicza, któremu wartości chrześcijańskie i rodzinne przeszły wtedy, kiedy poznał sobie dziewczynkę w wieku jego córki – mówił piosenkarz.
W końcu jednak Piersi (Kukiz opuścił zespół w 2013 roku) spotkało to, co spotkało też Maleńczuka. Z alternatywy przez pastisz i parodie trafili w końcu w nurt piosenki biesiadnej. To przynosiło popularność i pieniądze – Kukiz zagrał nawet główną rolę w filmie „Girl Guide" Juliusza Machulskiego i wystąpił w reklamie Pepsi, co wielu kolegów muzyków i duża część publiczności miała mu za złe.
Kukiz jednak miał większe ambicje. I to z czasem doprowadziło go do polityki. Zainteresowanie nią zdradzał od dawna, ale jego twórczość mniej więcej od płyty „Pieśni ojczyźniane" z 2000 roku stawała się coraz bardziej wprost politycznie i patriotycznie zaangażowana. Albo ostro, jak w piosence „Wirus SLD", albo bardziej refleksyjnie, jak na wydanej w 2003 roku z Janem Borysewiczem płycie, z której pochodzi przebój „Bo tutaj jest jak jest".
Transplantacja i apokalipsa
Licząc na JOW i koalicję z PiS, zaangażował się we wsparcie dla Platformy Obywatelskiej. Z czasem, gdy narastał konflikt między PiS a PO, też ochoczo w nim uczestniczył. Zwłaszcza że, jak uważał, to przez działalność CBA i rządu PiS tropiących korupcję, także wśród lekarzy, spadła liczba i dostępność transplantacji w Polsce, a tymczasem jego najmłodsza córka była ciężko chora i czekała wówczas na przeszczep nerki. Ostatecznie do przeszczepu doszło w 2007 roku i dziewczynka została uratowana, choć wciąż musi żyć z chorobą. To doświadczenie wpłynęło też na Kukiza w inny sposób – stał się jeszcze bardziej wierzący i wyszedł z kłopotów alkoholowych.
W 2009 roku prowadził w TVP razem z publicystą Markiem Horodniczym (w przeszłości redaktorem naczelnym m.in. „Frondy" oraz pisma „Czterdzieści i Cztery") program „Koniec końców" poświęcony zagadnieniom kulturowym. Wtedy wspierał już Platformę bez entuzjazmu, jak sam mówił, głównie ze względu na Grzegorza Schetynę, po 2010 roku zupełnie odwrócił się od partii rządzącej i stał się jednym z jej najzagorzalszych krytyków.
Bardziej niż bieżąca polityka zajmowała go wówczas filozofia i teologia polityczna, a o tym właśnie był program „Koniec końców". Niestety, chyba okazał się dla telewizji publicznej zbyt ambitny i został zdjęty z anteny. Jednak apokaliptyczne i religijne podejście do spraw publicznych pozostało Kukizowi.
W tym duchu wsparł Ukraińców i zaangażował się w rewolucję na Majdanie, miał tam wystąpić podczas owej „rewolucji godności" (ale koncert udaremniła akcja Berkutu), a w marcu 2014 roku nagrał piosenkę „Póki żyją ludzie" (Doky żywut' ludy). Jeśli chodzi o sprawy wschodnie, deklarował się jako zwolennik prometeizmu: wyzwolenia i wspólnoty narodów dawnej Rzeczypospolitej.
Dlatego jego słowa sprzed paru tygodni, gdy mówił o zagrożeniu wpływami nacjonalistów na Ukrainie i stwierdził, że Polska nie powinna się angażować w konflikt w tym kraju, należy już chyba odczytywać nie jako spontaniczną deklarację, ale jako wykoncypowany na zimno argument w kampanii wyborczej. Najwyraźniej na naszych oczach umarł Paweł Kukiz, muzyk zaangażowany w sprawy społeczne. I narodził się Paweł Kukiz, pełnokrwisty polityk.