Miewałeś kłopoty z fanami? W jednym z wywiadów wspominasz o dziewczynie, która latała za Tobą z nożem.
Zdarzało się nam, zwłaszcza na początku, po pierwszej, mocno surrealistycznej płycie, że kręciło się wokół nas sporo osób nieszczęśliwych, a niekiedy ewidentnie zaburzonych. Kiedyś w Toruniu podeszła do mnie po koncercie dziewczyna i powiedziała, że u jej mamy na ścianie wisi gitara dwunastostrunowa. Czy jestem zainteresowany? Odpowiedziałem, że tak, chętnie zobaczę. Na co ona: „Dobrze, to porozmawiam z mamą". Minął miesiąc, ktoś puka do naszego mieszkania, Grażyna otwiera – a tam ta dziewczyna (nie wiem, skąd miała adres) z gitarą, karimatką i plecakiem. „Gdzie będę spać?", pyta. Grażyna się troszkę zdziwiła, ale udało mi się jakoś to załatwić i rozstaliśmy się z dziewczyną w spokoju.
Historia z nożem była poważniejsza. Mieliśmy wtedy koncert w Żarnowcu, pojechaliśmy tam z dziećmi, jeszcze zupełnie małymi. Niosłem te śpiące dzieci do samochodu, kiedy podeszła do mnie dziewczyna i powiedziała, że musi ze mną porozmawiać. Ja na to: „Chyba żartujesz?". A było tak, że już kilka razy wcześniej mnie zagadywała, a ja ciągle odpowiadałem, że później. No i idę z tymi dzieciakami pod pachą, a ona, że musi koniecznie teraz. „Powiedz z grubsza, o co ci chodzi, to ci powiem, czy jest o czym gadać". A ona, że musimy porozmawiać na osobności, bo to będzie długa rozmowa. „No ale chyba widzisz, że ja tu jestem w pracy i w dodatku z rodziną". I ona siadła mi wtedy na masce samochodu i powiedziała, że się nie ruszy. Musiałem poprosić ochroniarzy, żeby ją zdjęli. Przyjechaliśmy do hotelu, położyliśmy się spać, za godzinę słychać pukanie do drzwi. Otwieram – ona. Stoi w drzwiach i znów: „Muszę z tobą porozmawiać". Mówię, że jestem zmęczony i żebyśmy się spotkali o dziesiątej rano, po śniadaniu. Czekałem następnego dnia o tej dziesiątej, ale się nie pojawiła.
Minęło pół roku, graliśmy w jakimś klubie, bodajże w Bydgoszczy. Stała w drzwiach garderoby jakaś dziewczyna, nie skojarzyłem, że to ona. Zaczęła się do mnie zbliżać i Janek Pospieszalski [muzyk Voo Voo, obecnie prowadzi programy w TV – red.] zauważył, że za plecami ma schowany nóż, więc pewnie zbliżała się do mnie w celach niecnych. Janek ją złapał, oddał w ręce ochroniarzy. Co się z nią dalej stało, nie wiem.
Czy można się przed takimi sytuacjami ustrzec?
Tak całkiem to chyba nie. Jedyne, co możesz zrobić, to właśnie wprowadzić do swoich występów ten element intelektualny, pomóc ludziom jakoś sobie te emocje poukładać. Cieszę się, że na nasze koncerty przychodzą ludzie z dziećmi. Mam nadzieję, że my w czasie koncertów tworzymy wspólnotę. Nie lubię tego grupowania się w imię nienawiści do kogoś: punki przeciwko hipisom, heavymetalowcy przeciwko punkom. Pamiętam takie koncerty, na których grała Armia – już w imię Boże. Przychodziły całe załogi ze sztandarami, okrzykami, w czasie występu Armii robiła się zadyma, a potem Armia schodziła i pod sceną robiło się pusto. Bo oni przyszli tylko na swój zespół, pokazać siłę. Ja nie chcę mieć takiej publiczności. Chcę, żeby słuchała różnej muzyki i różną muzykę szanowała.