Mieliśmy w ubiegłym stuleciu co najmniej kilku wybitnych, charyzmatycznych redaktorów pism literackich. Trudno sobie wyobrazić „Kulturę" bez Jerzego Giedroycia czy „Wiadomości Literackie" bez Mieczysława Grydzewskiego, ale przecież „Twórczość" bez Jarosława Iwaszkiewicza też jakby nie ta sama, a i „Tygodnik Powszechny" bez Jerzego Turowicza jakby mniejszy. Choć każdy z wymienionych redaktorów dysponował świetnym piórem (świadczy o tym ich obfita, częściowo już opublikowana korespondencja), najczęściej nie uważali się za pisarzy. Wyjątkiem jest oczywiście Iwaszkiewicz, który objął funkcję naczelnego redaktora, gdy jego literacka sława była już ugruntowana. Czy gdyby był początkującym poetą, rola redaktora – ważna i społecznie chyba bardziej nośna niż pisarska – przesłoniłaby jego osiągnięcia literackie i dziś pamiętalibyśmy wyłącznie o tym, że prowadził najbardziej prestiżowe literackie czasopismo w kraju? Odpowiedź wcale nie jest oczywista. Nie może być oczywista dziś, gdy redaktorami czasopism literackich stosunkowo często bywają właśnie poeci i coraz częściej funkcja ta przesłania krytykom ich wiersze. Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów działania takiej osobliwej zasłony jest recepcja twórczości poetyckiej Krzysztofa Kuczkowskiego.
Założyciel i redaktor naczelny „Toposu" od dawna znany jest przecież ze swej charyzmy w prowadzeniu pisma. To dzięki niemu można dziś mówić o czymś takim, jak pisarskie i krytycznoliterackie środowisko tego literackiego dwumiesięcznika, jemu swe istnienie zawdzięcza grupa literacka „Topoi", on też powołał do życia i do dziś prowadzi kilka już serii wydawniczych, zwanych „biblioteką Toposu". To on wreszcie organizuje poetyckie festiwale i konkursy, które na stałe wpisały się w kulturalną mapę Polski.
Wszystko to jest jednak pracą akuszera, a nie poetyckiego „ja". Po ćwierćwieczu działania pisma („Topos" właśnie ukończył 25 lat) długo trzeba by było wymienić krytyków, poetów i prozaików, dla których stało się ono trampoliną do skoku na najwyższe półki literackie. Czy jednak skorzystał z niej również ten, kto ją zbudował? Czy nie powinno być tak, że to on powinien odbić się od niej jako pierwszy? No cóż... Czujemy, że powinno, ale wiele wskazuje na to, że tak się nie stało. Poetycka twórczość Krzysztofa Kuczkowskiego wciąż pozostaje w cieniu jego wybitnych osiągnięć akuszerskich i organizacyjnych. Czyżby na nic innego nie zasługiwała? Skądże. Krzysztof Kuczkowski jest dziś jednym z najbardziej oryginalnych polskich poetów religijnych.
Skok ponad otchłanią
Dyskretnie, ale konsekwentnie Kuczkowski sam wyznacza taki właśnie trop lekturowy. „Kładka" to wiersze wydestylowane z jego obszernej twórczości lirycznej, wybrane przez autora, uznane za najważniejsze. Właśnie dlatego uderza fakt, że poeta konsekwentnie eliminuje teksty, w których słabiej niż w innych manifestuje się wrażliwość na tajemnicę, słabiej zaznacza swą obecność wola poszukiwania istoty rzeczy, decyzja podróży w stronę religijnych horyzontów życia. Frazę „po prostu rzeczywistość" – rozpoczynającą wiersz „Miłość w Busku (I)" – można uznać za poetyckie credo pisarza. Kiedy go pytamy o jego zajęcia, mówi: „Przekopujemy się przez noc/ drążymy w niej tunele, przesypujemy ją/ przez sito Pisma". Celem starań Kuczkowskiego nie jest jedynie dotarcie pod powierzchnię zjawisk, ale i poszukiwanie czegoś cennego.
Tak jest też w lirykach, w których pojawia się motyw drogi. Podróże bohaterów tej poezji są w dużej mierze podróżami wewnętrznymi czy nawet duchowymi. Wiersz „Mysterium resurrectio" zaczyna się od słów: „Śnił mi się pielgrzym,/ tak jak zobaczyłem go na starej rycinie/ w dzieciństwie -/ wychylony poza świat widzialny". Ulubioną postacią poety staje się właśnie on: nie turysta, lecz ktoś, kto przekracza horyzont codzienności, przeżywa spotkanie z Niepojętym. „Czy ujrzał to, czego oko/ nie widziało/ i ucho nie słyszało" (tamże) – pytamy razem z autorem. I nagle pod koniec okazuje się, że wiersz tak naprawdę opowiada o nawróceniu. O tym, że ktoś pokonał jakieś przestrzenie nicości i zwrócił się w stronę sensu.