Michał Bieniak: Prorok jaki, czy co?

Ograniczenie obecnej dyskusji do kwestii paleo- i neo-sędziów nie odbuduje autorytetu wymiaru sprawiedliwości, lecz otworzy drogę do rządów autorytarnych. Nikt bowiem nie będzie już „umierał” za sędziów.

Publikacja: 18.10.2024 20:21

Michał Bieniak: Prorok jaki, czy co?

Foto: Adobe Stock

Osiem lat temu na tych samych łamach („Wymiar sprawiedliwości spółka akcyjna”) pisałem o tym, że żadna reforma wymiaru sprawiedliwości niczego dobrego nie wniesie, jeżeli nie pozbędziemy się trzech przekonań: że wymiar sprawiedliwości jest nietykalny; że jest on jednym wielkim bagnem; że głównym celem wymiaru sprawiedliwości jest szybkość postępowania.

Niewiele później, w rozmowie z prominentnym w owym czasie działaczem samorządu adwokackiego sugerowałem opracowanie projektów lub przynajmniej założeń reformy sądownictwa i procedur sądowych. Uważałem, że chaos wywoływany przez PiS prędzej czy później otworzy „okno” na prawdziwą reformę trzeciej władzy. Usłyszałem wówczas, że nie można krytykować w żaden sposób stanu zastanego, ponieważ będzie to nas stawiało po stronie tych, którzy demontują system demokratyczny.

Czytaj więcej

Wymiar sprawiedliwości, spółka akcyjna

Minęło 9 lat. Jeżeli jakiekolwiek malutkie okienko na zmiany otworzyło się w grudniu 2023 roku, to już powoli się zamyka, a politycy i środowisko sędziowskie w tym czasie nie przedstawili żadnego wiarygodnego projektu naprawy sytuacji. Tymczasem musimy pamiętać, że trzecia władza przeżywała w Polsce kryzys na długo przed 2015 rokiem, a afera z sędzią na telefon (i inne podobne) nie powstały wyłącznie za PiS. To nie za PiS długość postępowań osiągnęła nieakceptowalne okresy. Rządy PiS jedynie pogłębiły istniejące patologie.

Ograniczenie obecnej dyskusji do kwestii paleo- i neo-sędziów nie odbuduje autorytetu wymiaru sprawiedliwości. Nie przyspieszy też postępowań, a nawet wprost przeciwnie – spowolni je w najbliższym czasie. Jeżeli mam natomiast rację, to czy poprzednia władza, czy obecna, będą miały w takiej sytuacji otwartą drogę do rządów autorytarnych. Nikt bowiem nie będzie już „umierał” za sędziów. Zabawę w Kasandrę jednak nie jest moją ulubioną, więc spróbuję zdiagnozować bolączki wymiaru sprawiedliwości i zarysować mechanizmy naprawy. Nie dlatego, że uważam się za dostatecznie mądrego, aby znaleźć idealne rozwiązania, ale żeby chociaż spróbować wywołać dyskusję.

Kłamstwo, większe kłamstwo, statystyka

Bogiem polskich sądów stała się statystyka długości postępowań. To istotne, ale jednocześnie sprzyjające każdej manipulacji. Przykładem tego była zmiana metodyki prowadzenia tych statystyk przez ministra Ziobrę. Wystarczyło wyodrębnić postępowanie klauzulowe w odrębną kategorię i już postępowania „przyspieszyły”. Czy jednak rzeczywistość się w ten sposób zmieniła? Nie, można było jedynie „ograć” to wizerunkowo i poprawić humor prezesom sądów oraz urzędnikom ministerialnym.

Tego typu manipulacje odbywają się jednak również na niższych poziomach. To one sprzyjają wyszukiwaniu przez sędziów wyimaginowanych braków formalnych. To one też sprzyjają rozpoznawaniu w pierwszej kolejności spraw prostych, które można szybko zakończyć.

Czytaj więcej

Apel do Bodnara. Czas skończyć z kreatywną księgowością w sprawie sądów

Czy można to zmienić? Oczywiście że tak. Zmiany takie jednak nie będą popularne, zwłaszcza wśród samych sędziów. Wymagają one co najmniej kilku działań.

Po pierwsze, pamiętajmy, że sędziowie są wykształceni wyłącznie z prawa. Zarządzanie sprawami i zarządzanie sądem wymaga natomiast innej kategorii umiejętności. Te posiadają wykształceni managerowie, ale też przedstawiciele innych zawodów prawniczych, którzy uprzednio zarządzali zespołami ludzkimi. Wymaga to więc dokształcenia sędziów, wypracowania profesjonalnych kategorii ich oceny i premiowania, zmiany mentalnej oraz dopływu osób z innych zawodów.

Po drugie, całkowicie niedoinwestowany jest personel administracyjny sądów, co skutkuje tym, że zatrudniane tam są osoby często przypadkowe, zdemotywowane, a rotacja pracowników jedynie dopełnia pesymistyczny obraz sytuacji. Zmiana tego stanu wymaga podwyższenia wynagrodzeń. Najlepiej, bez ponoszenia kosztów przez inne grupy zawodowe, ale jeżeli nie ma na to środków budżetowych, to prawdopodobnie musi się to odbyć kosztem zamrożenia wynagrodzeń sędziowskich, które dzisiaj (inaczej niż niegdyś) są całkiem atrakcyjne również dla przedstawicieli innych zawodów prawniczych.

Po trzecie, zwiększenie mobilności sędziów. Obecny system praktycznie wyklucza przenoszenie sędziów, co uniemożliwia odpowiednią reakcję na braki kadrowe w niektórych sądach. Oczywiście takie przenoszenie nie może się odbywać w sposób arbitralny i na znaczne odległości, jednak stan obecny nie pozwala na efektywne zarządzanie kadrami.

Chów wsobny

Każdy, kto uważał na lekcjach biologii wie, że chów wsobny nie jest niczym dobrym. Tymczasem dzisiejszy system szkolenia sędziów można do takiego chowu wsobnego porównać.

Pomimo formalnej możliwości przejścia z innego zawodu prawniczego do stanu sędziowskiego, w praktyce zmiany takie były i są rzadkością, a od wielu lat przyczyną tego nie były zarobki sędziów, w chwili obecnej już atrakcyjne dla wielu adwokatów, radców prawnych lub notariuszy.

Do tego dochodzi scentralizowanie kształcenia sędziów w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Centralizacja kształcenia jeszcze bardziej ułatwia ów chów wsobny. Od samego początku każdy sędzia jest bowiem kształtowany przez ten sam krąg osób. Jednocześnie wpływ Ministra Sprawiedliwości na powoływanie dyrektora KSSiP gwarantuje czynnikowi politycznemu znaczny wpływ na kształtowanie postaw środowiska sędziowskiego. Jak wszelka centralizacja zwiększa to natomiast ryzyko serwilizmu wobec władzy politycznej – tej albo innej.

Czy jest wyjście z tego zaklętego kręgu? Oczywiście, wymaga ono jednak odważnych kroków, zarówno ze strony polityków, jak i środowiska sędziowskiego. Tą ścieżką jest przede wszystkim zwiększenie wpływu innych środowisk na nominacje sędziowskie. Jeżeli nie chcemy wpływu polityków, to niech będą to środowiska akademickie i samorządy innych zawodów prawniczych. Nie obędzie się też bez decentralizacji kształcenia.

Brak samooczyszczenia

Wymiar sprawiedliwości wielokrotnie pokazywał, że nie jest się w stanie sam oczyścić. Pisałem o tym też na tych łamach („Co ma sędzia Szmydt do reformy wymiaru sprawiedliwości”), a dzisiaj powtórzę. W dobie walki z neosędziami, zaczęły wychodzić na światło dzienne ich różne dawniejsze przewinienia dyscyplinarne. Niewielu jednak dostrzega, że zarzuty te były obosieczne. Jeżeli środowisko sędziowskie nie było w stanie zwalczyć ich wcześniejszych patologicznych zachowań (niekiedy znanych powszechnie adwokatom), a co więcej pozwalało im niekiedy na awanse (w tym również w strukturach Iustitii), to znaczy że środowisko to nie było zdolne do samooczyszczenia i wymaga jednak bodźca z zewnątrz. Wydaje się też, że szok wywołany rządami PiS okazał się niewystarczający, ponieważ dotychczasowe działania zmierzają wyłącznie do powrotu do status quo ante, w istocie zresztą niemożliwego.

Jeżeli jednak to się nie zmieni, to każda kolejna władza, a być może już ta, będzie miała coraz mocniejsze tendencje i narzędzia do podporządkowania władzy sądowniczej. To natomiast otwiera prostą ścieżkę do autorytaryzmu, gdyż ten rodzi się wówczas, kiedy następuje załamanie trójpodziału władzy. Jeżeli tak się stanie, nie będę miał żadnej satysfakcji, kiedy ktoś do mnie przyjdzie i jak w dowcipie o bacy zamruczy: prorok jaki, czy co?

Autor jest doktorem nauk prawnych, adwokatem w Kancelarii Adwokackiej Michał Bieniak

Osiem lat temu na tych samych łamach („Wymiar sprawiedliwości spółka akcyjna”) pisałem o tym, że żadna reforma wymiaru sprawiedliwości niczego dobrego nie wniesie, jeżeli nie pozbędziemy się trzech przekonań: że wymiar sprawiedliwości jest nietykalny; że jest on jednym wielkim bagnem; że głównym celem wymiaru sprawiedliwości jest szybkość postępowania.

Niewiele później, w rozmowie z prominentnym w owym czasie działaczem samorządu adwokackiego sugerowałem opracowanie projektów lub przynajmniej założeń reformy sądownictwa i procedur sądowych. Uważałem, że chaos wywoływany przez PiS prędzej czy później otworzy „okno” na prawdziwą reformę trzeciej władzy. Usłyszałem wówczas, że nie można krytykować w żaden sposób stanu zastanego, ponieważ będzie to nas stawiało po stronie tych, którzy demontują system demokratyczny.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?