Oceniając rok rządzącej koalicji w kwestii tzw. przywracania praworządności, można postawić tezę, że wygrał go nurt rozliczeniowy i presja części elektoratu zwycięzców, dla których rozliczenia PiS we wszystkich sferach działania państwa mają znaczenie fundamentalne. W wymiarze sprawiedliwości od samego początku – co najlepiej ilustruje przykład prokuratury, którą poprzednicy chcieli zabezpieczyć przed zmianami kadrowymi – było to jednak pole minowe. Budowa czegoś nowego szybko przeistoczyła się w nowy konflikt, bitwę na interpretacje, przynoszącą kolejne zagrożenia dla stabilizacji systemu prawnego. A to ma dzisiaj w obliczu zagrożeń zewnętrznych kluczowe znaczenie dla naszego państwa.
Rozliczenia PiS są kluczowe dla elektoratu Donalda Tuska
Nurt rozliczeniowy przedłużył kryzys instytucjonalny w wymiarze sprawiedliwości. Poza prokuraturą w jego obrębie znalazł się nieuznawany przez rządzących Trybunał Konstytucyjny, Krajowa Rada Sądownictwa, a w ostatnich miesiącach również spora część Sądu Najwyższego. W kwestii ukształtowania tych instytucji na nowo nie udało się zrobić nic. Co prawda rząd bardzo sprawnie przygotował odpowiednie projekty resetujące zmiany wprowadzane w czasach PiS, ale niedrożny proces legislacyjny sprawił, że na końcu drogi zostały one zablokowane przez prezydenta. Rządząca większość straciła złudzenia, że można przeprowadzić reformy sądownictwa bez zmiany głównego lokatora Pałacu Prezydenckiego. Dlatego przyszły rok może być kluczowy nie tylko z politycznego punktu widzenia, ale też ze względu na skuteczność zmian systemowych w sądownictwie. Czy kompromis z twardo rozliczanym obozem prawicy był możliwy? Na obecnym etapie wydaje się, że nie, chociaż próbę zbliżenia stanowisk podjął prezydent Andrzej Duda.
Jeżeli miarą polityki jest skuteczność oraz zdolność do budowania kompromisów w imię dobra wspólnego, trudno o wysoką notę dla obecnego rządu
Do uzdrawiającego kompromisu w kwestii reformy Krajowej Rady Sądownictwa zabrakło niewiele. Kiedy Senat przyjął poprawkę przywracającą bierne prawo wyborcze tzw. neosędziom, wydawało się, że Adamowi Bodnarowi może uda się zlikwidować główne ognisko zapalne w sądownictwie właściwie bez jednego wystrzału. Zwyciężyła jednak polityka i kalkulacja, które sprawiły, że po roku państwo rządzone przez koalicję 15 października wciąż jest w punkcie wyjścia. Pozostają jej tylko plany uzależnione od wyniku przyszłorocznych wyborów.