Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej poinformowało, że przygotowało już projekt nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Nowe przepisy przewidują objęcie obowiązkowymi ubezpieczeniami społecznymi wszystkich umów cywilnoprawnych, przede wszystkim umów zlecenia i umów o dzieło.
Projekt ten ma być w najbliższym czasie konsultowany m.in. z pracodawcami. Mimo to wszystko wskazuje na to, że do takiej reformy nie dojdzie w przyszłym roku, ale najwcześniej dopiero w 2026 r. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że czekają nas wybory prezydenckie. Głębsze sięgnięcie przez rząd Donalda Tuska do kieszeni Polaków na początku 2025 r. mogłoby się zatem rządzącym odbić polityczną czkawką. Szczególnie że uzasadnienie takiej reformy dla sporej grupy Polaków wcale nie jest tak przekonujące, jak wydaje się to zwolennikom takiej zmiany.
Oskładkowanie zleceń? Nie każde zlecenie bez składek
Planując wprowadzenie pełnego oskładkowania zleceń i umów o dzieło, politycy tłumaczą zwykle, że głównym celem jest walka z patologiami polegającymi na zastępowaniu umowami cywilnoprawnymi umów o pracę. Oczywiście po to, by pracodawca mógł na tym „zarobić” ze szkodą dla pracowników.
Chociaż dla nikogo nie jest tajemnicą, że takie sytuacje się zdarzają, i to nie tylko u pracodawców z sektora prywatnego, to osobiście uważam ten argument za nietrafiony. Przede wszystkim dlatego, że dziś wcale już nie jest tak, że każda umowa zlecenia jest umową, od której nie są odprowadzane składki ZUS.
Czytaj więcej
Oskładkowanie wszystkich umów zlecenia będzie miało albo ten skutek, że gwałtownie wzrosną koszty zawierania takich umów dla zleceniodawców, albo że gwałtownie spadną kwoty, które po wykonaniu umowy wpłyną na rachunek zleceniobiorców. Że tak się stanie, stosunkowo łatwo można wykazać na konkretnych liczbach.