Jakub Sewerynik: Standardy różnorodnego traktowania

Prawdziwa neutralność władzy publicznej w sprawach wiary to nie laickość, ale powstrzymanie się od zajmowania stanowiska. Bezstronność nie ogranicza się do kwestii religii.

Publikacja: 18.07.2024 04:30

Jakub Sewerynik: Standardy różnorodnego traktowania

Foto: PAP/Leszek Szymański

Standardy równego traktowania w Urzędzie m.st. Warszawy” wywołały ogromną burzę medialną i gorący spór polityczny. Skomentował je nawet Elon Musk. Wydaje się jednak, że zarówno najbogatszy człowiek świata, jak i większość wypowiadających się w sprawie, wspomnianego dokumentu nie przeczytała. Nie ma się co dziwić – to w końcu 25 stron tekstu.

Dziwić może jednak, że prezydent Rafał Trzaskowski wezwał do do ignorowania swojego zarządzenia, pisząc na portalu X: „Stolica zawsze będzie też szanować swoją tradycję – stąd elementy religijne choćby podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego”. Tymczasem wytyczne do standardu 4 wyraźnie wskazują, że „Wydarzenia organizowane przez urząd mają charakter świecki, tzn. nie zawierają elementów religijnych, np. modlitwy, nabożeństwa, święcenia”. I choć spór o miejsce religii w życiu publicznym stanowi kość niezgody „Standardów”, warto przyjrzeć się również innym kwestiom poruszonym w dokumencie.

Czytaj więcej

Kamil Dąbrowa: Zdrowa laickość, czyli świeckie państwo

Równi w różnorodności

Tytuł „Standardów” stanowi nawiązanie do konstytucyjnej zasady równości. Zgodnie z art. 32 ust. 1 Konstytucji RP „wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne”. Historycznie, sformułowanie „prawo do równego traktowania” wygrało z senacką propozycją „prawo do jednakowej ochrony prawnej”, nawiązującą do brzmienia art. 7 zd. 1 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, zgodnie z którym: „Wszyscy są równi wobec prawa i mają prawo, bez jakiejkolwiek różnicy, do jednakowej ochrony prawnej”.

Nie zmienia to jednak treści zasady równości, która zapewnia równą możliwość realizacji wolności i praw. Zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego „wszystkie podmioty prawa (adresaci norm prawnych), charakteryzujące się daną cechą istotną (relewantną) w równym stopniu, mają być traktowane równo, a więc według jednakowej miary, bez zróżnicowań zarówno dyskryminujących, jak i faworyzujących”.

Paradoksalnie więc, czasem, aby zapewnić równość wobec prawa, czyli jednakową ochronę prawną, trzeba stosować różne narzędzia wobec różnych osób (posiadających odmienne cechy relewantne). Jedni bowiem, ze względu na umiejętności, majątek czy uprzywilejowanie potrzebują minimalnego wsparcia, a inni, ze względu na np. ubóstwo, niepełnosprawność czy wykluczenie społeczne, wymagają szczególnej pomocy przy realizacji swoich praw.

W tym zakresie konstytucyjne „prawo do równego traktowania” nie oznacza prawa do takiej samej pomocy przy załatwianiu spraw urzędowych czy jednakowej „obsługi interesanta”, a wręcz coś przeciwnego. Autorzy „Standardów” celnie zauważyli, że choć w pewnym zakresie jesteśmy do siebie podobni, to jednocześnie bardzo się różnimy – na tym polega różnorodność społeczeństwa.

Czytaj więcej

Amerykański prawnik o zakazie krzyży: Trzaskowski nie rozumie czym jest neutralność

„Równo”, czyli jak?

Kluczowa dla dokumentu jest zawiła prawnie definicja równego traktowania: „traktowanie wolne od wszelkich form dyskryminacji, czyli nietraktowanie żadnej osoby w porównywalnej sytuacji w sposób odmienny od innych i niesprawiedliwy (krzywdzący) z powodu jej rzeczywistej lub domniemanej przynależności do określonej grupy (społecznej, demograficznej itp.) lub ze względu na jej osobiste cechy, takie jak np. płeć, wiek, stopień sprawności, narodowość, orientacja psychoseksualna”. Tę skomplikowaną definicję prostym językiem, ale za to niezwykle niefortunnie, wyraża standard 2, zgodnie z którym należy traktować każdą osobę i jej potrzeby „równo i ze zrozumieniem”. Czyli jak?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, najlepiej nie sięgać do słownika języka polskiego, gdzie słowo „równo” wytłumaczone jest jako „jednakowo”. Należy raczej sięgnąć do wytycznych do standardu 3. Dowiadujemy się tu, że „równo” oznacza tyle co… „różnorodnie”: „postaraj się dostosować do różnorodnych potrzeb i sytuacji osób, które się z Tobą kontaktują. (...) Zastanawiając się nad tym, jak realizowana przez Ciebie usługa odpowiada na potrzeby różnych osób, weź pod uwagę różne czynniki, które mogą na to wpływać”.

Wydaje się to oczywiste. Osoby mające problemy ze zrozumieniem urzędowych formularzy (lub tekstu pisanego), wymagają innego traktowania niż osoby, które świetnie się w tych formularzach poruszają i nie potrzebują wsparcia przy dokonywaniu czynności. Inne potrzeby ma osoba niedosłysząca, a co za tym idzie – wymaga innego traktowania, inaczej należy wesprzeć osobę słabo znającą język polski etc.

I właśnie dlatego sformułowanie standardu 2: „równo i ze zrozumieniem”, ani nie jest zrozumiałe, ani nie wprowadza równości. Zresztą oczywiste jest, że autorom „Standardów” chodziło o traktowanie każdego według potrzeb, zgodnie z koncepcją sprawiedliwości opartą na solidaryzmie społecznym, charakterystycznym dla prawodawstw państw opiekuńczych.

Warszawski ratusz „różnorodność potrzeb” wyraźnie dostrzega i afirmuje. Zresztą pierwsze zdanie standardu 2 brzmi całkiem nieźle: „Wszystkie osoby pracujące w urzędzie odnoszą się z szacunkiem do każdej osoby, z którą wchodzą w kontakt – w relacjach z osobami z zewnątrz i wewnątrz organizacji”. Można by dodać: Traktują każdą osobę według jej potrzeb i ze zrozumieniem, urzeczywistniając zasadę równości wobec prawa.

A jak się ma równość do religii?

Standardy z empatią podchodzą do różnorodności, z jednym wyjątkiem – stosunku do religii. A przecież w preambule Konstytucji RP świetnie uchwycono zróżnicowanie polskich obywateli, wskazując, że Naród Polski stanowią „wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”. Jak trafnie zauważył prezydent Trzaskowski na platformie X, wszystkim przysługuje wolność sumienia i religii (art. 53 ust. 1), co obejmuje również wolność od religii. Dlaczego jednak przywołał art. 10 ust. 1 ustawy z 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, przyjętą przez upadające władze PRL, zgodnie z którym „Rzeczpospolita Polska [pierwotnie: „Polska Rzeczpospolita Ludowa” – przyp. aut.] jest państwem świeckim, neutralnym w sprawach religii i przekonań”? Świeckość i neutralność państwa należy przecież rozumieć w duchu konstytucji, która w art. 25 ust. 2 posługuje się bardziej precyzyjnym i adekwatnym określeniem „bezstronność”: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”.

Co więcej, w art. 53 ust. 5 konstytucja restrykcyjnie zakazuje ograniczania prawa do wyrażania czy praktykowania religii. Ograniczenie takie może być wprowadzone wyłącznie ustawą. Standardy zostały wprowadzone zarządzeniem.

Neutralność to bezstronność

Jak trafnie wskazał prof. Joseph Weiler, amerykański prawnik i intelektualista, prawdziwa neutralność władzy publicznej w sprawach wiary to nie laickość, ale powstrzymanie się od zajmowania stanowiska. Konstytucyjna bezstronność nie ogranicza się jedynie do spraw religii, ale również światopoglądu czy filozofii. Zadaniem władzy jest więc zapewnienie pluralizmu, w którym nikt nie powinien czuć się dyskryminowany.

Tymczasem standard 4 ogranicza się jedynie do wiary: „Przestrzenie urzędu są miejscami neutralnymi religijnie”, co należy rozumieć jako wolne od symboliki religijnej. A contrario urzędy nie muszą być neutralne światopoglądowo ani filozoficznie, co również budzi wątpliwości w zakresie zgodności z cytowanym art. 25 ust. 2 konstytucji. Standard 4 de facto oznacza uprzywilejowanie określonej wizji świata – wolnego od religii w sferze publicznej, którą nietrafnie przedstawia się jako neutralność. Tymczasem tak rozumiana laickość paradoksalnie coraz bardziej przypomina religię – „religię świeckości”, którą jako jedyną można praktykować… Ale przecież odpowiedzią na problem różnorodności w sferze wiary nie jest całkowita świeckość – zdaje sobie z tego sprawę również prezydent Trzaskowski, skoro nie wyobraża sobie obchodów wybuchu Powstania Warszawskiego bez mszy czy modlitwy za poległych.

„Standardy”, mimo wielu dobrych elementów, należy ocenić negatywnie. Promują bowiem błędnie rozumianą neutralność, zamiast pluralizmu i tolerancji, opartych na szacunku wobec każdej osoby. Nie podzielając wiary czy wartości reprezentowanych przez symbol, można okazać szacunek wobec krucyfiksu, półksiężyca, gwiazdy Dawida czy tęczy. Mając wyraziste poglądy na temat istnienia lub nieistnienia Boga, można z należną czcią uczestniczyć w religijnych lub świeckich ślubach czy pogrzebach.

Wreszcie, niezależnie od podzielanej koncepcji wspólnego życia dwóch dorosłych osób czy poglądów co do tożsamości płciowej, należy z poszanowaniem godności każdej osoby zająć się jej sprawą w urzędzie czy sklepie. Istotne jest zrozumienie, że każdemu, niezależnie od wyznawanych wartości i światopoglądu, przysługuje przyrodzona godność ludzka, prawo do wolności i obowiązek solidarności z innymi (preambuła Konstytucji RP).

W Polsce mamy piękną tradycję tolerancji religijnej, zapoczątkowaną jeszcze w XV w. przez Pawła Włodkowica i Stanisława ze Skarbimierza, a potwierdzoną chwalebną Konfederacją Warszawską (nomen omen). Rzeczpospolita przez wiele stuleci, mimo dominującej roli katolicyzmu, była dla żydów, muzułmanów, a także protestantów, krajem wolnym i bezpiecznym – krajem bez stosów, w odróżnieniu od wielu państw na zachód od naszej granicy. Te same zasady mają zastosowanie do osób niewierzących oraz agnostyków. Może tworząc nowe standardy, warto sięgnąć do tej tradycji?

Autor jest radcą prawnym, mediatorem

Standardy równego traktowania w Urzędzie m.st. Warszawy” wywołały ogromną burzę medialną i gorący spór polityczny. Skomentował je nawet Elon Musk. Wydaje się jednak, że zarówno najbogatszy człowiek świata, jak i większość wypowiadających się w sprawie, wspomnianego dokumentu nie przeczytała. Nie ma się co dziwić – to w końcu 25 stron tekstu.

Dziwić może jednak, że prezydent Rafał Trzaskowski wezwał do do ignorowania swojego zarządzenia, pisząc na portalu X: „Stolica zawsze będzie też szanować swoją tradycję – stąd elementy religijne choćby podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego”. Tymczasem wytyczne do standardu 4 wyraźnie wskazują, że „Wydarzenia organizowane przez urząd mają charakter świecki, tzn. nie zawierają elementów religijnych, np. modlitwy, nabożeństwa, święcenia”. I choć spór o miejsce religii w życiu publicznym stanowi kość niezgody „Standardów”, warto przyjrzeć się również innym kwestiom poruszonym w dokumencie.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Prawne
Marta Milewska: Czas wzmocnić media lokalne, a nie osłabiać samorządy
Opinie Prawne
Wojciech Labuda: Samo podwyższenie zasiłku pogrzebowego to za mało
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Lekcja praworządności dla Ołeksandra Usyka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Powódź wzmocni zjawisko patroli obywatelskich? Budzą się demony
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Może prezydentowi ręka zadrży