Politycy przyznają rację i tym pierwszym, i tym drugim, a na boku chcą coś załatwić dla siebie w kwestii nadchodzących wyborów prezydenckich. Obywatele czują, że im się robi wodę z mózgu, bo nie chcą umierać ani na wirusa, ani z głodu, a już na pewno nie z powodów politycznych. Problem w tym, że ich o zdanie nikt nie pyta. Eksperci straszą, a politycy robią swoje.
Prawda jest taka, że z tym wirusem będziemy żyli jeszcze długo i nie sposób spędzić tego życia w zamkniętym mieszkaniu. Trzeba się więc wspólnie dogadać, jakie ryzyko chcemy ponieść, by żyć w miarę bezpiecznie i godnie.
Koszty pracy w warunkach ryzyka nie będę rozłożone równo. Właściciel czy udziałowiec firmy ponosi inne ryzyko niż pracownik na pierwszej linii styczności z dostawcami i konsumentami. Bankier za komputerem czy minister ponosi inne ryzyko niż listonosz lub kasjerka w supermarkecie, nie mówiąc już o pielęgniarkach. Państwo wyrzuca dziś pieniądze z „helikoptera”, by pomóc gospodarce, lecz te pieniądze często nie trafiają do szarego pracownika lub małego przedsiębiorcy. Prawdopodobnie nie trafią też do szkół i hospicjów. Nie wiadomo też, jak zaciągnięte długi państwo będzie spłacać. Czy zamknie raje podatkowe lub ograniczy zasiłki dla bezrobotnych? Czy nałoży podatek na przedsiębiorców czy na pracowników? Czy opodatkuje chleb i herbatę czy też mercedesy i wille?
Zadaniem polityków jest pójście do wyborców z programem, który daje konkretną odpowiedź na postawione pytania. Politycy jednak rozmawiają nie tyle z wyborcami, ile ze sobą i na tematy, które głównie ich interesują. Widocznie myślą, że my wszyscy mamy frajdę, bo z braku emocji sportowych potrzebujemy tych wynikających z przetargów partyjnych. Dziś jednak wszystko wskazuje na to, że wyborcy chcą wiedzieć, jak zarobić na chleb i mieszkanie bez ryzyka, że skończą pod respiratorem w szpitalu. Wyborców teraz mniej interesuje, kto w następnych latach będzie w Pałacu Prezydenckim. Wyborcy chcą, by politycy wreszcie wzięli ich na poważnie, bo najbliższe lata wymagają trudnej umowy społecznej, bez której czarny scenariusz lekarzy i ekonomistów rzeczywiście się spełni. Jeśli politycy nie zaczną z wyborcami poważnie rozmawiać, to skończą marnie.
Spytacie, o jakim państwie mówię? O Stanach Zjednoczonych Ameryki oczywiście, choć może nie tylko. Formalnie Prezydent może zrobić wiele, ale czy zrobi coś, by Wam w codziennym życiu pomóc przejść przez tę pandemię?