Powiedzieć, że reforma polskich służb specjalnych jest konieczna, to nic nie powiedzieć. Zgadzają się z tym wszyscy. W kuluarach swego czasu było słychać o ustawie opracowywanej przez Prawo i Sprawiedliwość, która miała zmienić oblicze polskich służb. Do reorganizacji przymierzał się swego czasu także rząd Donalda Tuska.
Oczywiste jest, że rozwiązania przyjęte przy reformie Urzędu Ochrony Państwa w 2002 r. są już przestarzałe, a i wtedy ich zasadność była wątpliwa. Powstaje zatem pytanie, jakich służb potrzebuje Polska i który model wybrać, tak aby przystawał do zagrożeń i zmieniającego się świata.
Z natury polityczne
Aby odpowiedzieć na te pytania trzeba zrozumieć, po co nowoczesne państwo potrzebuje służb. W Polsce niestety pokutuje podejście postesbeckie, gdzie służby to tzw. hakownia, a w najlepszym razie przede wszystkim źródło problemów, a nie narzędzie do ich rozwiązywania. Politycy nie rozumieją służb, boją się ich, a służby nie czują się ani zadaniowane, ani kontrolowane. Jest to styk dwóch światów mówiących innym językiem i często wzajemnie nierozumiejących się. Ten styk jest newralgicznym punktem, który decyduje, czy mamy do czynienia z mechanizmem słabym i pasywnym wobec silnych, czy ze skutecznym narzędziem realizacji strategicznych interesów.
Tak działa wywiad brytyjski, który w czasie brexitu zdobywał informacje z tajnych spotkań negocjatorów Komisji Europejskiej. Służby bowiem powinny być tym narzędziem, które upraszcza rzeczywistość poprzez możliwość zajrzenia za jej kulisy; narzędziem, które nie tylko pomaga patrzeć na rzeczywistość, ale i kreować ją zgodnie z interesem wspólnoty.
Pojawia się tu inny problem – polityczności służb, moim zdaniem błędnie rozumiany w Polsce. Bowiem natura służb specjalnych jest polityczna, a ich działanie – mające konsekwencje strategiczne – w polityce jest wprost zanurzone. Polityce nie rozumianej jako starcie partyjne, ale jako realizowanie interesu państwa. Służby nie powinny być partyjne, ale udawanie, że służby nie mają kontekstu politycznego, nie rozwiązuje problemu, a jedynie szkodzi i przenosi te obiektywnie istniejące zależności w sferę zakulisową, tworząc system patologiczny, jak to wielokrotnie w Polsce było.