Botaniczna siostra tych swojskich konopi – Cannabis indica – nie ma takich uspokajających właściwości. Wprost przeciwnie. Nie uprawia się jej dla wyrobu powrozów, tkaniny czy wytłaczania oleju, lecz dla celów podniecających, dla uzyskiwania z niej narkotycznej substancji znanej pod nazwą haszyszu (amerykańska marihuana). Narkotyk ten uzyskuje się z gruczołków na liściach i końcach gałązek.
Starożytni dziejopisarze, od greckiego Herodota poczynając, dają świadectwo temu, że różne ludy praktykowały wprowadzanie się w stany ekstatyczne substancjami halucynogennymi. Działo się to podczas odprawiania obrzędów religijnych, oddawania czci bóstwom. W takich ekstatycznych stanach ludzie „widzieli” bóstwa, rozmawiali z nimi, odgadywali przyszłość – żeby wspomnieć choćby delficką Pytię.
Etnologowie badający plemiona pierwotne obserwowali na własne oczy techniki wprawiania się w stany zmienionej świadomości. Na przykład tubylcze plemiona kalifornijskie czy syberyjscy Samojedzi korzystali w tym celu z halucynogennych grzybów. Historycy religii wykazali ponad wszelką wątpliwość, że odurzenie, jakie powoduje haszysz, sprowadzało niesamowite, piękne wizje, których treść weszła do filozofii mieszkańców Półwyspu Indyjskiego.
Prof. Władysław Szumowski w swojej znakomitej „Historii medycyny w ujęciu filozoficznym” (Kraków 1935) pisał: „Historia mistyki musi się liczyć z faktem lekarskim, że nastroje mistyczne mogą występować po zażyciu niektórych środków, jak haszysz, opium, peyotl i in.”. Ale faktów archeologicznych podtrzymujących to twierdzenie nie było. Aż do teraz.
Na łamach czasopisma „Science Advances” międzynarodowy zespół badaczy z Chińskiej Akademii Nauk, z Instytutu Nauki o Historii Człowieka im. Maxa Plancka w Jenie oraz z Uniwersytetu Queensland w Brisbane w Australii ogłosił pod koniec ubiegłego roku odkrycie na terenie zachodnich Chin, przy granicy z Tadżykistanem, śladów palenia konopi indyjskich w celach rytualnych sprzed 2500 lat. Co więcej, nasiona i liście tej rośliny odkryto niedawno w starożytnych grobach w Yanghai – także w Chinach, i w Jirzankal we wschodniej części Pamiru. W ciągu stuleci substancje uzyskiwane z tej rośliny, pochodzącej z regionu Himalajów i płaskowyżu tybetańskiego, mogły być transportowane w postaci haszyszowej żywicy szlakami handlowymi wiodącymi na Bliski Wschód.
I oto w maju tego roku nadeszła elektryzująca wiadomość o odkryciu w Izraelu, w Tel Arad, w obrębie sanktuarium funkcjonującego w starożytnej fortecy czynnej w latach 760–715 przed Chrystusem. Wykopaliska prowadzono tam ponad pół wieku temu, sanktuarium przeniesiono wówczas do muzeum w Jerozolimie (m.in. dwa kamienne ołtarze). Ale analizę biochemiczną resztek zachowanych na powierzchni tych ołtarzy przeprowadzono dopiero teraz, wcześniej archeolodzy nie dysponowali takimi możliwościami. Zbadano je chromatografem gazowym i spektrometrem masy. Okazało się, że na większym ołtarzu przetrwały resztki kadzidła zmieszanego z tłuszczem zwierzęcym – po podgrzaniu mieszanina ta wydzielała mocny aromat. Natomiast na mniejszym ołtarzu zachowały się – mówiąc biochemicznym językiem – resztki kannabinoidów: tetrahydrokannabinolu (THC), cannabidiolu (CBD) i cannabinolu (CBN). One także były zmieszane z tłuszczem zwierzęcym, aby spalać je razem i uwalniać w ten sposób, poprzez wysoką temperaturę, substancje psychoaktywne. Uczestnicy rytualnych ceremonii wdychali aromatyczny halucynogenny dym. „W zbadanych próbkach zawartość składników psychoaktywnych była wystarczająca do wywoływania zakłóconych stanów świadomości” – podkreśla Eyrane Arie, konserwator i szef działu archeologicznego w Muzeum Izraela w Jerozolimie.