Dwie pamięci jedna zbrodnia

Musimy podkreślać, że okupacja niemiecka w Polsce była powiązana z częściowo zrealizowanym planem wymordowania elit. Ta zbrodnia na sąsiadach nie może zostać zapominana – przekonuje publicysta.

Aktualizacja: 31.08.2020 19:23 Publikacja: 31.08.2020 19:23

Hans Sönnke - Apoloniusz Zawilski (1972) "Bitwy Polskiego Września"

Hans Sönnke - Apoloniusz Zawilski (1972) "Bitwy Polskiego Września"

Pomnika polskich ofiar niemieckiej okupacji nadal nie ma. Jednocześnie samo zamierzenie postawienia takiego pomnika w centrum Berlina w mediach wybrzmiało. Dyskusje na łamach prasy niemieckiej czy w Bundestagu świadczą o zróżnicowanej niemieckiej pamięci. Te wystąpienia – za pomnikiem oraz te przeciwko – są dla Polaków niepokojące i obezwładniające. Dlatego trzeba zdecydowanie wyjaśnić, co Polaków oburza i wywołuje irytację.

Oburzające są przede wszystkim głosy tych Niemców, którzy twierdzą, że postawienie pomnika mogłoby doprowadzić do eskalacji żądań ze strony innych państw. Ostatnia, kompromisowa wersja monumentu przypominającego o agresji sprzed 81 lat na Polskę ma nie budzić takich obaw. Ma powstać „plac 1 września 1939 roku". Na pomniku ma zostać umieszczony napis w języku niemieckim i polskim, który będzie informował, że wraz z napaścią na Polskę rozpoczęła się II wojna światowa.

Pan może być jeden

W tym miejscu trzeba Niemcom powiedzieć, że nie powinni mieć takich obaw, bo inne okupowane podczas wojny państwa wiedzą, że okupacja w Polsce była bardziej okrutna i rozumieją, czym się odróżniała od okupacji innych państw. Redaktor Jerzy Haszczyński w swoim artykule w „Rzeczpospolitej" pt. „Polski pomnik, niemieckie wątpliwości" pisał o ostatecznym projekcie pomnika tak: „Polega on z grubsza na tym, że plac w centrum stolicy dostanie nazwę 1 września 1939, będzie tam pomnik nawiązujący do tej daty (ukłon w stronę Polaków), ale i – dominujące w oczywisty sposób – centrum edukacyjne zajmujące się różnymi europejskimi ofiarami Trzeciej Rzeszy (wyraźne pokazanie Polakom, że niczym specjalnym się zbrodnie na nich nie wyróżniały)". Ten właśnie zamysł, koncept wpisania zbrodni na polskim państwie i jego obywatelach w działania wojenne i okupację innych państw trzeba zdecydowanie obalić.

Nie pomniejszając zbrodni, jakich Niemcy dokonali w innych krajach, trzeba podkreślić wcześniejsze jej zaplanowanie w Polsce. Plan zniszczenia i eksterminacji polskiej warstwy przywódczej, inteligencji, elity kulturalnej, politycznej, religijnej oraz warstwy posiadaczy i kapitalistów polskich był częścią wielkiego planu germanizacyjnego przygotowanego m.in. dla terenów okupowanej Polski, zwanego przez Niemców Generalplan Ost („Generalny Plan Wschodni"). Martin Bormann 2 października 1940 r. tak to określił w tajnych notatkach po spotkaniu z Hitlerem z udziałem gubernatora Hansa Franka: „Führer musi podkreślić jeszcze raz, że dla Polaków może być tylko jeden pan i jest nim Niemiec, dwóch panów obok siebie nie może być i nie ma na to zgody, dlatego wszyscy przedstawiciele polskiej inteligencji mają zostać zabici. To brzmi twardo, ale takie jest prawo życia".

Listy proskrypcyjne

Plan ten realizowano i aresztowania przeprowadzano już od września 1939 r. na podstawie wcześniej, jeszcze przed wojną, sporządzonych list proskrypcyjnych Sonderfahndungsbuch Polen – tzw. listy wrogów Rzeszy zawierających nazwiska wybitnych osób narodowości polskiej oraz elity kulturalnej, politycznej i społecznej. Listy te tworzyły współpracujący z niemieckim wywiadem członkowie mniejszości niemieckiej w Polsce. Osoby, które znalazły się na listach, były rozstrzeliwane w masowych egzekucjach o charakterze czystek etnicznych. Po eliminacji elity polskiego społeczeństwa oraz po stłumieniu siłą wszelkich przejawów oporu zamierzano sprowadzić nas do roli niewolników, którzy będą wykonywali proste czynności w służbie rasy panów, za których się uważali Niemcy.

Ten krótki opis wydaje się wystarczający, aby po jego przeczytaniu nie zrównywać zbrodni niemieckich w Polsce ze zbrodniami w innych krajach. Czy Niemcy tego nie wiedzą, czy udają, że nie wiedzą? Może warto im przybliżyć nasze poczucie niesmaku, które nam towarzyszy, gdy obserwujemy toczące się w niemieckiej prasie dyskusje.

Swój stosunek do niemieckich rozważań ciekawie wyraził Paweł Łepkowski. W artykule „Nie chcę tego pomnika!" pisał: „Nie potrzebujemy ich pomnika, a tym bardziej nie musimy o to zabiegać. Skoro nasi sąsiedzi nie dojrzeli, aby uczynić to spontanicznie, z własnej nieprzymuszonej woli i ze skruchą w sercu, to znaczy, że nie rozumieją lub nie chcą zrozumieć, czym była okupacja Polski w latach 1939–1945. I żaden pomnik, monument, tablica czy inny podobny obiekt nie zmieni tej sytuacji (...) Nie zniżajmy się do roli petentów występujących z prośbą o coś, co jest karygodnie nieadekwatne do skali krzywd nam uczynionych. Niemcy powinni wypłacić Polsce gigantyczne odszkodowania wojenne. Będę to powtarzał do końca życia".

Emocje miną, problemy zostaną

Takie rozemocjonowane podejście stawia kropkę nad „i", co nie zmienia faktu, że problem pozostaje, wpływając na nasze wzajemne relacje, a dobre relacje dwóch krajów członkowskich Unii Europejskiej są niezbędne, by działać wobec obecnych problemów – europejskich i globalnych. Dlatego nawet symboliczne upamiętnienie przez Niemców ich zbrodni na państwie polskim i jego obywatelach wydaje się niezbędne, choćby do czasu podpisania układu kończącego wysuwanie dalszych roszczeń i pretensji. Była koncepcja odbudowy Pałacu Saskiego jako symbolicznej odpowiedzi na żądanie reparacji wojennych. To też byłaby jakaś forma pomnika postawionego nie w Niemczech, a w kraju, któremu uczyniono tyle zła. Postawienie pomnika w Berlinie, rzeczywiście, jak napisał red. Paweł Łebkowski, jest zbędne. Dzisiaj wiele pomników się obala i nie wiadomo, co będzie za ileś tam lat. A pałac może być pomnikiem i jednocześnie użytecznym budynkiem, np. jako siedziba stowarzyszeń polsko-niemieckich.

Co zatem polskie państwo i Polacy mogą zrobić, aby przerwać tę toczącą się dyskusję, jeśli wyraźnie widać brak woli jej zakończenia przez stronę niemiecką. Rolf Nikel, były ambasador Niemiec w Warszawie, tak mówił w wywiadzie z Jędrzejem Bieleckim w „Plusie Minusie" (25–26 lipca 2020 r.): „Musimy zrobić więcej dla utrzymania pamięci o drugiej wojnie światowej. Jestem zwolennikiem takiego pomnika i widzę z dużą satysfakcją, że sprawa idzie do przodu. Ale trzeba też wziąć pod uwagę, że Niemcy przyniosły ogromne cierpienia nie tyko Polsce, ale i wielu innym krajom. Stąd pojawiają się różne pomysły, jak należy to uczcić. Bundestag musi to rozstrzygnąć. Ale tu nie chodzi o to, czy budować pomnik, tylko jaki on ma mieć kształt. Trzeba wziąć pod uwagę nie tylko oczekiwania Niemców, ale też to, jak będą nas postrzegać za granicą".

Akurat rozumiem to zmartwienie „jak będą nas postrzegać", bo u nas rządzący w ogóle tym się nie martwią. Tyle że – jak napisałem – w innych krajach nie robiono tego, co robiono w Polsce. Zatem cierpienia, o których pan ambasador wspomina, były w Polsce zdecydowanie większe i nieporównywalne z innymi krajami. Z takim przesłaniem niemiecki ambasador lub ktoś inny powinien wystąpić w Bundestagu.

Przypominać do skutku

Oczywiście współczesna polska inteligencja, ludzie kultury powinni występować w ramach swoich możliwości na rzecz upamiętnienia ofiar zbrodni dokonanych przez Niemcy, nie czekając na decyzje Bundestagu. Świat wie o zbrodniach niemieckich w Europie, o eksterminacji Żydów. Nie wie natomiast o eksterminacji polskiej inteligencji. Ten przekaz o okupacji niemieckiej w Polsce trzeba wzmocnić właśnie o ten zamierzony i realizowany plan wymordowania polskich elit. Ta wyjątkowo nieludzka zbrodnia dokonana na sąsiadach boli i nie może zostać zapominana czy wpisywana w inne niemieckie działania wojenne podczas II wojny światowej. To trzeba Niemcom wyperswadować. I do tej zbrodni Niemcy muszą podejść z innym nastawieniem i głębszą refleksją.

Pomnika polskich ofiar niemieckiej okupacji nadal nie ma. Jednocześnie samo zamierzenie postawienia takiego pomnika w centrum Berlina w mediach wybrzmiało. Dyskusje na łamach prasy niemieckiej czy w Bundestagu świadczą o zróżnicowanej niemieckiej pamięci. Te wystąpienia – za pomnikiem oraz te przeciwko – są dla Polaków niepokojące i obezwładniające. Dlatego trzeba zdecydowanie wyjaśnić, co Polaków oburza i wywołuje irytację.

Oburzające są przede wszystkim głosy tych Niemców, którzy twierdzą, że postawienie pomnika mogłoby doprowadzić do eskalacji żądań ze strony innych państw. Ostatnia, kompromisowa wersja monumentu przypominającego o agresji sprzed 81 lat na Polskę ma nie budzić takich obaw. Ma powstać „plac 1 września 1939 roku". Na pomniku ma zostać umieszczony napis w języku niemieckim i polskim, który będzie informował, że wraz z napaścią na Polskę rozpoczęła się II wojna światowa.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie Karol Nawrocki. Chyba, że jednak nie
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie