Włodzimierz Czarzasty dokonał czegoś, co w polskiej polityce nie udało się jeszcze żadnemu liderowi, którego formacja wypadała z Sejmu. Nie podołał temu ani Marian Krzaklewski, którego AWS w 2001 r. zatopiło SLD, ani Leszek Balcerowicz, były szef Unii Wolności, partii matki dla dzisiejszego liberalnego mainstreamu. Obecny wicemarszałek Sejmu przejmował SLD po klęsce w 2015 r., gdy Zjednoczona Lewica nie weszła do Sejmu i utorowała tym samym zwycięstwo PiS-owi. Padały wówczas określenia, że Sojusz Lewicy Demokratycznej to „masa upadłościowa”, która odchodzi w zapomnienie.
Jednak talenty organizacyjne Czarzastego sprawiły, że najpierw SLD otrzymało w wyborach samorządowych, będąc pozaparlamentarną opozycją, powyżej 5 proc., wprowadzając swoich radnych na szczeblu sejmików, a rok później, już w innej formule, triumfalnie powróciło do Sejmu, będąc trzecią siłą polityczną. Funkcja wicemarszałka, którą wywalczył w 2019 r., miała spowodować progres zarówno partii, jak i samego Włodzimierza Czarzastego.
Czytaj więcej
W polityce koalicyjnej czasami trzeba zagrozić, żeby coś uzyskać. W sprawie swoich postulatów Lewica powinna postawić ultimatum. Albo uchwalamy związki partnerskie do końca tego roku, albo wychodzimy z rządu. I głosujcie sobie nad ustawami z Konfederacją - mówi dr. Bartosz Rydliński z Centrum im. Ignacego Daszyńskiego.
Czy Lewica jest w stanie powstrzymać odpływ swoich wyborców do KO?
Po zwycięstwie koalicji 15 października Nowa Lewica była już najsłabszym ogniwem koalicji, któremu dziś ewidentnie kończy się paliwo, co udowodniły ostatnie wybory – samorządowe oraz do Parlamentu Europejskiego. Wprowadzenie zaledwie trójki posłów do PE było historycznie najsłabszym wynikiem tego środowiska w Polsce.
Lewica weszła do koalicji rządzącej i miała być w niej widoczna oraz aktywnie walczyć o lewicowe postulaty, które następnie rząd musiałby zaakceptować w ramach umowy koalicyjnej. Tak się jednak nie dzieje. Sztandarowy projekt Lewicy, czyli liberalizacja prawa aborcyjnego, nie jest akceptowany przez konserwatystów z PSL, co nie powinno nikogo dziwić, każdy bowiem w polityce gra na siebie. Jednocześnie mówienie o tym temacie przez premiera Donalda Tuska, jakby nie był tak bardzo istotny, jest dla Lewicy mocno kłopotliwe. Kreuje bowiem ich partię jako ugrupowanie wyłącznie skupione na sprawach kulturowych, które nie są akceptowalne przez nadal umiarkowanie konserwatywne polskie społeczeństwo. Ostatnie badania opinii publicznej pokazały, że „nie grzeją” również samych wyborców lewicowych, którzy mając do wyboru bardziej sprawczą Koalicję Obywatelską, wybierają partię Donalda Tuska jako gwaranta zrealizowania tego postulatu.