Rozwiązując niespodziewanie Zgromadzenie Narodowe trzy miesiące temu, prezydent Emmanuel Macron tłumaczył, że konieczne jest „wyjaśnienie”, kogo u władzy najchętniej widzą jego rodacy. Czerwcowe wybory do Parlamentu Europejskiego wygrało bowiem Zjednoczenie Narodowe, uzyskawszy dwukrotnie lepszy wynik niż lista liberałów od prezydenta. Chodzi jednak o głosowanie, które niewielu traktuje nad Sekwaną poważnie. Macron liczył więc, że gdy przyjdzie do desygnowania krajowych deputowanych, jego rodacy „otrząsną się” i zachowają się „odpowiedzialnie”.
Do żadnego „wyjaśnienia” jednak nie doszło. Przeciwnie, od przeszło sześciu tygodni trwają w Paryżu bezskuteczne próby desygnowania rządu, który miałby szansę uzyskać większość w parlamencie. Tak długiego zawieszenia działalności władz nie notowano nad Sekwaną od czasów drugiej wojny światowej.
Lewica forsuje program, który doprowadziłby Francję do bankructwa
Jednym z powodów obecnej sytuacji jest niezwykle wysoki odsetek Francuzów, którzy postawili na siły antysystemowe, tak na prawicy, jak i na lewicy. Kolejnym jest niezwykle niska popularność prezydenta. Nikt nie chce wchodzić w sojusz z jego blokiem Ensemble (Razem) bo wszyscy wiedzą, że ceną byłaby polityczna marginalizacja.
Szczególnie smutna jest postawa umiarkowanej lewicy, w tym Partii Socjalistycznej i Zielonych. Zdecydowali się oni wejść w sojusz z przywódcą radykalnej Francji Niepokornej Jean-Luc Mélenchonem. W efekcie lewicowy blok forsuje program, który nie tylko odwraca bardzo przecież potrzebne reformy rynkowe wprowadzane od 2017 roku przez Macrona, ale zakłada też poważny wzrost wydatków socjalnych i podatków w kraju, w którym i bez tego daniny fiskalne w stosunku do dochodu narodowego są najwyższe w Unii Europejskiej. Jego wprowadzenie w życie może doprowadzić Francję, a wraz z nią całą strefę euro, do bankructwa.
Czytaj więcej
Umieć żyć razem pod jednym dachem – w 35. roku istnienia III RP wydaje się to cholernie ambitnym wyzwaniem.