Humanitarny aspekt dramatu, który toczy się na polskiej granicy, nie zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Owszem, ministrowie rządu Donalda Tuska i sam premier starają się przekonać nas, że sytuacja zmieniła się diametralnie w stosunku do 2021 roku, ale prawda jest taka, że jeśli się zmieniła, to raczej o 360 niż o 180 stopni. Na granicy nadal cierpią ludzie – jak w 2021 roku. Ale też nadal toczy się tam wojna hybrydowa – jak toczyła się w 2021 roku.
Dlaczego Donald Tusk zmienił politykę ws. granicy z Białorusią? Bo jest premierem
Zmianę podejścia obecnie rządzących (choć nie wszystkich, m.in. członkowie rządu z Lewicy, jak np. Joanna Scheuring-Wielgus, która krytykowała w TOK FM rząd za politykę ws. granicy) lepiej niż opowieści o tym, że teraz wszystko na granicy jest inaczej, opisuje niedawna wypowiedź wiceszefa MSZ Władysława Teofila Bartoszewskiego, który powiedział wprost: Donald Tusk zmienił politykę w sprawie granicy z Białorusią, bo został premierem.
Tusk premier i jego ministrowie z partii koalicyjnych jako politycy opozycji mieli za zadanie punktowanie rządu, a teraz to na ich barkach spoczywa bezpieczeństwo państwa. I zmiana punktu siedzenia – z opozycyjnych ław na ministerialne gabinety – musi zmienić punkt widzenia na sytuację na granicy. Oczywiście po 24 lutego 2022 roku sytuacja na wschodnich rubieżach Polski zyskała nowy, dramatyczny wymiar w związku z rozpoczętą wojną, ale dziś dostrzegamy, patrząc na ciąg wydarzeń z perspektywy lat, że próba wywołania kryzysu migracyjnego w przededniu wojny była elementem prowadzenia przez Rosję za pośrednictwem Białorusi kryzysu społecznego, a być może także politycznego w Polsce, która z racji położenia geograficznego musiała odegrać kluczową rolę we wsparciu dla Ukrainy. Zegar już wtedy tykał – gdy w listopadzie 2021 roku na granicy polsko-białoruskiej doszło do regularnej bitwy z napierającymi na nią imigrantami, Władimir Putin gromadził już w pobliżu Ukrainy czołgi, które potem dokonały inwazji. Uczciwie byłoby powiedzieć teraz: niewłaściwie oceniliśmy sytuację. Błądzić jest rzeczą ludzką, a rządzący siłą rzeczy widzą więcej, bo mają dostęp do większej ilości informacji.
Czytaj więcej
- Celem jest pokazanie całej Europie, że zewnętrzna granica UE nie jest kontrolowana, by wywołać efekt polityczny: wzmocnić skrajną prawicę, która obiecuje, że UE rozwali od środka. Do tego nie wolno nam dopuścić - mówił o presji migracyjnej na polską granicę szef MSZ, Radosław Sikorski, w czasie spotkania z wyborcami w Białymstoku.
PiS też musi pamiętać, że w podzielonej Polsce bezpieczeństwo słabnie
Ale o tym musi pamiętać też dzisiejsza opozycja. Owszem, ma ona prawo powiedzieć „a nie mówiliśmy”, ale musi pamiętać, że ma swoje za uszami. Bo oprócz tego, że rząd Mateusza Morawieckiego „mówił”, to przy okazji polaryzował sytuację wokół granicy, zamiast próbować przerzucić w tej sprawie mosty ponad podziałami. I dziś też – jeśli dawni rządzący powołują się na swoją wcześniejszą, trafną diagnozę – to powinni pamiętać, że wypominając przeszłe grzechy rządzącym, nie mogą czynić z tego głównego celu swoich działań. Bo bezpieczeństwo w podzielonym kraju słabnie.