Roman Giertych ze swadą trenera Jarząbka z filmu „Miś” (tego od „łubudubu, niech nam żyje prezes naszego klubu”) podsumował na platformie X (dawniej Twitter) kształt list Koalicji Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego. Podobno Polska staje się zawodnikiem wagi ciężkiej, więc musi do Brukseli i Strasburga wysłać takich właśnie najtwardszych graczy. Czy rzeczywiście tacy są wystawiani na ujawnionych w środę listach KO?
Mamy właściwie tylko jedno zaskoczenie. Do dwóch ministrów wynagradzanych zaledwie po kilku miesiącach startem do europarlamentu, Borysa Budki i Bartłomieja Sienkiewicza, dołączył trzeci: szef MSWiA Marcin Kierwiński.
Wybory do Parlamentu Europejskiego: Po co Sienkiewicz w Brukseli?
O tamtych wiadomo było od dawna. Sienkiewicz dopiero co ogłaszał, że „nigdzie się nie wybiera” i opowiadał o PE jako o „cmentarzysku politycznych słoni”. Ale przecież pozostawało tajemnicą poliszynela, że już wchodząc do tego rządu, dostał obietnicę wyjazdu do Brukseli i Strasburga jako swoistej nagrody za wyjątkowo niewdzięczne (według opozycji „brudne”) zadanie przejęcia mediów publicznych i wciąż niedokończonej czystki w instytucjach kultury. Pisałem o tym kilkakrotnie, na przykład tutaj, pisali i inni.
Czytaj więcej
Co począć, kiedy wobec teatralnego spektaklu pojawia się zarzut antysemityzmu? Najpierw sprawdzić, czy to prawda. Ale i przyjrzeć się fali „poprawiania” dawnych autorów, bo to rodzaj szaleństwa.