Kandydaci popierani przez Platformę wzięli wszystkie najważniejsze miasta. Oczywiście sytuacja w każdym z nich jest inna. W Radomiu startował urzędujący prezydent z Koalicji Obywatelskiej. W Kielcach dotychczasowy prezydent z Platformy nie startował, wygrała kandydatka z PO. We Wrocławiu i Rzeszowie Platforma się zastanawiała, czy nie wystawić własnych kandydatów, ale ostatecznie poparła Jacka Sutryka i Konrada Fijołka. W Krakowie wystawiła posła Miszalskiego.
Kandydaci PO wygrywali nie tylko z działaczami PiS
To oznacza, że w dużych miastach kandydaci wspierani przez partię Donalda Tuska wygrywali nie tylko z kandydatami PiS, ale – jak w Krakowie i Wrocławiu – także z niezależnymi działaczami kojarzonymi raczej z obozem anty-PiS (we Wrocławiu startowała kandydatka Polski 2050, w Krakowie – kandydat niezależny z poparciem ruchów miejskich i partii Razem). Miasta te są więc nie tyle bastionami koalicji 15 października, ile wprost PO. Dla Polski 2050, Nowej Lewicy i Razem to dość gorzka pigułka.
Czytaj więcej
Kandydaci popierani przez Platformę Obywatelską Donalda Tuska wygrali wielu dużych miastach. Ale niska frekwencja powinna dać do myślenia wszystkim partiom przed wyborami europejskimi, które odbędą się za sześć tygodni.
Wszystkie wymienione partie muszą się więc poważnie zastanowić, nim zamkną listy do Parlamentu Europejskiego, na których ich politycy będą konkurować z kandydatami KO. Okręgi do PE są bardzo duże i składają się nie tylko z dużych miast – i właśnie te puzzle będą musieli wziąć pod uwagę koalicjanci Platformy, nim podejmą walkę przed wyborami 9 czerwca.
Do wyborów poszli tylko bardzo zdecydowani wyborcy
Ale zarówno koalicjanci PO, jak i sama partia Donalda Tuska, podobnie jak PiS i Konfederacja, będą musiały wziąć pod uwagę jeszcze jeden ważny czynnik: spadającą mobilizację. Frekwencja wynosząca niewiele ponad 44 proc. w drugiej turze oznacza, że do wyborów poszli tylko bardzo zdecydowani wyborcy. Ci wahający się, umiarkowani pozostali w domu, nie widzieli powodu, by iść do komisji wyborczej. Można kilka punktów procentowych frekwencji zrzucić na karb przeraźliwego zimna i ulew, które przechodziły nad Polską. Ale mimo to wszystkie partie muszą się zastanowić, jak 9 czerwca zmobilizować swoich wyborców.