Niebawem czeka nas rozpatrywanie przez Sejm trzech projektów ustaw zmierzających do radykalnej liberalizacji prawa chroniącego życie poczęte. Dwa złożyła Nowa Lewica, jeden – Koalicja Obywatelska. Zbyt długo obserwuję życie polityczne w naszym kraju, abym nie odczuwał obaw, że debata na ten temat pogłębi podziały w społeczeństwie, wzmocni polaryzację polityczną, stworzy szansę, że w pierwszoplanowych rolach w debacie publicznej wystąpią rzecznicy skrajnych poglądów. Obawiam się, że zamiast dialogu będziemy świadkami monologów, a nawet agresywnego jazgotu. Dominować będzie raczej awantura, a nie poważny, merytoryczny dialog.
Minęło ponad 31 lat od głosowania w Sejmie nad ustawą, którą z czasem nazwano kompromisem aborcyjnym. Jej postanowienia do niedawna były akceptowane przez wyraźną większość Polaków. Byłem wówczas posłem. Z poczuciem niepokoju moralnego, ale w zgodzie z własnym sumieniem, zagłosowałem wtedy za ustawą, która przewidywała trzy wyjątki dopuszczające aborcję. Teraz też uważam, że powrót do tej ustawy byłby najlepszym wyjściem, ale wiem, że nie będzie to łatwe. Dlaczego znaleźliśmy się w tym miejscu?
Dlaczego Koalicja Obywatelska wzięła na sztandary sprawę aborcji na życzenie?
Bez wątpienia najważniejszym czynnikiem jest istotna zmiana postaw Polaków w tej kwestii. Sondaże opinii publicznej pokazują, że obecnie większość ankietowanych skłonna jest poprzeć aborcję na życzenie kobiety w ciąży. W Polsce ta zmiana nastąpiła po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, uznającego za niezgodne z konstytucją przerwanie ciąży ze względu na wady letalne płodu. Ten wyrok wywołał masowe protesty. Przypuszczam, że wielu uczestników tych protestów nie opowiadało się za uznaniem mniejszej wartości życia niepełnosprawnego, w tym osób z zespołem Downa, ale protestowało przeciwko całokształtowi polityki PiS-u. Wadliwie obsadzony Trybunał Konstytucyjny – słusznie traktowany za posłuszne narzędzie obozu władzy – nie mógł liczyć na to, że jego wyrok zostanie uznany za sprawiedliwy i bezstronny. Został odczytany przez znaczną część społeczeństwa jako wydany na polecenie czy za zachętą Jarosława Kaczyńskiego. Oburzenie budziło też ogłoszenie wyroku TK podczas bardzo poważnej sytuacji pandemicznej w naszym kraju, gdy przepełnione były odziały w szpitalach i wielu ludzi umierało. Bardzo wielu Polaków sądziło – zapewne słusznie – że termin ogłoszenia wyroku nie był przypadkowy. Miał ograniczyć skalę protestów, co jednak nie nastąpiło. Ówczesna władza dokonała błędnej kalkulacji.
Czytaj więcej
Nie wykluczam, że pod naciskiem Donalda Tuska znajdzie się większość dla legalizacji aborcji na życzenie, choć dziś jej nie widać. Nawet jeśli zawetuje ją prezydent, społeczne skutki mogą być opłakane.
Późną jesienią 2020 roku obawiałem się, że wyrok TK ogłoszony w takich okolicznościach bardzo wzmocni środowiska proaborcyjne. Nie pomyliłem się. Jednak nie tylko polityka PiS-u przyczyniła się do istotnych zmian postaw Polaków w sprawie aborcji. Wpisuje się ona w tendencję, która obecnie przeważa na naszym kontynencie, zwłaszcza w Unii Europejskiej: uznania aborcji za prawo człowieka, a już na pewno za prawo kobiet w ciąży. Lewica w III Rzeczypospolitej zawsze opowiadała się za tym stanowiskiem. Kierownictwo Platformy Obywatelskiej – po pewnych wahaniach – przyjęło je niedawno, uznając, ze będzie to politycznie opłacalne. Donald Tusk przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi poszedł jeszcze dalej. Zapowiedział, że na listach wyborczych jego ugrupowania nie znajdą się kandydaci, którzy nie poprą radykalnej liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Okazało się, że sumienia wielu polityków tej partii, którzy jeszcze niedawno bronili ustawy z 1993 roku w sprawie ochrony życia poczętego, okazały się bardzo elastyczne.