Dla wyborców dzisiejszej opozycji symboliczna zmiana w Ministerstwie Obrony Narodowej nastąpi wtedy, gdy z instytucji jej podległych odejdą Antoni Macierewicz, szef tzw. podkomisji smoleńskiej, oraz Sławomir Cenckiewicz, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego. Obydwaj stali się wyrazistymi twarzami tzw. dobrej zmiany PiS.
Dla dziennikarzy ten dzień nastąpi wtedy, gdy nowy minister powoła rzecznika prasowego i skończy się polityka informacyjna zredukowana do tweetów, nowy szef tego resortu zaś będzie odpowiadał na pytania dziennikarzy, nie tylko przychylnych sobie mediów.
To niewątpliwie będą tylko oznaki nowego, które można wprowadzić w ciągu pierwszych dni urzędowania.
Jaka armia?
Przed owym ministrem są jednak wyzwania poważniejsze. Minister Mariusz Błaszczak zostawia po sobie wiele pułapek, przede wszystkim potężny problem finansowania zakupów uzbrojenia. Przyszły minister Władysław Kosiniak–Kamysz już zapowiedział raport otwarcia na podstawie audytu podpisanych kontraktów. Nie zapowiada ich zrywania, ale niektórzy politycy dzisiejszej opozycji mówią o ich renegocjowaniu.
Na razie nie znamy konkretów, a opozycja zostawiła sobie na lustrację dokumentów co najmniej trzy miesiące. Musi temu towarzyszyć refleksja zakończona decyzją, czy kontynuować tworzenie 300-tysięcznej armii. Ile dzisiaj jednostek wojskowych jest tylko na papierze, jak wypełnić wakaty w tych, które mają ludzi i sprzęt? Co zrobić, aby zachęcić młodych do wstąpienia do wojska?