Trudno pisać krytycznie o sytuacji w Polsce, do której w ciągu dwóch tygodni napłynęło ponad milion uciekinierów z Ukrainy, a wielu moich bliskich przyjaciół, kolegów, wychowanków poświęca czas, wysiłek, własne pieniądze na pomoc Ukraińcom. Mój najbliższy współpracownik założył już ponad tydzień temu w Gdyni biuro informacji i pomocy przyjeżdżającym z Ukrainy. Nazwał je BIP i błyskawicznie zebrał współpracowników, by w ciągu tygodnia umieścić w różnych domach 60 ukraińskich rodzin! I mówi mi, że codziennie zgłaszają się do nich chętni do pomocy.
To dobra ilustracja właściwie wielkiego ruchu społecznego – ruchu pomocy uchodźcom z Ukrainy. Uchodźcom? Przecież do niedawna to słowo nie dość, że nie budziło pozytywnego odzewu, to raczej dystans i niechęć… Nie chcę się wdawać tutaj jednak w rozważania na temat dwóch granic i uchodźców na jednej i drugiej, choć pewnie wrócić trzeba będzie do tego tematu.
Bez drogowskazu
Jeśli zabieram głos i piszę z nieukrywanym zachwytem na temat wysiłku i samoorganizacji pomocowej, to dlatego, że ogrom zadań i liczba przybyszów zaczyna przerastać możliwości spontanicznej organizacji. A co na to polskie państwo? Owszem, instytucje samorządowe, lokalne władze zaczęły dość szybko działać, mniej lub bardziej skutecznie. Od razu, jako socjolog, mogę powiedzieć, że wszędzie tam, gdzie urzędnicy i lokalne władze zebrały i dogadały się z istniejącymi wciąż organizacjami pozarządowymi, sytuacja jest na pewno lepsza, gdy tego nie zrobiono, jak się dzieje obecnie w Warszawie. Przedstawiciele państwa, jak słyszeliśmy w Sejmie, prezentują się jako bohaterowie pomocy. Ale nic nie zrobili! Choć przecież o tym, że wojska rosyjskie są przygotowane do ataku na Ukrainę, wiedzieliśmy od wielu tygodni. Prezydent Biden przyjął strategię odstraszania Putina, informując o najważniejszych danych wywiadowczych światową opinię publiczną. Rząd polski – mam nadzieję – był znacznie wcześniej o tym poinformowany. I co? Co przygotował?
Parlament pracuje nad ustawą regulującą pobyt Ukraińców w Polsce. Wiele rozwiązań jest na pewno dobrych, ale PiS nie byłby sobą, gdyby nie próbował wprowadzić skandalicznych paragrafów na temat bezkarności urzędników. Co zrobiono więcej? Jakikolwiek reportaż pokazuje, że nic, a jeśli cokolwiek, to bez głowy albo bardzo niedokładnie. Namiot wystawiony przez wojewodę warszawskiego obok Dworca Centralnego nawet jest udany, tyle że nie ma na przykład ani jednej tabliczki na dworcu i w jego okolicach, który by o nim informował. Ludzie, głównie kobiety pomagające od wielu dni przybyszom na Centralnym, zabierają kartony z jedzeniem z namiotu i przynoszą do hali dworcowej, aby zmordowanym wielodniową już teraz podróżą podać jedzenie… Nie zorganizowano też żadnej zbiorczej informacji o tych miejscach do zamieszkania, które zgłaszają i przygotowują dla przybyszów ludzie w całej Polsce.
Jak będzie wyglądała sytuacja za miesiąc, za dwa miesiące? Kiedy przybysze u przyjmujących ich gospodarzy, choćby najbardziej pozytywnie nastawionych, zaczną być dla nich ciężarem? A przecież ludzie obecnie przybywający to osoby głęboko dotknięte strasznymi przeżyciami, na ogół z częścią rodziny pozostawioną w wojennej zawierusze. Brutalność i zbrodnicza strategia Putina są przecież wszystkim znane. Wymagający pomocy często nie są więc zbyt miłymi towarzyszami życia... To po pierwsze. Po drugie, uzyskanie samodzielności przez ukraińskie rodziny jest warunkiem ich przystosowania się do nowej sytuacji i nowego kraju. Owszem, w Polsce ceny mieszkań poszybowały ostatnio bardzo wysoko, ale można znaleźć sposoby, aby stworzyć możliwości zamieszkania dla przybyszów.