Pytanie o skalę zagrożenia militarnego ze strony Rosji stawiamy sobie od ponad 300 lat. Całkowicie rzecz jasna inny wymiar ma ono w ostatnich latach – po upadku komunizmu i wejściu Polski do NATO i UE. Jednak nasz wschodni sąsiad dość konsekwentnie na różne sposoby dokłada starań, abyśmy traktowali groźbę agresji z jego strony z należytą powagą i uznawali ją za realną. Bo ona jest realna.
Jednocześnie warto zauważyć, że pomimo bogatej publicystyki i literatury eksperckiej niełatwo jest doświadczyć przekonujących ocen trafnie identyfikujących cele Rosji w polityce zagranicznej. Zresztą pytanie: co myślą, czym się kierują i jak działają Rosjanie, jest od lat przedmiotem – często niekonkluzywnej – dyskusji polityków i ekspertów w najważniejszych stolicach świata.
Nie ulega wątpliwości, że hierarchizacja priorytetów i kryteriów politycznych Rosji jest warunkiem do skutecznego zrozumienia jej aktywności w sferze bezpieczeństwa. Tak więc najważniejszym celem i zadaniem oligarchii rządzącej dziś na Kremlu jest zachowanie władzy i przeciwdziałanie procesom, które jej zagrażają, a także jednoczesne zwalczanie i osłabianie tych, którzy są identyfikowani jako przeciwnicy polityczni i ideowi. To prawda banalna, ale wymaga przypomnienia dla czytelności narracji: Rosja jest krajem autokratycznym, który nie uznaje takich wartości jak demokracja i wolność słowa, gdzie rządzący nie zamierzają oddać władzy w rezultacie wyborów, a najlepszym sposobem, by to osiągnąć, jest niedopuszczenie do powstania efektywnej opozycji i odcięcie jej od ewentualnego wsparcia z zagranicy. W celu ochrony takiego systemu stworzono odrębną ideologię, w ramach której Rosja jest globalnym punktem odniesienia, a liberalna demokracja źródłem upadku i słabości.
Powstrzymać efekt domina
Moskwa miała w ostatnich latach powody do obaw: najpierw kolorowe rewolucje w Gruzji i na Ukrainie, potem arabska wiosna i w końcu bunt na Majdanie, który oddziaływał już bezpośrednio na świadomość rosyjskiego społeczeństwa, a jednocześnie – w inny sposób – Kremla. Przecięcie łańcucha zdarzeń, w wyniku których od władzy (oddolnie czy – jak chcą rządzący Rosją – w wyniku inspiracji z zewnątrz) odsuwani są dyktatorzy w państwach ważnych z punktu widzenia rosyjskich interesów to bezpośredni powód ataku na Ukrainę i rozpoczęcie interwencji w Syrii. Rosja skutecznie identyfikowała i antycypowała zagrożenie, następnie zareagowała stanowczo i skutecznie, osiągając założone cele. Baszar al-Asad będzie z pewnością najsilniejszym partnerem w negocjacjach na temat przyszłości Syrii; nie kwestionują już tego ani Amerykanie, ani ich europejscy sojusznicy. Ukraina zaś jest państwem w stanie wojny, znajdującym się pod stałą presją polityczną i dyplomatyczną ze strony Moskwy, bez szans – przynajmniej w ciągu najbliższych lat – na realny dialog na temat członkostwa w UE i NATO. Jej władze muszą się stale liczyć z działaniami Rosji uderzającymi w ich legitymację i żywotne interesy.
Kolejnym wspólnym mianownikiem wojen w Syrii i na Ukrainie jest główny rywal i punkt odniesienia dla rosyjskiej polityki zagranicznej – Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. USA są w rosyjskiej interpretacji globalnego porządku głównym czynnikiem sprawczym w polityce międzynarodowej, zarówno wtedy, gdy planują i realizują konkretne działania, jak i wówczas, gdy się od nich – świadomie bądź nie – powstrzymują. Jest swoistym paradoksem, jak mało w XXI wieku USA zajmowały się Rosją (sytuację tę lekko zmieniła ingerencja Federacji Rosyjskiej w amerykańskie wybory prezydenckie), a jak bardzo niemal każde wydarzenie na świecie łączone jest w Moskwie z aktywnością USA. Cały rosyjski aparat propagandowy w czasie kryzysu ukraińskiego eksponował inspirującą rolę Stanów Zjednoczonych w organizacji zamachu stanu i odsunięciu prezydenta Janukowycza od władzy, pomimo że Waszyngton w czasach prezydentury Baracka Obamy (w przeciwieństwie do Polski i UE), de facto nie prowadził w stosunku do Ukrainy żadnej polityki.