Kiedy po ogłoszeniu stanu wojennego zawieszono, a potem rozwiązano Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, zdecydowana większość członków ówczesnego Zarządu Głównego SDP ze Stefanem Bratkowskim na czele odmówiła podporządkowania i podjęła działalność konspiracyjną, aby wspierać wydawnictwa podziemne i pomagać dziennikarzom, których wtedy masowo zwalniano z pracy. Byłem wówczas wiceprezesem SDP, wytrwaliśmy do historycznego 1989 roku, kiedy stowarzyszenie reaktywowano, ale nigdy w zwycięskich dla demokracji dniach nie przyszłoby mi do głowy, że po niedługim czasie powrócą polityczne rugi dziennikarzy, a wielu z nas znów stanie przed wyborem: utrzymać posadę czy zachować niezależność?
Pierwszy okres rządów PiS wystarczył na czystkę w państwowej telewizji i w przejętej „Rzeczpospolitej". Dopiero po wyborach 2015 roku Zjednoczona Prawica pokazała, o co naprawdę jej chodzi. Państwowe radio i telewizja stały się tubą rządzących, a ci, którym nie odpowiadała degradacja do roli pachołków, musieli się wynosić. Nie chcę dziś rozliczać SDP z obowiązków w tamtym czasie, z misji strzeżenia dziennikarskiej niezależności. Dość, że w rankingach wolności prasy spadliśmy na poziom państw afrykańskich.
Teraz idzie wyzwanie następne: kierowany przez skompromitowanego aferami Daniela Obajtka potężny Orlen wykupił należące do niemieckiej firmy z Bawarii wydawnictwo Polska Press i stał się właścicielem kilkudziesięciu lokalnych gazet, tygodników i portali internetowych. W jednej z nich, „Gazecie Krakowskiej", przez siedem lat ukazywał się mój felieton „Advocatus diaboli", do dziś mam tam przyjaciół. Przed Wielkanocą nastąpił kolejny krok: zwolniono kierującego publikacjami Pawła Fąfarę i na jego miejsce w zarządzie powołano Dorotę Kanię. Fąfarę znam z czasów, gdy współpracowaliśmy w „Newsweeku": to mądry i rzetelny dziennikarz, w sam raz w roli naczelnego. Pani Dorota jest powszechnie znana z bezgranicznego poparcia dla PiS-u; czy to zapowiedź kolejnych rugów, dla podobnej liczby dziennikarzy jak w radiu i telewizji? Co teraz zrobi SDP? Bo nade wszystko nie powinno stać się Stowarzyszeniem Dziennikarskich Pachołków.