Doskonale ilustrują one skrajności, w jakich dzisiaj żyją ludzie Starego Kontynentu, i pozwalają zrozumieć naturę lęków, które nimi rządzą.
Z jednej strony mamy święto – symbol kapitalizmu jako rogu obfitości i niepohamowanej konsumpcji. Nigdy niezaspokajalnej potrzeby posiadania i gromadzenia rzeczy krótkiego użytku oraz kupowania jako sposobu i sensu naszego życia. Paradoksalnie dzisiaj ten pęd do posiadania zbiega się z nową falą pandemii w Europie, a wraz z tym z rosnącym poczuciem niepewności i zagrożenia. To jednak tylko wzmaga gwałtowne pragnienie zaspokajania materialnych potrzeb.
Ekonomiści i politycy powiedzą zapewne, że to bardzo dobrze, gdyż w ten sposób konsumpcja pobudza nasze stłumione przez kryzys gospodarki. To prawda, jednak oprócz przywrócenia gospodarczego wzrostu w czasach kryzysu nie mniej ważne dla przyszłości Europy staje się pytanie o jej etyczną i cywilizacyjną kondycję.
Jednak akurat w tej kwestii ze strony klimatycznych aktywistów i ruchów gromadzących się pod hasłem Fridays for Future płynie radykalnie odmienne przesłanie niż to, które napędza masowych klientów Black Friday. To przesłanie wzywa do potępienia grzechów kapitalizmu, żąda od nas wszystkich generalnej pokuty, nawołuje do nawrócenia się i do maksymalnego samoograniczenia, a w przypadku niesubordynacji wieszczy apokalipsę i sąd ostateczny.
Czytaj więcej
W ramach globalnego strajku klimatycznego odbyło się ponad 1400 demonstracji w 80 krajach. W Berlinie do strajku dołączyła Greta Thunberg.