W przyszłym tygodniu prezydent Andrzej Duda odbędzie dwie wizyty o wymiarze strategicznym: w poniedziałek w Bukareszcie spotka się z przywódcami Trójmorza, a dzień później w Waszyngtonie z prezydentem Trumpem. Oba wydarzenia mogą posłużyć do wzmocnienia pozycji Polski wobec Niemiec i Francji, które chciałyby budować nową Unię Europejską w opozycji do USA. Byłoby jednak źle, gdybyśmy ulegli mirażowi środkowoeuropejskiego aliansu pod egidą Waszyngtonu w opozycji do Niemiec. Lepiej posłuży naszym interesom zasada „dla każdego coś dobrego", ponieważ do zapewnienia sobie rozwoju i bezpieczeństwa potrzebujemy tak Waszyngtonu, jak Berlina. Inna układanka geopolityczna to droga donikąd.
Ułudny urok regionu
Nowy trend w Europie nie jest chwilowym kaprysem, niemiecki rząd idzie za głosem opinii publicznej. Według wyniku sondażu ośrodka ZDF Politbarometr tylko 9 proc. Niemców uważa Amerykę rządzoną przez Trumpa za wiarygodnego partnera w sprawach bezpieczeństwa.
Tymczasem nieformalny sojusz wokół Polski i Rumunii, wzmocniony amerykańską obecnością wojskową, jawi się jako dobra odpowiedź na politykę Francji i Niemiec, która oddala je od Stanów Zjednoczonych, a przybliża do Rosji, co jest dla Polski niekorzystne. Dlaczego zatem nie powalczyć w takiej sytuacji o obudowanie naszego państwa regionalnym aliansem wspartym przez największe mocarstwo globu? Ponieważ to ułuda. Nasi potencjalni sojusznicy wcale nie chcą takiego sojuszu, wolą bilateralne stosunki z USA i... Niemcami. Ponadto sprawy nie wyglądają aż tak źle, jak się wydaje. Nastroje to jedno, a twarde realia polityczne – drugie.
Filarem nowej UE ma być bezpieczeństwo, docelowo Unia miałaby je gwarantować państwom członkowskim, zmniejszając w tym rolę NATO. Kanclerz Merkel zdarzyło się nawet napomknąć, że Niemcy powinny zapewnić obronę państwom na wschód od nich, w tym Polsce.
Dwa motory nowej Wspólnoty inaczej jednak postrzegają zagrożenia. Francja uważa, że jego źródłem jest szeroko rozumiany basen Morza Śródziemnego, dlatego prezydent Macron zaproponował Europejską Inicjatywę Interwencyjną, czyli powołanie unijnego korpusu opartego na koalicji chętnych, który bez udziału USA mógłby prowadzić operacje poza Europą. Niemcy wprawdzie zgłosiły akces, bo także borykają się z problemami zrodzonymi na Bliskim Wschodzie przez dżihadyzm i konflikt turecko-kurdyjski, jednak twarde bezpieczeństwo tego państwa to nie terroryści, ale zdolność do powstrzymania inwazji konwencjonalnej armii. Potrzebują więc czegoś znacznie twardszego niż korpus interwencyjny.