Ostrożnie z nowymi aliansami

Polska, by zapewnić sobie bezpieczeństwo, potrzebuje tak Waszyngtonu, jak Berlina. Inna układanka geopolityczna to droga donikąd – pisze publicysta.

Aktualizacja: 16.09.2018 09:58 Publikacja: 15.09.2018 00:01

Ostrożnie z nowymi aliansami

Foto: AFP

W przyszłym tygodniu prezydent Andrzej Duda odbędzie dwie wizyty o wymiarze strategicznym: w poniedziałek w Bukareszcie spotka się z przywódcami Trójmorza, a dzień później w Waszyngtonie z prezydentem Trumpem. Oba wydarzenia mogą posłużyć do wzmocnienia pozycji Polski wobec Niemiec i Francji, które chciałyby budować nową Unię Europejską w opozycji do USA. Byłoby jednak źle, gdybyśmy ulegli mirażowi środkowoeuropejskiego aliansu pod egidą Waszyngtonu w opozycji do Niemiec. Lepiej posłuży naszym interesom zasada „dla każdego coś dobrego", ponieważ do zapewnienia sobie rozwoju i bezpieczeństwa potrzebujemy tak Waszyngtonu, jak Berlina. Inna układanka geopolityczna to droga donikąd.

Ułudny urok regionu

Nowy trend w Europie nie jest chwilowym kaprysem, niemiecki rząd idzie za głosem opinii publicznej. Według wyniku sondażu ośrodka ZDF Politbarometr tylko 9 proc. Niemców uważa Amerykę rządzoną przez Trumpa za wiarygodnego partnera w sprawach bezpieczeństwa.

Tymczasem nieformalny sojusz wokół Polski i Rumunii, wzmocniony amerykańską obecnością wojskową, jawi się jako dobra odpowiedź na politykę Francji i Niemiec, która oddala je od Stanów Zjednoczonych, a przybliża do Rosji, co jest dla Polski niekorzystne. Dlaczego zatem nie powalczyć w takiej sytuacji o obudowanie naszego państwa regionalnym aliansem wspartym przez największe mocarstwo globu? Ponieważ to ułuda. Nasi potencjalni sojusznicy wcale nie chcą takiego sojuszu, wolą bilateralne stosunki z USA i... Niemcami. Ponadto sprawy nie wyglądają aż tak źle, jak się wydaje. Nastroje to jedno, a twarde realia polityczne – drugie.

Filarem nowej UE ma być bezpieczeństwo, docelowo Unia miałaby je gwarantować państwom członkowskim, zmniejszając w tym rolę NATO. Kanclerz Merkel zdarzyło się nawet napomknąć, że Niemcy powinny zapewnić obronę państwom na wschód od nich, w tym Polsce.

Dwa motory nowej Wspólnoty inaczej jednak postrzegają zagrożenia. Francja uważa, że jego źródłem jest szeroko rozumiany basen Morza Śródziemnego, dlatego prezydent Macron zaproponował Europejską Inicjatywę Interwencyjną, czyli powołanie unijnego korpusu opartego na koalicji chętnych, który bez udziału USA mógłby prowadzić operacje poza Europą. Niemcy wprawdzie zgłosiły akces, bo także borykają się z problemami zrodzonymi na Bliskim Wschodzie przez dżihadyzm i konflikt turecko-kurdyjski, jednak twarde bezpieczeństwo tego państwa to nie terroryści, ale zdolność do powstrzymania inwazji konwencjonalnej armii. Potrzebują więc czegoś znacznie twardszego niż korpus interwencyjny.

W tym miejscu wychodzi ich polityczna schizofrenia. Niby nie chcą związków militarnych z USA, ale są przeciwni wzrostowi wydatków na obronę. W badaniach przeprowadzonych podczas ostatniego szczytu NATO tylko 15 proc. Niemców opowiadało się za ich zwiększeniem zgodnie z propozycją Merkel do 1,5 proc PKB (obecnie 1,2 proc.), 36 proc. zaś było zdania, iż nawet obecny poziom wydatków jest za wysoki.

Amerykańskie wojska

Jeśli radykalnie nie zmieni się sytuacja międzynarodowa, Niemcy nie zbudują żadnej armii europejskiej, nawet własnej nie doprowadzą do ładu, a bez Berlina jakakolwiek poważna unijna inicjatywa obronna nie ma sensu. Niemcy muszą polegać na NATO i Stanach Zjednoczonych tak długo, jak długo Ameryka będzie chciała bronić Europy.

Ta oczywistość pracuje na korzyść Polski. Potrzebujemy NATO i USA jako gwarantów bezpieczeństwa i nie może być mowy o jakichkolwiek ruchach naruszających stabilność paktu, ale Niemcy – choć mówią co innego – także tego potrzebują. Francja ich wszak nie obroni.

Nie wzywajmy więc pochopnie do przeniesienia wojsk USA z Niemiec do Polski, bo wcale nie zwiększyłoby to naszego bezpieczeństwa. Nie ustawiajmy się też w opozycji do Berlina, zbyt nachalnie machając szabelką przy boku Ameryki, bo także Niemcy, chcąc czy nie chcąc, muszą stać z nią ramię w ramię w sprawach militarnych. To dobra płaszczyzna do współpracy w trójkącie Polska–USA–Niemcy. Jego rozbicie działa na korzyść Rosji. ©?

Autor jest dyrektorem ds. strategii Warsaw Enterprise Institute. Artykuł oddaje jego prywatne poglądy

W przyszłym tygodniu prezydent Andrzej Duda odbędzie dwie wizyty o wymiarze strategicznym: w poniedziałek w Bukareszcie spotka się z przywódcami Trójmorza, a dzień później w Waszyngtonie z prezydentem Trumpem. Oba wydarzenia mogą posłużyć do wzmocnienia pozycji Polski wobec Niemiec i Francji, które chciałyby budować nową Unię Europejską w opozycji do USA. Byłoby jednak źle, gdybyśmy ulegli mirażowi środkowoeuropejskiego aliansu pod egidą Waszyngtonu w opozycji do Niemiec. Lepiej posłuży naszym interesom zasada „dla każdego coś dobrego", ponieważ do zapewnienia sobie rozwoju i bezpieczeństwa potrzebujemy tak Waszyngtonu, jak Berlina. Inna układanka geopolityczna to droga donikąd.

Pozostało 83% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Czas decyzji w partii Razem. Wybór nowych władz i wskazanie kandydata na prezydenta
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie Karol Nawrocki. Chyba, że jednak nie
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia