Od połowy listopada duże zainteresowanie wzbudza afera KNF. Trudno się dziwić opinii publicznej, kiedy mowa o propozycjach korupcyjnych sięgających astronomicznych kwot. Spore wątpliwości budzą deklaracje przedstawicieli rządu Prawa i Sprawiedliwości, który przekonuje o planach dogłębnego zbadania i wyjaśnienia sprawy, noszącej znamiona przestępstwa.
Niestety, trzeba przyznać, że PiS w tym wypadku jest sędzią we własnej sprawie. Nie wróży to zatem ani bezstronności w działaniu organów ścigania, ani należytej dynamiki w podejmowaniu tychże działań, która w tym przypadku jest niezwykle pożądana. Przykłady działań służb mieliśmy okazję obserwować ostatnimi czasy podczas rewizji w KNF, a także kiedy to zwlekano z zatrzymaniem głównego podejrzanego prawie dwa tygodnie.
Gospodarczy Budapeszt nad Wisłą
W aferze, o której mowa, jest bardzo wiele wątków. Jednym z nich, na którym chciałbym się skupić, jest tzw. plan Zdzisława. Zawiera on przepisy pozwalające na przejęcie prywatnej firmy – w tym przypadku banku – za symboliczną złotówkę. Co niezwykle ciekawe, poprawka do ustawy o Komisji Nadzoru Finansowego, umożliwiająca takie działanie, pojawiła się dopiero w chwili, kiedy wiadome już było, że Leszek Czarnecki, właściciel Getin Banku, nie przystał na korupcyjną propozycję.
Nasuwa się więc pytanie: dlaczego w pośpiechu forsuje się i zgłasza poprawki w II czytaniu do ustawy, bez wymaganego uzasadnienia i niezgodnie z powszechnie obowiązującymi zasadami legislacji? Komisja Nadzoru Finansowego otrzymuje w ten sposób dodatkowe narzędzia do przejmowania przez inne podmioty zagrożonych banków. Czy to nie wzbudza wątpliwości?
Jedynym logicznym uzasadnieniem wyżej opisywanej sytuacji może być forsowanie nowych reguł gry w gospodarce przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. To, co było do tej pory w rękach prywatnych, jutro może być w rękach państwa.