Krzysztof Tchórzewski: Najpierw atom, potem Bałtyk

Z atomu chcemy mieć do 10 proc. w miksie. Ramy dla rozwoju odnawialnych źródeł wyznaczy to ile mocy konwencjonalnych zbuduje się ze wsparciem rynku mocy – mówi minister energii Krzysztof Tchórzewski.

Aktualizacja: 14.05.2018 08:05 Publikacja: 13.05.2018 21:00

Krzysztof Tchórzewski: Najpierw atom, potem Bałtyk

Foto: materiały prasowe

Spółki Skarbu Państwa chcą rozwijać energetykę wiatrową na Bałtyku. Nie garną się zaś do atomu. Jak to Pan postrzega?

Według mnie w Polsce nie ma alternatywy dla atomu. Toczące się wewnątrz firm dyskusje wcale mnie nie dziwią, ponieważ inwestycja dotyczy dużych pieniędzy i skala przedsięwzięcia jest wielka.

Rozwój farm wiatrowych wymaga dodatkowo zapewnienia energii przez inne, stabilne źródła wytwarzania, gdy nie wieje wiatr. Energia jądrowa nie zależy od aury. Patrząc na sytuację systemu elektroenergetycznego nie jesteśmy w stanie podjąć się rozwoju farm wiatrowych na morzu bez rozstrzygnięcia sprawy stabilnego źródła. Co prawda dyspozycyjność farm wiatrowych na morzu jest większa niż tych na lądzie (45 do 55 proc. wobec 25-35 proc.), ale nadal musimy zapewnić rezerwę dla połowy potrzebnej energii. Nie dostarczymy jej z elektrowni zlokalizowanych na Południu kraju, jeżeli w systemie zabraknie 2-3 tys. MW z bałtyckich farm w związku z bezwietrzną pogodą.

Czy to znaczy, że minister nie zamówi energii z farm morskich dopóki nie będzie końcowych ustaleń co do składu konsorcjum atomowego i /lub modelu finansowego?

Przygotowujemy projekt decyzji rządu w sprawie budowy elektrowni jądrowej. Takie uzupełnienie Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju Ministerstwo Energii zobowiązane jest przedłożyć Radzie Ministrów w bieżącym roku. Budowa elektrowni jądrowej uwolni moce energetyczne na rezerwę energetyki odnawialnej, co zapewni stabilizację systemu i da możliwość bezpiecznego rozwoju energetyki wiatrowej na Bałtyku.

Kiedy zatem zapadnie strategiczna decyzja rządu dotycząca atomu. Wielokrotnie podawano już daty, ale żaden się nie ziścił.

Najpóźniej do końca bieżącego roku Ministerstwo Energii przedłoży Radzie Ministrów Politykę energetyczną Polski. Jesteśmy na końcowym etapie prac nad aktualizacją programu Polskiej Energetyki Jądrowej.

Ile będzie atomu w miksie?

Docelowo zakładamy budowę 3-5 tys. MW do 2040 r. Nie przewidujemy jednak, aby atom stanowił więcej niż 10 proc. w strukturze wytwarzania. Obecne szacunki – ze względu na rozwój technologii - wskazują na możliwość obniżenia kosztów inwestycji z zakładanych wstępnie 75 mld zł do 50-60 mld zł. Najpierw powstałby blok o mocy 1-1,5 tys. MW.

Ministerstwo chce, by elektrownia atomowa spłacała się przez przynajmniej 50 lat. Ale instytucje finansowe i firmy oczekują znacznie krótszego okresu zwrotu. Jak chce pan nakłonić banki do zmiany stanowiska. Czy będą jakieś rządowe gwarancje dla projektu, a jeśli tak to w jakiej formie?

Wykluczamy kontrakt różnicowy, który co prawda skraca do 20 lat okres zwrotu, ale znacząco podnosi cenę prądu. Ten model, według naszej wiedzy, nie sprawdził się w Wielkiej Brytanii, w związku z tym nie powinniśmy go wdrażać u nas.

Priorytetem jest realizacja tej inwestycji przy zachowaniu niskich cen energii. Jedyną możliwością jest wydłużenie czasu spłaty. Obecnie żywotność elektrowni jądrowych sięga 60 lat do momentu pierwszej modernizacji. A te budowane obecnie mogą pracować nawet do 80 lat. Inwestycja mogłaby się amortyzować przez cały ten okres. Nam wystarczy 50-letni okres rozliczenia, co daje cenę energii w hurcie na poziomie 150-200 zł/MWh – bliską dzisiejszej.

PKN i PFR deklarowały możliwość zaangażowana w projekt. Słychać także o scenariuszu, w którym dopuszczony byłby zagraniczny inwestor strategiczny. Czy jest już jakiś bazowy scenariusz finansowania atomu i składu konsorcjum?

Wszystko zależy od warunków, na jakich inwestor chciałby przystąpić. Nawet z przedstawionych wariantów widać, że intensywna dyskusja na ten temat nadal jest w toku.

Inwestor musi być gotowy na długoterminowe zaangażowanie się w ten projekt, a poza tym musi być go stać na udział w takim przedsięwzięciu. Musimy zrealizować to przedsięwzięcie, ponieważ obniży emisyjność naszej gospodarki.

Pod warunkiem, że Bruksela zaakceptuje takie podejście...

Uzyskaliśmy notyfikację ustawy o rynku mocy, wsparcia dla górnictwa i odnawialnych źródeł energii. A to oznacza, że unijni decydenci mają do nas zaufanie, że dotrzymujemy ustaleń i jesteśmy wiarygodnym partnerem. Wierzę, że tak będzie również w kwestii energetyki jądrowej.

Ustawa o rynku mocy i jej notyfikacja już są. W przypadku ustawy o OZE notyfikację mamy, ale sama ustawa dopiero jest w Sejmie.

Toczą się prace w podkomisji. Jej przewodniczący obiecał, że w razie potrzeby będzie procedował projekt także między sesjami. Dążymy do tego, aby ustawa odnawialnych źródłach energii, zmieniająca przepisy prawa budowlanego i ustawy o inwestycjach w elektrownie wiatrowe została uchwalona do końca czerwca. Tylko wtedy będzie szansa na organizację aukcji dla OZE w tym roku.

Powodem opóźnienia był długi okres jego konsultowania przed przekazaniem do akceptacji rządu. Szukaliśmy kompromisu, aby pogodzić interesy dużych inwestorów wiatrowych z postulatami grupy niezadowolonych Polaków, którzy ucierpieli wskutek przepychania siłą pewnych regulacji dla tej branży.

Co z ustawą kogeneracyjną?

W jej przypadku jesteśmy pod presją czasu. Regulacje dla ciepłownictwa powinny być uchwalone do końca września lub na początku października, bo jej założenia powinny wejść w życie z początkiem przyszłego roku. To ważne, ponieważ ten sektor ma odegrać znaczącą rolę w zmniejszaniu problemu smogu w Polsce oraz zwiększaniu efektywności energetycznej.

Dziś prace nad projektem ustawy są już mocno zaawansowane. Kończymy międzyresortowe uzgodnienia.

Czy polska energetyka poradzi sobie bez inwestorów zagranicznych? Ci dotychczasowi z branży wiatrowej skarżą państwo w arbitrażach. Drobni polscy przedsiębiorcy, którzy przed laty zainwestowali w wiatrak też mówią o utracie zaufania do ustawodawcy wprowadzającego dyskryminujące regulacje.

Teraz trzeba tę sytuację naprawić. O arbitrażach nie chcę się wypowiadać. Co do zagranicznego kapitału w energetyce to na pewno go nie odrzucamy. Chcemy jednak, by wszyscy inwestorzy działali na takich samych zasadach. Nie widzę potrzeby tworzenia preferencyjnych warunków dla nikogo. Mimo poszczególnych głosów niezadowolenia Polska nie narzeka na brak inwestorów, także z za granicy.

Eksperci twierdzą, że nie poradzimy sobie z dotrzymaniem zobowiązań w zakresie odnawialnych źródeł energii. Czy resort energii też identyfikuje lukę, a jeśli tak to jak ją chce zasypywać?

Będziemy starali się prowadzić sprawy tak, by nie było niedoborów odnawialnej energii wobec deklarowanych 15 proc. w 2020 r. Obecnie nie zakładamy luki.

Udział zielonej energii będzie jednak musiał rosnąć. Jaki krajowy poziom chcecie zadeklarować do 2030 r. i w 2050 r.?

Wprowadziliśmy rynek mocy po to, aby zapewnić dostępność tradycyjnych mocy, które są niezbędne do dalszego rozwoju OZE. Usprawniamy także system wspierania OZE, który moim zdaniem będzie stwarzał stabilne ramy rozwoju tego sektora.

Czyli preferencje będą dla spółek państwowych? Bo żaden prywatny inwestor nie postawi dziś źródła na węgiel.

Możliwy jest również rozwój energetyki gazowej, dlatego też pracujemy nad zagwarantowaniem stabilnych dostaw tego paliwa. W tym kontekście PGE podjęło odważną decyzję decydując się zastąpić stare węglowe bloki w Dolnej Odrze jednostkami na gaz.

Nie jestem przeciwny decyzji przechodzenia na gaz, w modernizowanych blokach, gdzie znajduje to uzasadnienie ekonomiczne, zwłaszcza że wpisuje się ona w zawartą umowę społeczną o utrzymaniu 50-proc. udziału energii z węgla w 2050 r.

Z drugiej strony mówi jednak Pan, że marzenia o wiatrakach morskich przed decyzją o atomie się nie ziszczą...

Gazowa Dolna Odra zastąpi obecne bloki, ale nie będzie stanowić rezerwy dla farm wiatrowych na Bałtyku. Dlatego ogłaszamy nabór do rynku mocy na wiele lat do przodu, by mieć wiedzę ile tych mocy przedsiębiorcy zabezpieczą.

Czy w kontekście uzasadnienia decyzji o rynku mocy, który będzie musiał być dostosowany do wymogów rynkowych po wprowadzeniu regulacji tzw. pakietu zimowego (w tym limitu przyznawania pomocy dla jednostek emitujących więcej niż 550 g CO2 na kWh), ten mechanizm nie jest jedynie połowicznym sukcesem?

Cieszę się z tego, że rynek mocy został zatwierdzony przed wejściem pakietu zimowego. Nie wierzę też, by Bruksela uchwaliła prawo działające wstecz. Jeśliby tak się stało, to pozostają możliwości odwoływania się od tej decyzji. Złożyłem też pisemną deklarację, że w Polsce po 2025 r. nie będą powstawać bloki węglowe.

W kontekście wyzwań inwestycyjnych czekających energetykę, czy wracają pomysły większej konsolidacji sektora?

Obecnie nie ma takiej potrzeby, aby sektor elektroenergetyczny był konsolidowany.

Przy połączeniu Orleniu z Lotosem nie będzie takiego problemu?

To jest kwestia próby przedsiębiorstw i tego, jaką dostaną odpowiedź odnośnie skutków koncentracji. To jest odrębny proces, któremu się uważnie przyglądam.

CV

Krzysztof Tchórzewski jest ministrem energii od grudnia 2015 r. Wcześniej był m.in. sekretarzem stanu w Ministerstwie Transportu i Gospodarki Morskiej (1997–2001) i sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki. Był wiceprezesem Porozumienia Centrum, obecnie jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Ukończył studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej.

Spółki Skarbu Państwa chcą rozwijać energetykę wiatrową na Bałtyku. Nie garną się zaś do atomu. Jak to Pan postrzega?

Według mnie w Polsce nie ma alternatywy dla atomu. Toczące się wewnątrz firm dyskusje wcale mnie nie dziwią, ponieważ inwestycja dotyczy dużych pieniędzy i skala przedsięwzięcia jest wielka.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację