W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" (30.05.2018) dyrektor generalny Lasów Państwowych Andrzej Konieczny podaje fakty niezgodne z rzeczywistością. Każdemu może zdarzyć się nieścisłość w wypowiedzi, ale od funkcjonariusza publicznego w mundurze mamy prawo oczekiwać więcej.
Dyrektorskie CV
Dyrektor wywiad o niepotrzebnej wycince w puszczy zaczyna od negowania słowa „wycinka", a powinien zacząć od tego, że jest jednym z jej autorów. Za czasów ministra Szyszki pan Konieczny piastował funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Środowiska i odpowiadał za Puszczę Białowieską. Miał możliwość powstrzymania harwesterów, oszczędzenia cennych partii starodrzewów, ale tego nie zrobił, mimo wielu apeli i próśb. Nie reagował też na brutalność straży leśnej wobec manifestantów. Po odwołaniu Szyszki i ówczesnego dyrektora LP Konrada Tomaszewskiego Konieczny nie poniósł żadnych konsekwencji – zajął miejsce tego ostatniego i przemówił głosem ekologa: wprowadzenie harwesterów było błędem. Rok temu na spotkaniu w Ministerstwie Środowiska tłumaczyłem to dyrektorowi Koniecznemu i konserwatorowi przyrody Szwedzie-Lewandowskiemu, ale panowie poradzili mi, bym pojechał sobie w Góry Świętokrzyskie.
Pozyskanie
„Skala pozyskania w ostatnich dwóch latach w puszczy była dużo mniejsza niż we wcześniejszej dekadzie" – głosi w wywiadzie pierwszy leśnik RP. Co innego mówią dane pozyskane z puszczańskich nadleśnictw, a publikowane w pracy „Puszcza Białowieska – raport z dewastacji" (Teremiski 2018). Średnia roczna pozyskania dla dekady 2000–2009 to 125 tys. m sześc., zaś tylko dla dwóch lat 2016/2017 aż 127 tys. W roku 2017 wycięto najwięcej od 30 lat, bo aż 190 tys. m sześc. Ponad połowę drzew wycięto w naturalnych i zbliżonych do naturalnych fragmentach puszczy, podlegających ochronie.
Troska
„[harwestery] zapewniały większe bezpieczeństwo pracującym" – słyszymy dalej. Każdy kto kończył technikum i studia leśne, wie doskonale, że istnieją specjalne techniki ścinki drzew niebezpiecznych pilarką. Harwestery były niepotrzebne, szczególnie na wilgotnych siedliskach, a wprowadził je ich wielki miłośnik dyrektor Konrad Tomaszewski. Czemu? Żeby wyciąć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, póki nie zabroni Trybunał Sprawiedliwości. Zresztą, jeśli tak troszczyli się o bezpieczeństwo, czemu harwestery pracowały w czasie burzy i po nocach? Albo z olejem cieknącym z siłowników? Czy też bez szyb w kabinie, w miejsce których wstawiano dyktę? Czemu pracowały w bezpośrednim sąsiedztwie protestujących i strażników, jak 12 lipca w oddziale 92 i wiele razy później?
Opieka i ochrona
„Rzeczywista wycinka miała też miejsce [...] gdy koncesję na eksploatację Puszczy uzyskała brytyjska spółka Centura. [...] leśnicy i polskie władze w historii zazwyczaj otaczały białowieskie knieje opieką i ochroną" – czytamy w wywiadzie. Za czasów Century – to było rżnięcie – przekonuje pierwszy leśnik RP. Tymczasem według raportu o stanie Puszczy Białowieskiej z 1995 roku Centura cięła na poziomie 400 tys. m sześc. rocznie (lata 1924–1929), a Lasy Państwowe nawet 500 tys. (przed wojną), czyli więcej. Inne źródła wskazują, że było to pozyskanie o podobnej intensywności. Zresztą Brytyjczyków nie wygnano ze względu na rozmiar cięć, tylko ze względu na to, że nie sadzili drzew na zrębach. Nie dość tego, po wojnie leśnicy systematycznie wycinali najstarsze drzewostany, te będące kontynuacją pierwszych lasów polodowcowych, najcenniejszych dla nauki i kultury ludzkości. Współcześnie „opieka i ochrona" leśników doprowadziła nie tylko do wyroku Trybunału Sprawiedliwości z 17 kwietnia, według którego wycinka była nielegalna. Również Sąd Okręgowy w Warszawie wydał postanowienie o zakazie wycinki i wywózki w cennych fragmentach puszczy (12 kwietnia). Jest to skutek pozwu złożonego przez jedną z fundacji, pierwszego w historii Polski oskarżenia leśników o dewastację przyrody.