Taka rocznica jak 100-lecie odzyskania niepodległości skłania z jednej strony do refleksji nad historią, a z drugiej pobudza do myślenia o przyszłości. Inicjatywa redakcji „Rzeczpospolitej", by podjąć rzeczową merytoryczną dyskusję o przyszłości naszego kraju w perspektywie roku 2050, jest potrzebna. Bardzo brakuje analiz, które odrywają się od bieżących spraw i podejmują problemy strategiczne.
Tak dobrze jeszcze nie było
Wciąż trudno przebić się do opinii publicznej z obiektywnymi faktami. Tak wysokiego poziomu rozwoju, jaki obecnie, jeszcze nasz kraj nie doświadczył. Widać to zarówno we wskaźnikach bezwzględnych (PKB na mieszkańca w Polsce to już 29 tys. dol., licząc według parytetu siły nabywczej), jak i względnych – luka rozwojowa (różnica w PKB na osobę) między Polską a Niemcami i USA to obecnie odpowiednio 41 i 51 proc., a jeszcze w roku 1990 było to 69 i 73 proc.
Ten niesamowity postęp trzeba doceniać chociażby przez porównanie z latami międzywojennymi. Polska Powstająca po I wojnie światowej notuje niewątpliwe sukcesy, jak zjednoczenie kraju po 123 latach rozbiorów czy wygranie wojny z bolszewikami w 1920 roku. Jednak z punktu widzenia ekonomicznego nie bardzo jest się czym chwalić.
Mimo budowy Gdyni czy Centralnego Okręgu Przemysłowego, ogólny obraz gospodarczy trudno uznać za pozytywny. 20 lat wolności to głównie kryzysy, bieda, ogromne nierówności społeczne i w sumie tracenie dystansu do cywilizowanego świata. Luka rozwojowa między Polską a Europą Zachodnią w roku 1938 była większa niż w roku 1918.
Obecny poziom rozwoju ma swoje konsekwencje, o których trzeba pamiętać. Przede wszystkim nie można powtarzać niedorzeczności, że tkwimy w pułapce średniego rozwoju. Średni poziom rozwoju na świecie to obecnie PKB per capita około 20 tys. dol., a my jesteśmy znacznie powyżej tego pułapu.