Z dużym zaciekawieniem przeczytałam jedną z ostatnich wypowiedzi prezesa EBC Mario Draghiego. Po pierwsze, szef EBC powiedział, że europejski sektor bankowy potrzebuje szeregu działań poprawiających jego model biznesowy, co nie budzi w zasadzie moich wątpliwości. Po drugie, jednak stwierdził, że w europejskim sektorze bankowym panuje zbytni tłok i lekarstwem na to jest konsolidacja sektora. Jednocześnie nadmienił, że nie ma preferencji czy konsolidacja taka miałaby mieć charakter transgraniczny czy też krajowy.
Po zapoznaniu się ze stanowiskiem prezesa EBC trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to przygotowanie gruntu pod zapowiadaną fuzję największych banków niemieckich, tj. Deutsche Banku z Commerzbankiem. Gdy bowiem banki „zbyt duże, żeby upaść", popadają w poważne problemy finansowe, jedynym praktycznym rozwiązaniem pozostaje wciąż konsolidacja połączona z zaangażowaniem środków państwowych (podatników). Problemów takich, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie jest bowiem w stanie rozwiązać tzw. resolution (uporządkowana likwidacja banku), bowiem nie ma na to wystarczających środków finansowych oraz wiąże się to z dużym ryzykiem prawnym.
Wypowiedź prezesa EBC oznacza także diametralną zmianę stanowiska władz monetarnych strefy euro. W odpowiedzi na ostatni kryzys finansowy uznano bowiem, że największe banki stanowią zagrożenie dla stabilności sektorów bankowych, a nawet finansów publicznych poszczególnych państw.
Powołano nawet specjalną 11-osobową grupę ekspertów pod przewodnictwem E. Liikanena. Wśród pięciu rekomendacji tzw. raportu Liikanena znalazł się postulat prawnego rozdzielenia bankowości depozytowo-kredytowej i inwestycyjnej, czyli podziału największych europejskich banków. Postulat ten nie został jednak powszechnie wdrożony w życie, bowiem lobby bankowe ostro przeciwstawiło się temu. Obecnie do grona zwolenników zachowania status quo, a nawet tworzenia gigantycznych struktur bankowych i zwiększania ich wpływów, dołączyły władze monetarne strefy euro.
Powyższe oznacza, że wyrażane stanowiska konstruowane są często pod „wyższą rację stanu" i potrzebę chwili. Ponadto potwierdza się niestety po raz kolejny znana od lat zasada, że politycy i społeczeństwa nie uczą się na błędach i szybko zapominają lekcje płynące z kryzysów finansowych.