Artykuł byłego ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego („Rzeczpospolita", 4.11) zawiera listę oczekiwań negocjacyjnych. Autor wspomina o konieczności odejścia od formuły take-or-pay, „stworzeniu mechanizmu odniesienia do ceny giełdowej" czy też o 100 dol. różnicy w cenie gazu płaconej przez PGNiG w stosunku do cen na największych gazowych hubach w Europie.

Zgodnie ze statutem PGNiG zarówno kontrakt, jak i szczegóły negocjacji zawsze były znane ministrom skarbu. Można by założyć, że ich wypowiedzi będą oparte na faktach. „Nieprawda powtarzana po wielokroć staje się prawdą" – to powiedzenie ma zastosowanie w sektorze gazowym. Do najbardziej znaczących można zaliczyć twierdzenia o najwyższej w Europie cenie płaconej przez Polskę i kwotach nawet 480 dol./1000 m3 gazu.

Wystarczy przeanalizować dostępne dane, aby zejść poniżej 400 dol. Pokazuje to skalę wywalczonej w 2012 r. obniżki (ponad 25 proc.). Na wysokość aktualnej ceny ma wpływ zmieniona w 2012 r. formuła rozliczeniowa, której ważną częścią jest odniesienie do cen rynkowych. Na dalsze obniżenie ceny wpływa też silny kurs dolara wobec euro, co przy przeliczeniu ceny gazu w hubie w euro/MWh na dol./1000 m3 daje kilka dolarów mniej.

Informacje te, w tym o zmianie formuły, były znane nie tylko ówczesnemu ministrowi skarbu, ale także czytającym raporty giełdowe i słuchającym wypowiedzi członków zarządu PGNiG. Warto zaznaczyć, że wynegocjowanie w formule odniesienie do cen na największym gazowym hubie było wówczas nowatorskie. Dawny minister skarbu powinien pamiętać zmiany w kontrakcie jamalskim.

Klauzula take-or-pay w kontraktach długoterminowych jest standardem. Co do zasady nie narusza przepisów unijnych, więc na pomoc UE w tej materii pewnie nie ma co liczyć. Zadziwia postulat poddania tej kwestii pod sąd arbitrażowy. W tym przypadku to sąd polubowny, powoływany do życia na mocy kontraktu. Może więc rozpatrywać jedynie te sprawy, które zostały w kontrakcie przekazane do jego jurysdykcji. Negocjacje take-or-pay  zależą więc od dobrej woli obu stron kontraktu, co zważywszy na ich chłodne relacje, wydaje się oczekiwaniem na wyrost. O obniżkę zawsze warto walczyć, szczególnie że od ostatnich negocjacji minęły dwa lata, które inni odbiorcy dobrze wykorzystali. Poprzeczkę negocjacyjną trzeba zawiesić wysoko, ale wieszanie jej na wysokości abstrakcyjnej nie będzie racjonalne.