Lewandowski: Unia Europejska szuka utraconej konkurencyjności

W Europie nie brakuje kreatywności, ale jest problem z przekształcaniem inwencji w komercyjne inwestycje.

Publikacja: 18.11.2024 05:01

Lewandowski: Unia Europejska szuka utraconej konkurencyjności

Foto: Adobe Stock

Nasz Stary Kontynent, kolebka rewolucji przemysłowej, dziś odsyłany jest na gospodarczą emeryturę. Nazywany jest kolonią cyfrową GAFA, czyli amerykańskich gigantów (Google, Amazon, Facebook, Apple). Rzecz ważna, bo miejsce Unii Europejskiej w światowym wyścigu technologicznym rozstrzyga nie tylko o znaczeniu gospodarczym, ale wyznacza też pozycję geostrategiczną naszego kontynentu. W tym potencjał militarny, który nabiera szczególnego znaczenia, gdy wojna wróciła do Europy.

Diagnostyka stanu i przyczyn mizernej konkurencyjności jest przebogata. Gorzej o skuteczne recepty. Trafna na swoje czasy diagnoza zrodziła strategię lizbońską z roku 2000 obiecującą uczynić UE w horyzoncie dziesięciu lat najbardziej dynamiczną i konkurencyjną gospodarką świata. Już wówczas mocno wybrzmiał postulat wzrostu inwestycji na badania i rozwój do 3 proc. PKB i zredukowania biurokracji. Gdy fiasko strategii stało się oczywiste, obiecującym wnioskiem z porażek miał być tzw. REFIT (Regulatory Fitness and Performance Program) z roku 2010, który miał usunąć szkodliwe przeregulowanie. Znowu bez powodzenia.

W tyle za Ameryką

Dystans wobec USA zwiększył się, gdy gospodarka amerykańska wkroczyła w erę cyfrową. Nawet ikony niemieckiego cudu gospodarczego: Siemens, Bosch, Grundig, AEG, Telefunken, a nade wszystko giganty motoryzacji Volkswagen, Mercedes-Benz, BMW, utknęły w „middle-tech trap” (pojęcie, którego użył w swym raporcie Mario Draghi dla nazwania liderów industrializacji z epoki przedcyfrowej). Do rywalizacji przystąpiły Chiny, wcześniej imitujące zachodnie technologie, a nawet posuwające się do kradzieży praw intelektualnych; dziś przodujące w patentach i usiane ośrodkami high-tech, zasilonymi przez tysiące zdolnych Chińczyków, którzy wracają do kraju po studiach w USA.

Dzisiejszy obraz, będący zaprzeczeniem ambitnych programów wybicia się na konkurencyjność, przedstawiła Komisja Europejska w komunikacie z 29 czerwca 2022 r. UE zostaje w tyle w produkcji komputerów kwantowych, w 50 proc. zlokalizowanych w USA, w 40 proc. w Chinach. W zakresie sztucznej inteligencji Unia pierwsza zdobyła się na regulacje, ale USA przyciągają 40 proc. finansowania, a w UE tylko 12 proc.

Jeszcze gorzej jest z siecią telekomunikacyjną nowej generacji (5G) – tu Chiny wygrywają z resztą świata. Rosnący rynek usług chmurowych kontrolowany jest spoza UE; największy europejski podmiot ma 2-proc. udział w europejskiej chmurze. Australijski Instytut Polityki Strategicznej potwierdził w marcu 2023 r. dominację Chin w 37 z 44 dziedzin, które uznał za kluczowe dla przyszłości gospodarki, bezpieczeństwa i zdrowia. Dlaczego nie tylko takie innowacje jak Uber, ale nawet tak użyteczne, niekomercyjne projekty jak Wikipedia narodziły się w USA? Pod parasolem protekcji rozwinęły się chińskie giganty Baidu, Alibaba, Tencent, Xiaomi. Nic dziwnego, że na prestiżowych targach międzynarodowych (np. Berlin 2023) królowały pawilony Samsunga i LG z Korei oraz TCL i Hinsense (notabene sponsor Euro 2024), a w ich cieniu europejskie firmy zachwalały swoje proekologiczne projekty.

Czyżby więc dla Europy rezerwowana była przewaga konkurencyjna w markach luksusowych? Od kosmetyków, szampanów i „haute couture” po jachty, katamarany (sukces Sunreef z Gdańska) i morskie wycieczkowce?

Draghi alarmuje

Dramatyczna diagnoza skłoniła do zaproszenia Mario Draghiego, „zbawcy” strefy euro, by wskazał receptę na odzyskanie konkurencyjności. Jego raport prezentowany w Parlamencie Europejskim 17 września 2024 r. brzmi jak dzwonek alarmowy. Eksponuje się słabość tego raportu, jakim jest pominięcie doświadczeń Europy Środkowo-Wschodniej. Groźniejsze dla nas jest postrzeganie budżetu UE jako nagrody dla najlepszych (cherry picking), a nie jako narzędzia wyrównywania szans, czyli spójności.

Rzeczywista słabość raportu to wygórowane postulaty finansowe. Draghi wycenił swoją receptę na 800 mld euro. Skąd je wziąć? Istotny składnik tej sumy, czyli nowe wspólnotowe zadłużenie, spotkał się z szybkim „nein” z Berlina. Rachuba na prywatne oszczędności, które teraz uciekają z Europy, a miałyby dostarczyć większość kwoty, opiera się na Unii Rynków Kapitałowych. Ale nie przeniesiemy London City na kontynent. Kontynentalna gospodarka realna jest i będzie finansowana przez banki, mniej przez rynek kapitałowy. Zmalała unijna moc przyciągania inwestycji zagranicznych: kiedyś 50 proc., a w 2022 r. zaledwie 3 proc. w skali globalnej!

Doceniając potrzebę terapii wstrząsowej, należy odróżnić to, co możliwe, od recept życzeniowych. Po pierwsze, nierealne jest odtworzenie unikalnego ekosystemu Doliny Krzemowej. Tam jest wszystko, od uniwersytetów Berkeley i Stanford dostarczających kreatywny narybek, po venture capital gotów finansować ryzykowne start-upy. A przede wszystkim kultura biznesowa, w której porażka jest zalążkiem przyszłego sukcesu. Bliżej nam do drugiego bieguna amerykańskiego sukcesu technologicznego, na wschodnim wybrzeżu, wokół Bostonu, Harvardu i MIT. Bo tu decydują zamówienia NASA i US Army, a przecież zamówienia publiczne mają być dźwignią rozwojową przemysłu zbrojeniowego w Europie.

Po drugie, w krótkim horyzoncie mało realne jest przezwyciężenie ułomności, jaką są wysokie ceny energii, co waży na konkurencyjności UE. Są one pochodną błędów z przeszłości, czyli uzależnienia od rosyjskich dostaw i wojennej teraźniejszości nakazującej zerwać z tanimi dostawami, co szczególnie uderza w największą gospodarkę – niemiecką.

Jest jeszcze jedna okoliczność nie do przezwyciężenia. Demografia jest przewidywalnie bezlitosna dla Starego Kontynentu. Starzenie się oznacza większe wydatki emerytalne i zdrowotne, co trzeba pogodzić z rosnącymi wydatkami na obronność. Nie sprzyja to budżetom R&D, a struktura wiekowa nie sprzyja innowacyjności. Imigracja jest jedną z recept dla rynku pracy, ale nie na innowacyjność. Europa jest celem uchodźstwa z Bliskiego Wschodu i Afryki, ale są to zdesperowani uciekinierzy od wojny i głodu, a nie kreatywna śmietanka, która zasila Dolinę Krzemową. Niedobór kwalifikacji jest oczywistą barierą postępu technologicznego.

Nadmiar regulacji

Niezmiennie od lat krytykowane jest przeregulowanie UE i niezmiennie – od strategii lizbońskiej po raport Draghiego – ponawiany jest postulat uproszczenia przepisów, zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw. Dotąd niespełniony. UE jest regulacyjną potęgą, która nie ustaje w regulacjach słusznych ekologicznie i socjalnie, ale kosztownych dla biznesu. Nawet pionierska regulacja AI (Artificial Intelligence Act) eksponuje ochronę danych osobowych, co nie gwarantuje sukcesu w globalnym wyścigu. Stawia to w niekorzystnej sytuacji europejskich producentów wobec konkurentów, którzy nie muszą przestrzegać wygórowanych rygorów w zakresie ekologii, warunków pracy itp.

Ta nieuleczalna jak dotąd wada dotyka unijne inicjatywy, w reakcji na miliardowe subwencje administracji Bidena dla „czystych technologii”, w postaci Inflation Reduction Act czy American Innovation and Competition Act. Wprawdzie w lutym 2023 r. Komisja ogłosiła „Green Deal Industrial Plan”, który miał uprościć reguły w zakresie produkcji baterii, paneli słonecznych i innych technologii niezbędnych w zielonej transformacji, ale inicjatywy legislacyjne – Net Zero Industry Act, Chips for Europe oraz platforma strategicznych technologii STEP – trudno nazwać legislacyjnym uproszczeniem. Zatem innowacyjny biznes ściąga Biden, który oferuje proste zachęty podatkowe albo gotówkę do ręki. Tam też europejskie start-upy szukają finansów, by osiągnąć efekt skali.

UE nie jest bezradna w zwarciu z subsydiami USA i chińskim protekcjonizmem, a także z gigantami cyfrowymi. Atutem jest najbardziej pojemny i atrakcyjny rynek świata. Dowodzi tego wygrana interwencja w TSUE we wrześniu 2024 r., by ujarzmić dominującą pozycję Google’a i praktyki podatkowe Apple’a. Bruksela jest gotowa na bardziej asertywną politykę wobec Chin, co owocowało cłami na dotowane auta elektryczne. Ku mojemu zdziwieniu pomocne w zastrzeganiu zamówień publicznych dla własnego rynku, jakże istotnych dla rozbudowy przemysłu militarnego, jest orzeczenie TSUE, co spowodowało gniewne reakcje Waszyngtonu. UE – potęga eksportowa – jest w rozkroku pomiędzy udziałem w wojnie handlowej a obroną globalnego wolnego rynku. Tzw. D9+ Group (z udziałem Polski), wzmocniona przez raport Enrico Letty z kwietnia 2024 r., postulujący „Digital Single Market”, preferuje innowacyjność i szanse eksportowe, co niekoniecznie będzie strategią francuskiego komisarza Séjournégo, odpowiedzialnego m.in. za przemysł.

Na koniec pocieszenie. Silne strony Europy to robotyzacja i przemysł bio-tech, który zrodził najbardziej poszukiwany produkt czasu pandemii – szczepionkę na Covid-19 (firma Pfizer BioNTech, finansowana przez budżet europejski). Cyfrowa przyszłość jest mocno adresowana w krajowych planach odbudowy. W Europie nie brakuje kreatywności, np. firma Bolt jest dziełem 19-latka z Estonii, ale jest problem z przekształcaniem inwencji w komercyjne inwestycje. Niech nas inspiruje los Eindhoven, kojarzonego kiedyś z gigantem elektroniki Philipsem; dziś siedziba setek innowacyjnych firm, podobnie jak Espoo, siedziba Nokii. Broni nas zbiorowa siła. Ilustracją jest konsorcjum Airbus, które przełamało hegemonię USA w przemyśle lotniczym. O ile takie wspólne inicjatywy, jak CERN (Europejska Organizacja Badań Jądrowych) czy ITER, to pieśń przyszłości, o tyle już dzisiaj praktyczne owoce przynoszą programy nawigacji satelitarnej Galileo i EGNOS oraz program obserwacji ziemi Copernicus. Więc można – gdy ponadnarodowa współpraca, wspomagana przez fundusze europejskie, sprzyja, a nadmierna regulacja nie hamuje oddolnej kreatywności.

8

Janusz Lewandowski jest europosłem (PO; EPL). W przeszłości był komisarzem UE ds. budżetu i ministrem przekształceń własnościowych

Nasz Stary Kontynent, kolebka rewolucji przemysłowej, dziś odsyłany jest na gospodarczą emeryturę. Nazywany jest kolonią cyfrową GAFA, czyli amerykańskich gigantów (Google, Amazon, Facebook, Apple). Rzecz ważna, bo miejsce Unii Europejskiej w światowym wyścigu technologicznym rozstrzyga nie tylko o znaczeniu gospodarczym, ale wyznacza też pozycję geostrategiczną naszego kontynentu. W tym potencjał militarny, który nabiera szczególnego znaczenia, gdy wojna wróciła do Europy.

Diagnostyka stanu i przyczyn mizernej konkurencyjności jest przebogata. Gorzej o skuteczne recepty. Trafna na swoje czasy diagnoza zrodziła strategię lizbońską z roku 2000 obiecującą uczynić UE w horyzoncie dziesięciu lat najbardziej dynamiczną i konkurencyjną gospodarką świata. Już wówczas mocno wybrzmiał postulat wzrostu inwestycji na badania i rozwój do 3 proc. PKB i zredukowania biurokracji. Gdy fiasko strategii stało się oczywiste, obiecującym wnioskiem z porażek miał być tzw. REFIT (Regulatory Fitness and Performance Program) z roku 2010, który miał usunąć szkodliwe przeregulowanie. Znowu bez powodzenia.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację