W najbliższych latach świat nie zrezygnuje z węgla i nie zmieni tego nawet trwający szczyt klimatyczny w Paryżu. Na węglu oparte są przecież gospodarki takich państw, jak Chiny czy USA. Nie oznacza to jednak, że nic się nie zmieni. Już teraz widać presję, jaką odnawialne źródła energii wywierają na energetykę konwencjonalną ze względu na zwiększającą się efektywność odnawianych źródeł energii (OZE) oraz rosnącą opłacalność w tym segmencie. Ponadto w grę wchodzi również przyszłe bezpieczeństwo energetyczne kraju.
Krajowe ograniczenia
Zgodnie z danymi OECD udział paliw kopalnych w bilansie energetycznym Polski wynosi ponad 90 proc. Łatwo zatem zrozumieć, że polskiej gospodarki nie stać na zrezygnowanie ze źródeł konwencjonalnych z dnia na dzień.
Nasza sytuacja nie pozwala również na podjęcie działań podobnych do tych w Wielkiej Brytanii, gdzie ponad podziałami partyjnymi doszło do podpisania porozumienia o jednoznacznym zaprzestaniu inwestycji w elektrownie węglowe i promocji inwestycji w OZE. Jednakże uzależnienie rozwoju kraju od sytuacji na rynku paliw kopalnych stwarza zagrożenie.
Coraz wyraźniejszy jest również problem finansowania rozwoju branży węglowej ze względu na zmieniające się podejście instytucji finansowych do projektów energetycznych. Od przeszło dwóch lat w węgiel praktycznie nie inwestuje Europejski Bank Inwestycyjny, dla którego jednym z głównych kryteriów jest poziom emisyjności dwutlenku węgla przy produkcji energii. Ostrym wymaganiom tej instytucji mogą w zasadzie sprostać wyłącznie elektrownie kogeneracyjne oraz te intensywnie spalające biomasę.
Węgla nie finansuje również brytyjski HSBC. Bank ten zamierza zarobić na zielonej rewolucji w Chinach. Niedawno zainwestował miliard dolarów w tzw. zielone obligacje, które mają posłużyć sfinansowaniu projektów w obszarach odnawialnych źródeł energii, efektywności energetycznej i „czystego" transportu.