Andrzej Wojtyna: Zdławienie inflacji czy niezależności NBP

Niezależnie od wyniku wyborów czeka nas w gospodarce i w polityce trudny okres. Szkoda, że w takiej sytuacji Adam Glapiński pogrzebał zasadę apolityczności NBP i opowiedział się za modelem „rozwoju” mającym odizolować Polskę od Europy.

Publikacja: 13.10.2023 03:00

Andrzej Wojtyna: Zdławienie inflacji czy niezależności NBP

Foto: Exclusive

Po ostatniej konferencji prezesa NBP wielu komentatorów odniosło się znacznie bardziej krytycznie niż zwykle zarówno do treści, jak i formy jego wystąpienia. Trudno się dziwić, skoro cechowało się ono co najmniej słabo skrywaną niechęcią, a przez większość czasu wysokim poziomem agresji prezesa wobec osób czy grup zawodowych mających inne niż on oceny prowadzonej przez NBP polityki.

Drugim charakterystycznym rysem wystąpienia był silny, można nawet powiedzieć, że skokowy wzrost czasu przeznaczonego na bezpośrednią agitację przedwyborczą na rzecz PiS w stosunku do czasu poświęconego ocenie sytuacji gospodarczej.

Niezależnie jednak od kolejnego, comiesięcznego wkładu prezesa w obniżanie poziomu zrozumienia przez społeczeństwo procesów gospodarczych poprzez niepełne, mocno selektywne i tendencyjnie jednostronne ich przedstawianie jego wystąpienie przyniosło paradoksalnie także dwie istotne korzyści.

Czytaj więcej

Prezes GUS: Teza o jakichś manipulacjach przy liczeniu inflacji to absurd

Po pierwsze, potwierdziło ono jeszcze raz i bardziej dobitnie, jak wielkim błędem prezydenta było powołanie Adama Glapińskiego na drugą kadencję w sytuacji, gdy dobrze znany był już niski poziom jego kompetencji merytorycznych oraz autokratyczny sposób kierowania pracami RPP i zarządzania bankiem centralnym. Po drugie, pozwoliło uchwycić pewną całościową, bardzo niebezpieczną wizję przyszłego, docelowego kształtu modelu gospodarczego i politycznego Polski i jej miejsca w Europie i w świecie.

Ktoś może powiedzieć, że tym razem w czasie konferencji prezes NBP miał po prostu zły dzień i nie potrafił opanować własnych niedobrych emocji. Dlatego dla lepszego zrozumienia, czy emocje tamtego dnia nie zniekształciły jego rzeczywistych, wcześniej utrwalonych przekonań i poglądów, warto porównać wypowiedzi z konferencji prasowej z treścią wywiadu udzielonego kilka dni później tygodnikowi „Sieci”.

Można przypuszczać, że przez ten czas „gorąca głowa” miała warunki, aby ostygnąć, by posłużyć się jednym z ulubionych określeń prezesa z czasów większej łaskawości wobec oponentów. Co istotne, wywiad był na pewno autoryzowany, więc można było zadbać nie tylko o główny przekaz, ale i o niuanse, a nawet smaczki znaczeniowe.

Biorąc to pod uwagę, muszę się przyznać, że po lekturze uporządkowanego i zredagowanego wywiadu moje obawy o przyszłość gospodarczą i polityczną Polski stały się zdecydowanie większe niż po wysłuchaniu skądinąd zatrważającego występu na konferencji prasowej. W jej czasie przynajmniej raz się zaśmiałem – gdy prezes NBP powiedział: „Ja z polityką skończyłem 30 lat temu”, natomiast w czasie czytania wywiadu narastała groza, w miarę jak stawało się coraz bardziej jasne, że „Sieci” zaprosiły do redakcji nie prezesa banku centralnego, lecz pełnokrwistego, czołowego polityka rządzącej partii wychwalającego działania obecnej władzy.

„Groza” jest mocnym określeniem, ale dla osoby zajmującej się od kilku już dekad teorią i praktyką polityki makroekonomicznej i bankowości centralnej tak jednoznaczne i bezceremonialne ponowne przeistoczenie się prezesa NBP w rasowego polityka, wbrew konstytucji i złożonej przysiędze, jest czymś niemożliwym do zaakceptowania, a do tej pory było także czymś trudnym do wyobrażenia.

Co prawda już ponad rok temu wskazywałem, że Rubikon upolitycznienia NBP został przekroczony („DGP” z 20 lipca 2022), ale z obecnej perspektywy widać, że wówczas przekroczony został przez prezesa dopiero jakiś jego mniej znaczący dopływ. Po ostatniej konferencji prasowej i po lekturze wywiadu mam z kolei wrażenie, że teraz nawet metafora Rubikonu jest zbyt mało wyrazista, więc być może należy raczej nawiązać do znanego, choć historycznie niepotwierdzonego epizodu, kiedy to Cortés wydaje rozkaz zniszczenia własnych okrętów, aby pokazać załodze, że z obranej drogi nie ma odwrotu.

Gloryfikacja rządu PiS

Widząc tytuł „Utrzymać dobry kurs”, dałem się zwieść, zakładając, że wywiad dotyczy troski prezesa o kurs złotego, nawet jeśli często podkreśla on, iż kurs kształtuje się w wyniku wolnej gry sił na rynku. Okazało się jednak, że „utrzymanie dobrego kursu” to utrzymanie się PiS przy władzy, gdyż tylko to może zagwarantować polskiej gospodarce i społeczeństwu świetlaną przyszłość w ślad za wspaniałą teraźniejszością, o czym prawdziwych patriotów nie trzeba przekonywać.

Cały wywiad został skonstruowany pod kątem dominującego w kampanii PiS przekazu, że zmiana władzy oznaczałaby dla Polski katastrofę. W pewnym momencie Michał Karnowski zadaje kluczowe pytanie: „Chaos jako największe zagrożenie?”, a prezes NBP odpowiada: „Skutki mogłyby być dramatyczne. Patrząc obiektywnie, z perspektywy NBP, najlepsza byłaby kontynuacja obecnej ścieżki rozwoju. Ten model po prostu dobrze działa, przynosząc polepszenie życia ludzi, rozwój gospodarki, wzmocnienie bezpieczeństwa państwa”. Takich gloryfikujących PiS stwierdzeń prezesa jest tam wiele, czemu sprzyja sposób prowadzenia wywiadu.

Trzy pytania dotyczące prezesa

W tym kontekście nasuwają się trzy pytania. Pierwsze, ciekawiące mnie od dawna, jest z zakresu psychologii: czy prezes NBP naprawdę wierzy w te wszystkie dziwne poglądy, które wygłasza na konferencjach prasowych, a także i w tym wywiadzie? Jeśli tak, to bardzo do niego pasuje ładne określenie z nowej powieści Juana Gómeza-Jurado: „ma czarny pas w oszukiwaniu samego siebie”. Jeśli natomiast nie wierzy, to bardzo przydatna w ocenie wypowiedzi jego i innych osób publicznych może być w naszych warunkach inna zgrabnie przetłumaczona fraza tego hiszpańskiego autora: „kłamstwo w skali od zera do premiera”.

Po drugie, zawsze intrygowało mnie, z jakich źródeł korzysta obecny prezes NBP, kształtując swoje poglądy, pomijając już to, czy w nie wierzy, czy nie. Prawdopodobnie się mylę, ale nie potrafię sobie przypomnieć, żeby powołał się on kiedykolwiek na jakąś nową i żywo dyskutowaną książkę naukową, raport czy artykuł naukowy. Być może dużo czyta i je zna, ale umiejętnie nie daje tego po sobie poznać. Tylko dlaczego?

Przecież czymś dużo bardziej naturalnym i edukacyjnie przydatnym byłoby zaproszenie prezesa banku centralnego do redakcji „Sieci”, aby podyskutować nie o tym, jak „zachowuje się zdradziecka piąta kolumna atakująca (…) także NBP?”, lecz – nomen omen – o świeżo wydanej i bardzo potrzebnej książce Stephena D. Kinga „We Need To Talk About Inflation” lub ważnej książce Gordona Browna, Mohameda El-Eriana i Michaela Spence’a „Permacrisis. A Plan to Fix a Fractured World”. Myślę, że gdyby prezes przeczytał i przemyślał choćby te dwie nowe prace, to zawahałby się, czy najlepszym pomysłem dla Polski „jest kontynuacja obecnej ścieżki rozwoju” oraz czy słuszne było szybkie przejście do obniżania stóp procentowych. Zrozumiałby też może, że warunkach wysokiej czy radykalnej niepewności, podejmowaniu przez RPP właściwych decyzji służy różnorodność poznawcza (cognitive diversity) wchodzących w jej skład osób.

Po trzecie, chociaż pozornie mało istotne, bardzo ważne jest też pytanie o to, kto był inicjatorem przeprowadzenia wywiadu z szefem banku centralnego poświęconego głównie wspieraniu obecnego obozu rządzącego. Niezależnie, kto był inicjatorem, popełnił bardzo poważny błąd. Uważam, że w dobrze rozumianym interesie kraju tego wywiadu powinno nie być, a niestety już się znajdzie zarówno w historii polskiej bankowości centralnej, jak i polskiego dziennikarstwa.

Warto w tym miejscu podkreślić, że „kontynuacja ścieżki rozwoju” nie byłaby sama w sobie czymś tak bardzo groźnym, ponieważ niezależnie od negatywnych skutków polityki minionych ośmiu lat, siłą inercji na ścieżkę tę nadal oddziaływałyby pozytywne efekty wcześniejszej transformacji i członkostwa w Unii Europejskiej. Prawdziwe niebezpieczeństwo polega na tym, że przez dotychczasową ścieżkę rozwoju prezes NBP i inni przywódcy PiS rozumieją tylko okres po 2015 r., a nowy docelowy polski model ma się ukształtować w wyniku możliwie jak najdalej posuniętego odwrócenia dorobku prorynkowej i prodemokratycznej transformacji systemowej i poprzez wyprowadzenie Polski z UE, z czym oswoić mają obywateli nieudolnie przygotowane pytania referendalne.

Sfinansowanie przejścia do takiego nowego modelu (izolacjonistycznego czy neonacjonalistycznego) musiałoby zostać sfinansowane podatkiem inflacyjnym, który według prof. Glapińskiego w ogóle nie istnieje, ale przed skutkami którego szybko się on obronił, przyznając w trybie pilnym sobie oraz koleżankom i kolegom z NBP odpowiednią waloryzację zarobków.

Można mieć nadzieję, że gdyby prezes NBP przeczytał chociaż kilka nowych publikacji, to podjąłby decyzję o zdjęciu z gmachu NBP olbrzymich bannerów. Dowiedziałby się bowiem, że wśród ekonomistów wyraźnie dominuje już opinia, że przyczyn przyspieszenia inflacji było znacznie więcej niż te, które znalazły się na bannerze i że ważne miejsce wśród nich zajmują błędy popełnione już po pandemii nie tylko w polityce pieniężnej, lecz także budżetowej.

Z punktu widzenia edukacji ekonomicznej znacznie lepiej byłoby, gdyby pieniądze wydane na bannery przeznaczył na przetłumaczenie na język polski kilku książek o inflacji i polityce pieniężnej. Na początek proponuję napisaną przez Rupal Patel i Jacka Meaninga, a wydaną pod auspicjami Banku Anglii, książkę „Can’t We Just Print More Money? Economics in Ten Simple Questions”. Sądzę, że prezes NBP przyklaśnie tej propozycji, choćby z tego względu, że jak mówi w wywiadzie dla „Sieci”, bardzo ceni u Polaków ich „umiejętność samorozwoju”, więc może odkryje tę ważną cechę również u siebie.

Przedwczesna radość

Gdyby prezes postudiował trochę więcej klasycznych i nowych prac o inflacji, to przede wszystkim unikałby przedwczesnego chwalenia się w wywiadzie i na konferencjach prasowych „zdławieniem” inflacji, a przede wszystkim w ogóle nie używałby tego określenia. Pojęcie to tylko pozornie ma pozytywne konotacje. W rzeczywistości oznacza ono ryzyko ponownego i to znacznego przyspieszenia inflacji oraz jej utrwalenia, a tym samym wyraźnie dłuższego okresu ponoszenia przez społeczeństwo jej skumulowanych kosztów.

Ryzyko to rośnie szczególnie wtedy, gdy prowadzi się politykę tak odmienną niż w innych bankach centralnych (nawet prezydent Erdogan nie stawia już na taką oryginalność). Zamiast „zdławienia”, nadrzędną, gdyż jasną, ilościowo wymierną i weryfikowalną, powinna być dla prezesa kategoria „powrót do celu inflacyjnego”. Poza tym, gdyby prezes NBP spróbował poważnie „porozmawiać o inflacji”, czyli zaczął prowadzić poważne działania informacyjne i edukacyjne, to nie dziwiłby się, że odbiorcy polityki NBP nie kwapią się, by z nim świętować „sukcesy” w walce z inflacją.

Sugerowałbym w każdym razie, żeby na razie nie spieszyć się z pomysłem o emisji okolicznościowej monety poświęconej „zdławieniu” inflacji. Dla artystów byłoby zresztą bardzo dużym wyzwaniem zaprojektowanie rewersu przedstawiającego, jak inflacja „spada na łeb na szyję” z poziomu wysokiego na umiarkowany, chyba że ktoś zdecydowałby się spersonifikować ten sukces podobizną prezesa stojącego pod siłą rzeczy trudnym do odczytania na monecie napisem „dbamy o wartość polskiego pieniądza”.

Podsumowując, niezależnie od wyniku wyborów czeka nas w gospodarce i w polityce niezwykle trudny okres. Bardzo szkoda, że właśnie w takiej sytuacji Adam Glapiński jednoznacznie zdecydował o pogrzebaniu wynikającej z Konstytucji RP zasady apolityczności NBP i opowiedział się za modelem „rozwoju” mającym odizolować Polskę od Europy i świata w imię topornie rozumianego, nieoświeconego patriotyzmu. Nie wiadomo, czy była to na wskroś jego własna decyzja, czy też pomógł mu w jej podjęciu wspomniany wcześniej „czarny pas”. Dobrze przynajmniej, że w wyniku decyzji prezesa NBP prysły resztki złudzeń i bardziej jasne stały się zasady przyszłej polityki scentralizowanego banku centralnego Polski.

Prof. Andrzej Wojtyna był członkiem Rady Polityki Pieniężnej w latach 2004–2010, obecnie pracuje w Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie.

Po ostatniej konferencji prezesa NBP wielu komentatorów odniosło się znacznie bardziej krytycznie niż zwykle zarówno do treści, jak i formy jego wystąpienia. Trudno się dziwić, skoro cechowało się ono co najmniej słabo skrywaną niechęcią, a przez większość czasu wysokim poziomem agresji prezesa wobec osób czy grup zawodowych mających inne niż on oceny prowadzonej przez NBP polityki.

Drugim charakterystycznym rysem wystąpienia był silny, można nawet powiedzieć, że skokowy wzrost czasu przeznaczonego na bezpośrednią agitację przedwyborczą na rzecz PiS w stosunku do czasu poświęconego ocenie sytuacji gospodarczej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację