Witold M. Orłowski: O korzyściach z picia mleka

Sierpień powinien być miesiącem odpoczynku. Zamiast o inflacji, recesji i deficycie proponuję leniwe rozmyślania o tym, jak to mały może z czasem przerosnąć dużego.

Publikacja: 03.08.2023 03:00

„Pij mleko, będziesz wielki” – zachęcała kiedyś polskie dzieci bardzo udana reklama społeczna

„Pij mleko, będziesz wielki” – zachęcała kiedyś polskie dzieci bardzo udana reklama społeczna

Foto: Adobe Stock

„Pij mleko, będziesz wielki” – zachęcała kiedyś polskie dzieci bardzo udana reklama społeczna. Znani sportowcy i aktorzy sugerowali, że to właśnie dzięki piciu mleka z małych wyrośli na wielkich i odnieśli swoje sukcesy. Doświadczenie uczy, że nie każdy mały staje się wielki, ale bez wątpienia takie przypadki miały miejsce. Również w polityce i gospodarce.

Przykład? W roku 1963 spotkali się dwaj politycy – władający od czterech lat w niemal monarszy sposób prezydent Francji Charles de Gaulle i pełniący od 14 lat skromną funkcję kanclerza RFN Konrad Adenauer – i podpisali traktat elizejski kończący stulecia wrogości między oboma krajami. Już samo zdjęcie obu mężów stanu pokazywało, kto w tym duecie jest wielki, a kto mały. Szczupły Adenauer nie był karzełkiem, miał 186 cm wzrostu. Ale i tak był o pół głowy niższy od mierzącego niemal 2 metry, pomnikowego de Gaulle’a. Adenauer był skromnym oponentem hitleryzmu, który został kanclerzem dzięki jednogłosowej przewadze w Bundestagu. De Gaulle był wojennym bohaterem, który najpierw ocalił honor Francji, a potem przejął władzę w sytuacji przypominającej konstytucyjny zamach stanu. Adenauer stał na czele kraju pokonanego, podzielonego i okupowanego, de Gaulle na czele atomowego mocarstwa, które właśnie szykowało się do rządzenia kontynentem. Tylko w gospodarce siły były wyrównane, bo wielkości PKB Francji i RFN były wówczas zbliżone.

60 lat później to zjednoczone Niemcy są najważniejszym krajem kontynentu. Przede wszystkim dlatego, że ich PKB jest o połowę wyższy od francuskiego, walczą z Chinami i USA o miejsce największego eksportera i należą do czołówki technologicznej świata. Francja też ma swoje atuty – ale bez wątpienia mały przerósł dużego.

Ale niedawno zobaczyliśmy inny przykład karzełka, który z czasem przerósł giganta. W roku 1945 sowiecki dyktator Józef Stalin zdecydował się uczynić marionetkowym władcą Korei nieznanego majora Armii Czerwonej Kim Ir Sena. Co prawda Kim był wyższy od Stalina (175 cm wobec 162 cm), ale nie mamy możliwości porównania, bo cenzura pilnowała, by nie publikowano zdjęć Stalina z osobami wyższymi od niego (to zdaje się typowy przejaw kompleksu karłowatych dyktatorów). Ale i tak wiadomo, kto w tym duecie był wielki, a kto mały. Stalin był przywódcą supermocarstwa, które właśnie zajęło pół Europy i szykowało się do wojny z USA o panowanie nad światem. Kim był mianowany na przywódcę niedużego kraiku, należącego do najuboższych na świecie, którego połowę okupowali Amerykanie. I tę połowę trzeba było dopiero podbić dzięki dostawom sowieckiej broni i instruktorów.

W ciągu 78 lat rządzona przez dynastię Kimów Korea Północna stała się monstrum. Z jednej strony nadal jest jednym z najbiedniejszych krajów świata (uratowana przed Kimami Korea Południowa ma dziś PKB na głowę mieszkańca około 30 razy wyższy), a jej mieszkańcom często grozi śmierć głodowa. Z drugiej strony dzięki wydatkom na zbrojenia sięgającym corocznie 20–25 proc. PKB ma dziś czwartą pod względem wielkości armię świata. Wyposażoną głównie w archaiczną broń sprzed kilkudziesięciu lat, ale też w samodzielnie skonstruowane bomby atomowe, rakiety balistyczne i zastępy skutecznych speców od cyberwojny.

I właśnie do tej zacofanej, głodującej Korei Północnej udał się rosyjski minister obrony, prosząc ją o pilne dostawy przestarzałej amunicji, której brakuje rosyjskim armatom.

Marionetka przerosła swojego twórcę. Cóż, wygląda na to, że Putin pił za mało mleka.

„Pij mleko, będziesz wielki” – zachęcała kiedyś polskie dzieci bardzo udana reklama społeczna. Znani sportowcy i aktorzy sugerowali, że to właśnie dzięki piciu mleka z małych wyrośli na wielkich i odnieśli swoje sukcesy. Doświadczenie uczy, że nie każdy mały staje się wielki, ale bez wątpienia takie przypadki miały miejsce. Również w polityce i gospodarce.

Przykład? W roku 1963 spotkali się dwaj politycy – władający od czterech lat w niemal monarszy sposób prezydent Francji Charles de Gaulle i pełniący od 14 lat skromną funkcję kanclerza RFN Konrad Adenauer – i podpisali traktat elizejski kończący stulecia wrogości między oboma krajami. Już samo zdjęcie obu mężów stanu pokazywało, kto w tym duecie jest wielki, a kto mały. Szczupły Adenauer nie był karzełkiem, miał 186 cm wzrostu. Ale i tak był o pół głowy niższy od mierzącego niemal 2 metry, pomnikowego de Gaulle’a. Adenauer był skromnym oponentem hitleryzmu, który został kanclerzem dzięki jednogłosowej przewadze w Bundestagu. De Gaulle był wojennym bohaterem, który najpierw ocalił honor Francji, a potem przejął władzę w sytuacji przypominającej konstytucyjny zamach stanu. Adenauer stał na czele kraju pokonanego, podzielonego i okupowanego, de Gaulle na czele atomowego mocarstwa, które właśnie szykowało się do rządzenia kontynentem. Tylko w gospodarce siły były wyrównane, bo wielkości PKB Francji i RFN były wówczas zbliżone.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację