Kondycja gospodarki niewątpliwie może pomóc wygrać (albo przegrać) wybory parlamentarne. Choć nie ma tu jakiejś niepodważalnej reguły, zasadniczo im lepsza sytuacja, tym łatwiej partii rządzącej obronić swój status dobrego gospodarza. I odwrotnie – im większy kryzys, tym łatwiej opozycji wskazywać winnych.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że politycy PiS starają się przedstawiać obraz polskiej gospodarki w jak najjaśniejszych barwach. Zwykle w ich przekonaniu nie ma się czym martwić. Bo takie fatalne informacje, jak to, że firmy przemysłowe notują spadki produkcji i swojej sprzedaży, a konsumenci mniej wydają w sklepach przez drożyznę, można wyjaśniać w prosty sposób – przykładowo, efektem wysokiego punktu odniesienia. Bo skoro rok temu, po wybuchu wojny, gospodarka reagowała wzrostem różnych wskaźników na napływ uchodźców, to teraz musi odreagować spadkami. Wkrótce zaś wszystko powinno się wyrównać i wrócić do normy...
Czytaj więcej
Produkcja sprzedana przemysłu w Polsce zmalała w kwietniu o 1,6 proc. wobec marca. Od początku roku tąpnęła już o 3 proc. Rozczarowuje szczególnie przetwórstwo przemysłowe.
Te same dane gospodarcze zupełnie inaczej wyglądają w oczach opozycji. Tu raczej słychać minorowe tony o nadciągającej zapaści, kryzysie, recesji czy chudnących w oczach portfelach Polaków. Czasami niestety można wręcz odnieść wrażenie, że opozycyjna retoryka stara się nawet wyolbrzymić problemy, trochę na zasadzie: im gorzej, tym lepiej. Choć nie wiadomo, dla kogo lepiej.
A jak jest naprawdę? Rzeczywistość jak zwykle okazuje się pełna „nudnych” politycznie szarości, niejednoznaczności. Choć trzeba przyznać, że bardzo negatywną niespodzianką okazały się ostatnie, podane w poniedziałek przez Główny Urząd Statystyczny, wyniki przemysłu. W kwietniu produkcja spadła o 6,4 proc. w ujęciu rocznym, czyli mocniej, niż przewidywały nawet najbardziej pesymistyczne prognozy. Płace zaś spadły realnie (czyli rosły wolniej niż inflacja) już dziewiąty miesiąc z rzędu. To zapowiedź fatalnego początku drugiego kwartału i wielki znak zapytania, czy rzeczywiście nasza gospodarska sięgnęła dołka w pierwszym kwartale tego roku – bo może to, co najgorsze, dopiero przed nami?