Anna Cieślak-Wróblewska: Najlepszy prezent wyborczy

Kiedy gospodarka zdoła odpalić wszystkie swoje silniki? To pytanie zadają sobie nie tylko ekonomiści, ale – w kontekście jesiennych wyborów – również politycy.

Publikacja: 23.05.2023 03:00

Anna Cieślak-Wróblewska: Najlepszy prezent wyborczy

Foto: Bloomberg

Kondycja gospodarki niewątpliwie może pomóc wygrać (albo przegrać) wybory parlamentarne. Choć nie ma tu jakiejś niepodważalnej reguły, zasadniczo im lepsza sytuacja, tym łatwiej partii rządzącej obronić swój status dobrego gospodarza. I odwrotnie – im większy kryzys, tym łatwiej opozycji wskazywać winnych.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że politycy PiS starają się przedstawiać obraz polskiej gospodarki w jak najjaśniejszych barwach. Zwykle w ich przekonaniu nie ma się czym martwić. Bo takie fatalne informacje, jak to, że firmy przemysłowe notują spadki produkcji i swojej sprzedaży, a konsumenci mniej wydają w sklepach przez drożyznę, można wyjaśniać w prosty sposób – przykładowo, efektem wysokiego punktu odniesienia. Bo skoro rok temu, po wybuchu wojny, gospodarka reagowała wzrostem różnych wskaźników na napływ uchodźców, to teraz musi odreagować spadkami. Wkrótce zaś wszystko powinno się wyrównać i wrócić do normy...

Czytaj więcej

Tąpnięcie w danych o produkcji przemysłowej w Polsce. To był fatalny kwiecień

Te same dane gospodarcze zupełnie inaczej wyglądają w oczach opozycji. Tu raczej słychać minorowe tony o nadciągającej zapaści, kryzysie, recesji czy chudnących w oczach portfelach Polaków. Czasami niestety można wręcz odnieść wrażenie, że opozycyjna retoryka stara się nawet wyolbrzymić problemy, trochę na zasadzie: im gorzej, tym lepiej. Choć nie wiadomo, dla kogo lepiej.

A jak jest naprawdę? Rzeczywistość jak zwykle okazuje się pełna „nudnych” politycznie szarości, niejednoznaczności. Choć trzeba przyznać, że bardzo negatywną niespodzianką okazały się ostatnie, podane w poniedziałek przez Główny Urząd Statystyczny, wyniki przemysłu. W kwietniu produkcja spadła o 6,4 proc. w ujęciu rocznym, czyli mocniej, niż przewidywały nawet najbardziej pesymistyczne prognozy. Płace zaś spadły realnie (czyli rosły wolniej niż inflacja) już dziewiąty miesiąc z rzędu. To zapowiedź fatalnego początku drugiego kwartału i wielki znak zapytania, czy rzeczywiście nasza gospodarska sięgnęła dołka w pierwszym kwartale tego roku – bo może to, co najgorsze, dopiero przed nami?

Jednocześnie zaskakująco silny okazuje się nasz rynek pracy. Nieco na przekór wszystkim minusowym wskaźnikom przedsiębiorstwa nie tylko nie redukują zatrudnienia, ale wprost je zwiększają! To tak jakby biznes jednak wierzył, że nasza gospodarka kroczy po dobrej ścieżce, a lepsze czasy wcale nie są tak odległe. Choć oczywiście wiele zależy od koniunktury u naszych głównych partnerów w handlu zagranicznym, czyli w strefie euro, w kraju zaś – od nastrojów konsumentów, ich skłonności do wydatków, inflacji, dostępności unijnych funduszy itp.

Takie oczekiwania na w miarę szybką poprawę obarczone są przy tym ogromną dozą niepewności, skoro zależą od tak wielu czynników. Niemniej warto kibicować, by gospodarka odpaliła swoje wszystkie silniki wzrostu jak najszybciej. Nawet jeśli miałoby to się stać przed jesiennymi wyborami i zostać wykorzystane w politycznej rozgrywce przez którąś z partii, to dla Polaków byłby to jednak najlepszy prezent wyborczy.

Kondycja gospodarki niewątpliwie może pomóc wygrać (albo przegrać) wybory parlamentarne. Choć nie ma tu jakiejś niepodważalnej reguły, zasadniczo im lepsza sytuacja, tym łatwiej partii rządzącej obronić swój status dobrego gospodarza. I odwrotnie – im większy kryzys, tym łatwiej opozycji wskazywać winnych.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że politycy PiS starają się przedstawiać obraz polskiej gospodarki w jak najjaśniejszych barwach. Zwykle w ich przekonaniu nie ma się czym martwić. Bo takie fatalne informacje, jak to, że firmy przemysłowe notują spadki produkcji i swojej sprzedaży, a konsumenci mniej wydają w sklepach przez drożyznę, można wyjaśniać w prosty sposób – przykładowo, efektem wysokiego punktu odniesienia. Bo skoro rok temu, po wybuchu wojny, gospodarka reagowała wzrostem różnych wskaźników na napływ uchodźców, to teraz musi odreagować spadkami. Wkrótce zaś wszystko powinno się wyrównać i wrócić do normy...

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację