Instytucje finansowe – kierunki zmian po kryzysie

Globalny kryzys daleki jest od zakończenia. Trzeba więc postawić pytania odnośnie do najbliższych, wynikających z tego kryzysu, najbardziej prawdopodobnych zmian w funkcjonowaniu instytucji finansowych, zwłaszcza banków oraz bankowych grup kapitałowych – pisze ekspert.

Publikacja: 09.04.2017 21:33

Instytucje finansowe – kierunki zmian po kryzysie

Foto: Bloomberg

Ostatnie miesiące po raz kolejny dowiodły, iż zapoczątkowany w 2008 roku kryzys finansowy, u którego źródeł leżały niekiedy kardynalne błędy w funkcjonowaniu instytucji finansowych, jest nie tylko raczej daleki od rozwiązania, ale przenosi się na inne istotne obszary życia. Wystarczy wspomnieć ryzyko osłabienia Unii Europejskiej, powracający problem zadłużenia krajów strefy euro, zwycięstwo wyborcze Donalda Trumpa oraz – pozostające w związku z tymi zjawiskami – znaczące zyskiwanie na znaczeniu populistów.

Wszystko to skłania do postawienia pytania odnośnie do najbliższych, wynikających z tego kryzysu, najbardziej prawdopodobnych zmian w funkcjonowaniu instytucji finansowych, zwłaszcza zaś banków oraz bankowych grup kapitałowych. W tym względzie jawi się jako najważniejsze pięć kwestii.

Pięć problemów

Po pierwsze, rozstrzygnięcia wymaga zagadnienie, czy światowy system finansowy będzie zmierzał w kierunku szybszego rozwoju tzw. modelu europejskiego opartego na „tradycyjnych" bankach (pokrywających ok. 75 proc. zapotrzebowania na kapitał realnej gospodarki) czy też modelu anglosaskiego opartego na bezpośrednim pozyskiwaniu finansowania z rynku (75 proc. zapotrzebowania na kapitał realnej gospodarki pokrywane jest w formie emisji akcji, obligacji itp.). Jakkolwiek to system europejski wydaje się bardziej bezpieczny, to jednak wszystko wskazuje na to, iż na znaczeniu będzie szybciej zyskiwał system anglosaski.

Przemawia za tym ogromne zadłużenie rządów (100 bilionów dol., przy rocznym światowym PKB na poziomie 70 bln dol.), które w przypadku modelu europejskiego znacznie szerzej obejmowane są zbiorową odpowiedzialnością za kondycję instytucji finansowych. Zyskująca na znaczeniu dominacja modelu anglosaskiego będzie z kolei oznaczała m.in. zwiększenie ryzyka podejmowanego przez konkretnych inwestorów zarówno wielkich, jak i zwykłych obywateli.

Po drugie, należy oczekiwać przyspieszenia procesu integracji państw w ramach Unii Europejskiej, jako jedynej alternatywy dla głoszonego przez wcale niemałą grupę ekonomistów oraz (zwłaszcza) polityków ryzyka jej rozpadu. W tym względzie już dzisiaj nabiera realnego kształtu tworzenie odrębnego budżetu dla strefy euro, na poziomie której odbywać się będzie przyspieszona integracja (tzw. Europa kilku prędkości). Realnym scenariuszem wydaje się być też w miarę szybkie stworzenie mechanizmu „czasowego" wyjścia danego kraju ze strefy euro. W obszarze instytucji finansowych oznacza to (jako konieczność) determinację do dotrzymania dotychczas już wyznaczonych terminów wdrażania dwu pierwszych obszarów unii bankowej, tj. jednolitego mechanizmu nadzoru oraz jednolitego mechanizmu restrukturyzacji i kontrolowanej likwidacji, jak również przyspieszenie dokończenia rozwiązań w zakresie wspólnego systemu gwarantowania depozytów (zapewne po wcześniejszym „czasowym" wyjściu ze strefy euro jednego lub dwu krajów).

Po trzecie, w najbliższym czasie należy oczekiwać pojawiania się kolejnych, płynących z doświadczeń kryzysu, wyroków sądów. Będą one przy tym stanowić wykładnię rozstrzygnięć na następne wiele lat.

W tym względzie znamienny jest na przykład wyrok sądu w USA z 2014 roku, w kontekście sprzedaży przez jednego z największych pośredników kredytowych, firmę Countrywide Financial, na rzecz praktycznie agencji rządowych Fannie Mae oraz Freddie Mac bardzo złej jakości kredytów hipotecznych. Sprowadza się on do stwierdzenia, iż pewnego rodzaju produktów finansowych po prostu nie można oferować na rynku, niezależnie od jakichkolwiek innych okoliczności, jako że – jak to stwierdził sędzia – nie można oferować do sprzedaży „krowy chorej".

Również w przeszłości (nawet bardzo odległej) mieliśmy do czynienia z wyrokami sądowymi, do których można odwołać się w czasach nam współczesnych (tak się też coraz częściej dzieje). Jeden z nich dotyczy Holandii w 1637 roku, kiedy to sądy odmawiały zajęcia się roszczeniami związanymi z tzw. kryzysem tulipanowym, uważając, że „długi zaciągnięte podczas spekulacji nie są z punktu widzenia prawa długami".

Destrukcyjne kroki instytucji finansowych

Po czwarte, będące pod presją oczekiwań społecznych organy nadzoru nad instytucjami finansowymi oraz organy ochrony konsumentów, jak również częściowo organy ścigania przestępstw i wymiar sprawiedliwości, będą się coraz częściej decydować na egzekwowanie rozwiązań prawnych funkcjonowania sektora finansowego, mając na uwadze nie tylko „literę prawa", lecz także coraz bardziej – jego „ducha".

W tym względzie coraz większe znaczenie będą miały postawy podobne do występujących już obecnie w Holandii, gdzie punktem wyjścia oceny respektowania przez instytucje finansowe obowiązującego prawodawstwa jest cel, dla jakiego zostało ono uchwalone. Ponadto w kraju tym wprowadzono dla członków zarządów banków przysięgę („Przysięgam, że dołożę wszelkich starań, aby utrzymać i zwiększyć zaufanie do branży usług finansowych. Tak mi dopomóż Bóg"), wyraźnie eksponując aspekt moralny funkcjonowania tego sektora.

Po piąte, musimy liczyć się z działaniami, których efekty niekoniecznie mogą zmierzać do wyznaczonego celu, jak np. likwidacja w Wielkiej Brytanii dotychczasowego Urzędu Usług Finansowych i zwykłe powołanie w jego miejsce dwu innych instytucji.

Jednocześnie mamy do czynienia z ewidentnie destrukcyjnymi krokami ze strony instytucji finansowych, wspartymi działaniami ogromnej rzeszy zatrudnionych lobbystów. Wystarczy wspomnieć, iż tylko w USA funkcjonuje pięć razy więcej opłacanych przez banki lobbystów niż członków Kongresu, zaś w Niemczech na 598 posłów do parlamentu przypada 2200 organizacji (nie osób!) lobbystycznych.

Trudno się w związku z tym dziwić, iż do projektu tzw. Ustawy Dodda-Franka z 2011 roku (przywracającej rozdzielenie ryzykownej bankowości inwestycyjnej od tradycyjnej bankowości depozytowo-kredytowej) zgłoszonych zostało natychmiast ponad 20 tys. komentarzy i uwag. Ostatecznie, jedną z pierwszych decyzji prezydenta Donalda Trumpa było zakwestionowanie tej ustawy w całości (raczej należy oczekiwać w krótkim czasie jej wycofania).

Skutki dla klientów

Wyżej nakreślone uwarunkowania skłaniają do próby odpowiedzi na pytanie, co z tego wszystkiego wynika dla obywateli, będących klientami instytucji finansowych?

Przede wszystkim wprowadzane niezbędne zmiany będą (bo być muszą) procesem rozłożonym na dłuższy czas i odbywać się będą raczej „zygzakami". Ponadto świat coraz bardziej będzie rozwijał się w kierunku wspomnianego modelu anglosaskiego.

Towarzyszyć temu będzie raczej nasilające się funkcjonowanie „we mgle" banków centralnych, przy ograniczaniu ich rzeczywistego wpływu na realną gospodarkę. W konsekwencji banki te będą raczej kontynuować proces – jak to określił prezes Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi – „wypływania na nieznane wody", co może się zakończyć przyspieszeniem procesu nieuniknionego narastania baniek spekulacyjnych, a być może i zwiększeniem skali oraz częstotliwości występowania załamań, a nawet kryzysów gospodarczych.

Z kolei reakcje organów nadzoru nad instytucjami finansowymi, pomimo zapewne dużej determinacji, będą raczej „po czasie" niż natury „wyprzedzającej". Nic nie wskazuje przy tym na to, aby banki przestały być traktowane przez ich akcjonariuszy podobnie jak „inne podmioty funkcjonujące w gospodarce", czego skrajnym przypadkiem jest ich wprowadzanie na giełdy oraz objęcie procesem globalizacji.

Zjawisko to skutkuje w praktyce wyraźnym eksponowaniem aspektu „maksymalizacji zysku" (do tego w krótkim czasie), kosztem absolutnie koniecznej w tym sektorze maksymy: „banki jako instytucje zaufania publicznego". W konsekwencji nadal będą m.in. raczej masowo oferowane spekulacyjne produkty finansowe, a ich spektrum w dobie postępującego wykładniczo postępu technicznego będzie zapewne szybko rosło.

W takich warunkach obywatelom nie pozostaje nic lepszego, oprócz niewątpliwie uzasadnionego oczekiwania ochrony ze strony państwa, jak tylko osobiście zadbać o własne sprawy, w tym przypadku pieniądze. Zdecydowanie najważniejszym krokiem w tym procesie i warunkiem absolutnie koniecznym jest w miarę możliwości jak najszersze zrozumienie mechanizmów rządzących rynkami finansowymi, w tym zwłaszcza – sektorem bankowym.

Im szybciej każdy z nas proces ten rozpocznie, tym bardziej ograniczony okaże się praktyczny wniosek płynący z prawa Murphy'ego, zgodnie z którym „ludzie postępują rozsądnie dopiero wówczas, kiedy wszystkie inne możliwości zawiodą".

—śródtytuły pochodzą od redakcji

Autor jest wykładowcą Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu. Od 1993 r. związany z bankowością. W latach 1999–2004 zorganizował od podstaw Santander Consumer Bank i kierował nim jako prezes. W 2005 r. członek rady nadzorczej tego banku. W latach 2006–2013 dyrektor generalny ds. Europy Środkowo-Wschodniej grupy ubezpieczeniowej Rheinland Versicherungen.

Ostatnie miesiące po raz kolejny dowiodły, iż zapoczątkowany w 2008 roku kryzys finansowy, u którego źródeł leżały niekiedy kardynalne błędy w funkcjonowaniu instytucji finansowych, jest nie tylko raczej daleki od rozwiązania, ale przenosi się na inne istotne obszary życia. Wystarczy wspomnieć ryzyko osłabienia Unii Europejskiej, powracający problem zadłużenia krajów strefy euro, zwycięstwo wyborcze Donalda Trumpa oraz – pozostające w związku z tymi zjawiskami – znaczące zyskiwanie na znaczeniu populistów.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację