Dyskusja dotycząca wieku emerytalnego jest i będzie obecna w debacie publicznej, ponieważ jest on w Polsce bardzo niski. Wiele analiz przekonująco pokazuje, że będzie w związku z tym źle.
Będzie źle, bo politycy nie chcą lub boją się ten wiek podnieść. Politycy słyszą, że się nie da, wyborcy również i tym bardziej się od polityków domagają zachowania status quo, a co gorsza dokonują życiowych wyborów tak, jakby rzeczywiście za 10–20 lat minimalny wiek emerytalny miał nadal być absurdalnie niski. A nie będzie. Demografia jest znacznie silniejsza od polityki.
Puste obietnice polityków
Podniesienie wieku emerytalnego jest nieuniknione i jest tak niezależnie od obietnic politycznych. Politycy działają „tu i teraz". Nie ma na świecie takiego polityka, którego obietnice dotyczące emerytur (wysokości, wieku emerytalnego) miałyby znaczenie dla tych, którzy mają dzisiaj 30–50 lat.
Każdy z nas musi więc przygotować się na dłuższą aktywność zawodową. W przyszłości będziemy dzielić się na tych, którzy to zrobili, i na tych, którzy na skutek słuchania obietnic – de facto bez pokrycia – tego nie zrobili. Ci pierwsi nic nie stracą, nawet jeśli na emeryturę będą mogli przejść relatywnie wcześnie. Ci drudzy, wierzący, że wiek emerytalny nie zostanie podniesiony, gdy już zostanie on podwyższony, zapłacą za to wysoką cenę, która na dodatek przeniesie się na resztę społeczeństwa.
Wiek emerytalny to najważniejszy parametr każdego systemu emerytalnego. Gdyby założyć, że wszyscy jesteśmy w stanie finansować konsumpcję ze swojego dochodu przez całe życie, to system emerytalny nie byłby potrzebny. To oczywiście abstrakcyjne założenie. Pod koniec życia jest na ogół okres, w którym nie jesteśmy w stanie uzyskać wystarczającego dochodu. Żeby konsumować, musimy korzystać z oszczędności – dokonanych indywidualnie lub wspólnie (powszechny system emerytalny).