Nic dziwnego. Nieterminowe płatności to jedna z głównych bolączek branży wydawniczej, zwłaszcza w połączeniu z coraz silniejszą jej konsolidacją. Nie jest tajemnicą, że detaliści na tym rynku mają kłopoty z terminowym rozliczaniem się ze zobowiązań, co uderza kolejno w hurtownie, samych wydawców i podmioty z nimi współpracujące, jak drukarnie czy dostawców papieru.
Tyle że prawdziwy kłopot robi się wtedy, gdy zatory dotyczą nie tylko pojedynczych księgarń, zresztą coraz rzadziej spotykanych nawet w największych polskich miastach, ale i potężnych sieci, dysponujących o wiele większymi możliwościami, w tym promocyjnymi. Brak terminowych rozliczeń ze strony firm o takiej pozycji może dosłownie postawić wydawców pod ścianą. Dwa lata temu głośny stał się ich spór na tym tle z Empikiem.
Ujawnili, że sieć, której udział w rynku wynosi kilkanaście procent, płaci faktury z opóźnieniem, zdając sobie sprawę, że kontrahenci muszą cierpliwie czekać, bo i tak wszyscy są od niej uzależnieni. Dlatego woleli narzekać anonimowo, żeby się nie narazić. Empik tłumaczył się, odpierając zarzuty. Tym razem Matras, potwierdzając obawy anonimowych wydawców, zapewnia, że opóźnienia są tylko przejściowe.
Miejmy nadzieję. Jeśli bowiem firmy wydawnicze będą zmuszone kredytować przez kilka miesięcy nie jednego, a dwóch największych detalistów, wraz z pogarszającą się płynnością finansową wydawców zmaleje atrakcyjność oferty, bo nie stać ich będzie na pozyskanie ciekawych autorów krajowych i zakup zagranicznych licencji, nie mówiąc o wydatkach na marketing.
A bez tych wysiłków, zważywszy na ujawnianą w badaniach czytelnictwa rosnącą niechęć Polaków do słowa drukowanego, i tak ledwie zipiący już krajowy rynek książki czeka bynajmniej niepiękna katastrofa.