Niestety, rządowy przekaz ma więcej wspólnego z propagandą sukcesu z czasów PRL niż z rzetelnym opisem rzeczywistej sytuacji. Poprawa stanu budżetu ma charakter przejściowy i jest tylko w części skutkiem uszczelnienia systemu podatkowego. Sam minister finansów przyznaje, że na koniec roku deficyt budżetu ma przekroczyć 30 mld zł, a deficyt sektora finansów publicznych 50 mld zł. Ale zarazem ukrywa, że w perspektywie dwóch–trzech lat budżet czekają poważne kłopoty. Ich źródłem będzie nieodpowiedzialna polityka obecnego rządu, w szczególności kupowanie poparcia wyborców poprzez zwiększanie sztywnych wydatków socjalnych przy jednoczesnym osłabianiu podstaw rozwojowych polskiej gospodarki.
VAT napędzany koniunkturą
Zacznijmy od dochodów budżetu. Wyniki za dziewięć miesięcy bieżącego roku pokazują wzrost wpływów z VAT o 22,5 mld zł (z 97,1 do 119,6 mld zł), czyli o 23,2 proc. (w stosunku do tego samego okresu ub. roku). Jednak główną przyczyną jest silny wzrost konsumpcji prywatnej, znajdujący odbicie we wzroście sprzedaży detalicznej łącznie o 8,4 proc. Zważywszy, że w strukturze sprzedaży maleje udział dóbr obciążonych niższymi stawkami VAT (żywność), faktyczny wzrost wpływów z VAT z tego tytułu wyniósł prawdopodobnie ponad 10 proc., czyli ok. 10 mld zł. W rzeczywistości więc wzrost wpływów z podatku VAT jest w dużym stopniu wynikiem dobrej koniunktury gospodarczej, napędzanej wzrostem konsumpcji. Kolejne 4–5 mld zł uzyskano dzięki skróceniu czasu obowiązkowego rozliczania VAT, co jednak oznacza tylko przyspieszenie spływu należnych dochodów, i w skali całego roku ten efekt zaniknie. Pozostałe 7–8 mld zł można uznać za dodatkowy dochód uzyskany dzięki uszczelnieniu systemu. To na pewno dobra wiadomość, ale przesadą jest przypisywanie za to zasługi wyłącznie obecnemu rządowi. Działania w tym kierunku podjęto już w latach 2014–2015, kiedy rząd PO–PSL wprowadził tzw. odwrócony VAT w wybranych branżach i przygotował przepisy o Jednolitym Pliku Kontrolnym.
Natomiast osiągnięcia w zakresie uszczelnienia pozostałych części systemu podatkowego (poza VAT) są znikome. Dochody z akcyzy wzrosły w ciągu trzech ostatnich kwartałów jedynie o 3,7 proc. w stosunku do 2016 roku, znacznie mniej niż wzrost sprzedaży paliw (wzrost o 6,8 proc. w cenach stałych), co stawia pod znakiem zapytania deklaracje rządu o jakiejś radykalnej poprawie w tym zakresie. Przyrost dochodów z PIT (tylko o 8,3 proc., przy wzroście dochodów ludności o 10 proc.) jest w całości efektem poprawy koniunktury i jedynie dochody z CIT rosły nieco szybciej niż wynik finansowy przedsiębiorstw. Warto te dane zestawić z obietnicami PiS z okresu kampanii wyborczej z 2015 roku, kiedy padały zapowiedzi o uzyskaniu z uszczelnienia systemu dodatkowych dochodów rzędu nawet 50 mld zł.
Nieoczekiwane oszczędności
Na pojawienie się niespodziewanej nadwyżki w budżecie, obok rosnących dochodów, wpłynęły także znacznie wolniej rosnące wydatki. Zaawansowanie dochodów w okresie styczeń–wrzesień 2017 r. wyniosło 77,7 proc. planu, a wydatków jedynie 67,2 proc. W niektórych pozycjach pojawiły się nieoczekiwane oszczędności (m.in. zmniejszenie składki do UE o 2,4 mld zł i zmniejszenie dotacji do ZUS o 4 mld zł w związku z wyższymi od planowanych wpływami z tytułu składek ubezpieczeniowych). Szkoda, że nie przeznaczono tych kwot na zmniejszenie deficytu. Ale istotną przyczyną wolnego wzrostu wydatków budżetu państwa jest przede wszystkim niski poziom wydatków majątkowych. Stagnacja inwestycji publicznych, zwłaszcza w infrastrukturze transportowej, edukacji i ochronie zdrowia, będzie obniżać przyszłe tempo rozwoju gospodarczego.
Na razie jednak cieszymy się z wysokiego tempa wzrostu gospodarczego, a rządowa propaganda przekonuje, że to także zasługa obecnej władzy. Jasne, konsumpcja rośnie dzięki wypłatom w ramach programu 500+, które w tym roku zwiększą budżety gospodarstw wielodzietnych o ponad 24 mld zł. Ale efekt netto będzie znacznie mniejszy, gdy uwzględni się dezaktywację zawodową części matek, koszty związane z obsługą długu zaciągniętego na sfinansowanie programu i nieuchronny wzrost inflacji. Drugim czynnikiem napędzającym konsumpcję jest wzrost dochodów ludności, wynikający ze wzrostu zatrudnienia (o 4,5 proc. w sektorze przedsiębiorstw) i wzrostu wynagrodzeń (o 5,3 proc.). Ala ta dobra koniunktura na rynku pracy jest przede wszystkim wynikiem inwestycji dokonanych w poprzednich latach, dobrej sytuacji gospodarczej w Unii Europejskiej (a także migracji z Polski – 118 tys. Polaków wyjechało w 2016 roku). I, co najważniejsze, ta dobra koniunktura nie będzie trwać wiecznie.