Dowody świadczące o tym, że serotonina i odpowiedni jej poziom w organizmie jest kluczowa w walce z depresją, zaczęły pojawiać się w latach 70. Nad ich zdobyciem pracował m.in. Ray W. Fuller – chemik, biochemik i mikrobiolog – od 1963 r. zatrudniony w firmie farmaceutycznej Eli Lilly and Company. Trzy lata później w szeregach pracowników korporacji pojawił się chemik Bryan B. Molloy, którego zainteresowanie bardzo szybko wzbudził projekt prowadzony przez Fullera, a mianowicie: poszukiwanie leku na depresję. Operacja ta mogłaby jednak nie zakończyć się sukcesem, gdyby do duetu Fuller-Molloy nie dołączył David T. Wong, przyjęty do Eli w 1971 r.
Liczne skutki uboczne
Szkopuł tkwił nie tyle w znalezieniu leku na depresję, co w tym, żeby lek ów nie powodował poważnych skutków ubocznych. Bo to właśnie była największa wada pierwszych specyfików o działaniu antydepresyjnym – iproniazydu i imipraminy, odkrytych kolejno w 1952 i 1957 r. Zwłaszcza ten drugi, oprócz poprawy nastroju, mógł powodować takie dolegliwości jak: zaparcia, drgawki, omamy i halucynacje, bezsenność, tachykardię czy nadciśnienie. Niemniej jednak wprowadzenie obu do obiegu otworzyło pacjentom cierpiącym na depresję nowe perspektywy i dało nadzieję na ograniczenie częstości stosowania w terapii antydepresyjnej zabiegów elektrowstrząsowych. Choć te do dzisiaj uważa się za najskuteczniejszy (70-90 proc.) biologiczny sposób leczenia depresji u kobiet w ciąży i seniorów.
Inspiracją i wskazówką do prostej drogi do sukcesu okazał się w 1971 r. dla Fullera, Molloya i Wonga wykład Solomona Snydera, badacza z Johns Hopkins University, który prowadził ciekawe doświadczenia na szczurach. Chodziło o nowoczesną technikę neurotransmisji. Wong nabytą wiedzę wykorzystał potem do przetestowania związków opracowanych przez Molloya. Przy wsparciu Fullera szybko stało się jasne, że dokładnie tego im było trzeba, by zrealizować cel. Przełomowe wnioski z tego badania trzej badacze opisali niewiele później – w 1974 r.
Pigułka dla mordercy
Prozac pojawił się na rynku amerykańskim w 1988 r. i do dziś cieszy się ogromną popularnością, zarówno wśród lekarzy, jak i pacjentów. Wskazania do stosowania prozacu to przede wszystkim stany depresyjne i stany lękowe, ale też alkoholizm, zaniżona samoocena, chorobliwa nieśmiałość czy zaburzenia odżywiania z bulimią na czele. Już w pierwszym roku jego dostępności, roczna sprzedaż prozacu w USA przyniosła Eli and Lilly Company 350 milionów dolarów. W skali świata było to 2,6 mld dol.
Naukowcom z Eli Lilly and Company nie udało się jednak w pełni odnieść sukcesu i wyeliminować skutków ubocznych w pełni. W przypadku prozacu są one mniej dotkliwe niż te towarzyszące lekom wcześniejszych generacji, ale jednak są. Na liście działań niepożądanych słynnej tabletki szczęścia znajdują się m.in. mniejszy popęd lub/i gorsza sprawność seksualna, biegunka, bezsenność, bóle głowy i nudności.
Najsłynniejszym i zarazem najbardziej dramatycznym przykładem zachowań pacjenta zażywającego prozac jest przy tym sprawa Josepha T. Wesbeckera z 1989 r. Mężczyzna zastrzelił 8 osób, a kolejnych 12 ranił. Wszyscy pracowali w firmie Standard Gravure, tej samej co sam Wesbecker, który po strzelaninie popełnił samobójstwo. Rodziny ofiar wytoczyły następnie proces firmie Eli Lilly and Company twierdząc, że działanie Wesbeckera wiązało się z zażywaniem przez niego prozacu. Terapię z wykorzystaniem leku rozpoczęto na miesiąc przed tragedią. Ostatecznie niczego jednak firmie nie udowodniono a spór zakończył się zawarciem ugody. Być może dlatego, że Wesbecker problemy psychiatryczne miał od wielu lat i z ich powodu co najmniej trzy razy w latach 1978-1987 był hospitalizowany. Zdiagnozowano u niego stany głębokiej depresji i depresji maniakalnej. Z dokumentacji medycznej Wesbeckera wynikało również, że podjął on co najmniej kilka prób samobójczych. Wszystko to miało miejsce zanim przepisano mu prozac.