„Portret rodziny z czasów wielkości”. Prymas, gej i redemptoryści

Maciej Łubieński, współautor „Pożaru w burdelu”, wspominając dostojników, Kościoła, ministrów, milionerów i pisarzy z rodziny, opisał podszewkę Polski.

Publikacja: 10.12.2020 21:00

Maciej Łubieński planuje książkę o demokracji rzymskiej

Maciej Łubieński planuje książkę o demokracji rzymskiej

Foto: Archiwum rodzinne

„Portret rodziny z czasów wielkości” nie jest sagą snobistyczną, tylko ironiczną, z powojennym rozdziałem o „chudopaniczach i postpaniczach z blokowisk” na Ochocie. Autor, po kądzieli potomek hetmana Stanisława Żółkiewskiego, zdobywcy Moskwy w 1610 r., ale też autora „Początku i progresu wojny moskiewskiej” – zakupił na aukcji druk z 1648 r. obwieszczający śmierć króla Władysława IV sygnowany przez prymasa Rzeczypospolitej.

Cena poszybowała, bo licytujący zorientowali się, że wśród nich jest Maciej Łubieński, noszący imię i nazwisko prymasa. Jego krewny. Zapłacił więcej, niż planował. Książki też nie planował, a dziś czytamy przepyszne historie m.in. właśnie o prymasie Macieju Łubieńskim, który jako „patriotyczne zombie” podczas potopu rabujących katedrę gnieźnieńską „drapieżców straszliwie przeraziwszy z kościoła wypłoszył”, gdy Szwedzi otworzyli jego trumnę.

Łubieńscy doszli do potęgi dzięki Zygmuntowi III Wazie, który budował swoje stronnictwo, awansując szlachtę poprzez Kościół i królewską kancelarię. Ze 100 duchownych sekretarzy w tamtej epoce połowa została biskupami, a to król decydował o nominacji.

Magnaci Kościoła

Książkę czyta się znakomicie, bo ma barwną narrację – korespondencję antagonistów relacjonuje w formie tweetów, zaś polityka Wazów przełożona jest na język spółek Skarbu Państwa. Biskup Stanisław Łubieński, brat prymasa Macieja, sprawił, że co czwarty członek kapituły płockiej pochodził z rodziny. Była w szaleństwie nepotyzmu logika i akceptowalna ostatecznie hipokryzja. Przestrzegali, że Polskę zniszczy kupowanie urzędów przez ludzi niekompetentnych. Swoich kształcili. Prymas Maciej był kompetentny nawet w kwestii mody. Pięknej brody mogliby mu zazdrość dzisiejszy hipsterzy.

Rozdział o Feliksie Łubieńskim, który chciał zostać jezuitą, pokazuje, co to znaczy „efekt motyla”. Polityczna burza w Ameryce Łacińskiej skończyła się likwidacją zakonu. Feliks był na dworze prymasa Władysława Aleksandra Łubieńskiego, który budował wpływy, „częstując” szlachtę na sejmikach, a na zamku w Skierniewicach strzelał na wiwat w stylu magnatów saskich. Po śmierci Augusta III dziewięć miesięcy był interreksem i zabrał Feliksa na elekcję Stanisława Augusta.

Feliks wiedział już, jak się buduje polityczne relacje: poprzez berlińskiego ortopedę poznał przyszłego króla pruskiego Fryderyka Wilhelma, który po latach za wystawne śniadania odwdzięczył się tytułem hrabiowskim. Szlachta gardziła handlem, a on bogacił się na śledziach, a nawet karmił wieprze zdechłymi i wędzonymi zwierzętami. A fuj! Ale pieniądze nie śmierdzą, a widząc na froncie bosego Kościuszkę, podarował mu buty.

Gdy przyszedł czas – snuł plany odbudowy Królestwa Polskiego, zaś po zwycięstwie Napoleona jako minister sprawiedliwości Księstwa Warszawskiego stworzył szkołę prawa, nowoczesny ustrój sądów i wprowadził kodeks Napoleona. Wraz z nim rozwody. Kościół nie był monolitem, ale część hierarchów się burzyła. Redemptorystów, których większość pochodziła z Prus, co nie podobało się Francuzom, zmusił do opuszczenia Polski, zarzucając im szerzenia… fanatyzmu. Powrócili dzięki prawnukowi Feliksa, Bernardowi Łubieńskiemu, błogosławionemu Kościoła katolickiego, który chciał odkupić winy pradziadka.

W PRL-u

Dwie Łubieńskie były Matkami Zakonu Urszulanek Unii Rzymskiej. Niekonwencjonalna Cecylia, przełożona klasztorów i szkół, miłośniczka Jana od Krzyża, wprowadzała do programu nauczania Stanisława Wyspiańskiego, który z Kościołem miał raczej na pieńku. Wiele jej uczennic było Żydówkami. Doktorat jako pierwsza pośród zakonnic napisała pod okiem ówczesnego giganta Szymona Askenazego o żydowskim pochodzeniu, którego biografia księcia Poniatowskiego, była biblią patriotyzmu dla Polaków. Ona napisała o dysydentach na sejmach: słynna polska tolerancja bywała fikcją.

Wśród bohaterów jest Jerzy Łubieński, przedwojenny milioner, gej, zdobywca serca Stanisława Bielskiego, którym emocjonowała się homoseksualna Warszawa. Jarosław Iwaszkiewicz podarował mu wiersz, ale Jerzy podbił stawkę samochodem. Stać go było na rajdy Monte Carlo, bo obracał z zyskiem akcjami zakładów Lilpopa, browarów, kopalni. Po wojnie zakładał paryską „Kulturę”. Umierał jak parias.

Z Myślą Mocarstwową Jerzego Giedroycia przed wojną związał się Konstanty Łubieński. W czasie wojny dowódca akowskiego inspektoratu Mielec, więzień UB i NKWD, szukający miejsca w stalinowskiej rzeczywistości w koncesjonowanej przez komunistów organizacji PAX Bolesława Piaseckiego. Po śmierci Bieruta znalazł się w opozycyjnym „dream teamie” Znaku z Jerzym Zawieyskim, Stanisławem Stommą, Stefanem Kisielewskim. Krytykował Gomułkę. Poparł „inwestycje” Gierka, zmiany w konstytucji, wszedł do Rady Państwa.

W wyborach Konstantego odbija się złamana romantyczna legenda jednego z przodków, uczestnika szarży w wąwozie Samosierra, przegranego generała powstania listopadowego, lojalnego poddanego cara. Oceniając go i jemu podobnych Łubieńskich, bohaterów „Końca świata szwoleżerów” Mariana Brandysa, Konstanty uznał ich za politycznie ugodowych i społecznie postępowych.

Synem Konstantego jest Tomasz, autor głośnej książki „Bić się czy nie bić”. Zaś jego syn Maciej perypetie Łubieńskich barwnie podsumował.

Maciej Łubieński, „Portret rodziny z czasów wielkości”. WAB, 2020

„Portret rodziny z czasów wielkości” nie jest sagą snobistyczną, tylko ironiczną, z powojennym rozdziałem o „chudopaniczach i postpaniczach z blokowisk” na Ochocie. Autor, po kądzieli potomek hetmana Stanisława Żółkiewskiego, zdobywcy Moskwy w 1610 r., ale też autora „Początku i progresu wojny moskiewskiej” – zakupił na aukcji druk z 1648 r. obwieszczający śmierć króla Władysława IV sygnowany przez prymasa Rzeczypospolitej.

Cena poszybowała, bo licytujący zorientowali się, że wśród nich jest Maciej Łubieński, noszący imię i nazwisko prymasa. Jego krewny. Zapłacił więcej, niż planował. Książki też nie planował, a dziś czytamy przepyszne historie m.in. właśnie o prymasie Macieju Łubieńskim, który jako „patriotyczne zombie” podczas potopu rabujących katedrę gnieźnieńską „drapieżców straszliwie przeraziwszy z kościoła wypłoszył”, gdy Szwedzi otworzyli jego trumnę.

Pozostało 83% artykułu
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność