„Portret rodziny z czasów wielkości” nie jest sagą snobistyczną, tylko ironiczną, z powojennym rozdziałem o „chudopaniczach i postpaniczach z blokowisk” na Ochocie. Autor, po kądzieli potomek hetmana Stanisława Żółkiewskiego, zdobywcy Moskwy w 1610 r., ale też autora „Początku i progresu wojny moskiewskiej” – zakupił na aukcji druk z 1648 r. obwieszczający śmierć króla Władysława IV sygnowany przez prymasa Rzeczypospolitej.
Cena poszybowała, bo licytujący zorientowali się, że wśród nich jest Maciej Łubieński, noszący imię i nazwisko prymasa. Jego krewny. Zapłacił więcej, niż planował. Książki też nie planował, a dziś czytamy przepyszne historie m.in. właśnie o prymasie Macieju Łubieńskim, który jako „patriotyczne zombie” podczas potopu rabujących katedrę gnieźnieńską „drapieżców straszliwie przeraziwszy z kościoła wypłoszył”, gdy Szwedzi otworzyli jego trumnę.
Łubieńscy doszli do potęgi dzięki Zygmuntowi III Wazie, który budował swoje stronnictwo, awansując szlachtę poprzez Kościół i królewską kancelarię. Ze 100 duchownych sekretarzy w tamtej epoce połowa została biskupami, a to król decydował o nominacji.
Magnaci Kościoła
Książkę czyta się znakomicie, bo ma barwną narrację – korespondencję antagonistów relacjonuje w formie tweetów, zaś polityka Wazów przełożona jest na język spółek Skarbu Państwa. Biskup Stanisław Łubieński, brat prymasa Macieja, sprawił, że co czwarty członek kapituły płockiej pochodził z rodziny. Była w szaleństwie nepotyzmu logika i akceptowalna ostatecznie hipokryzja. Przestrzegali, że Polskę zniszczy kupowanie urzędów przez ludzi niekompetentnych. Swoich kształcili. Prymas Maciej był kompetentny nawet w kwestii mody. Pięknej brody mogliby mu zazdrość dzisiejszy hipsterzy.
Rozdział o Feliksie Łubieńskim, który chciał zostać jezuitą, pokazuje, co to znaczy „efekt motyla”. Polityczna burza w Ameryce Łacińskiej skończyła się likwidacją zakonu. Feliks był na dworze prymasa Władysława Aleksandra Łubieńskiego, który budował wpływy, „częstując” szlachtę na sejmikach, a na zamku w Skierniewicach strzelał na wiwat w stylu magnatów saskich. Po śmierci Augusta III dziewięć miesięcy był interreksem i zabrał Feliksa na elekcję Stanisława Augusta.